środa, 31 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 20

*Myślami Justina*
Brakuje mi jej. KURWA,  jak mi jej brakuje..
Tęsknie za jej.. Włosami. Oczami. Nosem. Ustami. Zapachem. Uśmiechem. Dłońmi. Policzkami. Za całą nią. Ale musiałem to zrobić. Przerwać to, do czego dążyła. Do zdobycia mnie.
Jesteś tego pewien?
Raczej tak. Chyba teraz szczerze mogę stwierdzić, że udało się jej. Podbiła moje serce, sam nie wiem kiedy. Może wtedy, gdy usłyszałem słowa jej pierwszej piosenki? Albo wtedy, gdy płakała na ławce i nie chciała się przyznać? Lub wtedy, gdy przyszła mnie przeprosić pod ratuszem?
Chyba nie dowiem się. Wiem jedno, że nie mogę jej tego pokazać. Nie może się o tym dowiedzieć.
- Justin? - Usłyszałem piskliwy głos, dobiegający z dołu. Wychyliłem się, ponad blat w kuchni i ujrzałem Jazmyn.
- Co jest, królewno? - Uśmiechnąłem się w jej stronę, wystawiając ręce na przód i przyciągając ją do siebie. Lekkim ruchem, usadowiłem ją na moich kolanach, przodem do mnie.
- Dlaczego jesteś smutny? - Zapytała cicho, kładąc rączkę na mojej klatce piersiowej. - Nie jestem smutny, Jazz. - Szepnąłem do jej uszka, odgarniając jej włoski na bok. Oparła się całym ciałem o mnie i położyła głowę w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce. Przez chwilę wsłuchiwała się w jego bicie, a potem znów podniosła twarzyczkę.
- Jesteś, Justin. Jesteś. - Pewność w jej głosie tak mnie uderzyła, że przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Zachichotałem nerwowo.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo nie odzywasz się. Od dwóch dni wpatrujesz się w ten sufit i myślisz.
- Bo jestem.. Zestresowany. - Skłamałem. Po co było jej wiedzieć, że polubiłem jakąś dziewczynę, ale ona nie polubiła mnie?
- Czym?
- Szkołą, królewno.
Tak przenikała mnie wzrokiem, że pomyślałem, iż w moich oczach odczyta kłamstwo. Ale nie odezwała się. Po prostu wtuliła we mnie, a ja westchnąłem.
- Kocham Cię, Jazmyn. - Uśmiechnąłem się, gładząc jej włosy.
- Ja Ciebie też, Justin.
Usłyszałem, że zamek w drzwiach się przekręca i uniosłem siostrzyczkę na rękach. Wstałem z siedzenia i ostrożnie poszedłem ku drzwiom.
- Cześć kochani. Jazmyn nie powinna już spać? - Mama powitała nas w progu, od razu marszcząc brwi.
- Maaama. - Dziewczynka przeciągnęła "a", a ja pochyliłem się tak, aby mogła ją pocałować w policzek.
- Zaraz ją położę, mamo.
- Dobrze. Jedliście kolację?
- Tak. W kuchni zostawiłem Ci kanapki.
Pokiwała głową ze zrozumieniem i odwiesiła swoją kurtkę, na wieszak. Dopiero teraz zauważyłem zmęczenie kryjące się na jej twarzy. Westchnąłem ciężko.
- Mamo.. Może powinnaś zrobić sobie wolne? - Zapytałem, idąc za nią do kuchni. Podeszła do kranu i zaczęła myć ręce. Spojrzałem na Jazmyn, która słodko ziewnęła i wtuliła się w mój tors, zamykając oczka.

- Chyba żartujesz, Justin. Mam teraz urwanie głowy, a Ty mówisz, że mam zrobić sobie wolne? - Zakpiła, siadając do stołu i biorąc jedną kanapkę. Ugryzła ją delikatnie. Przewróciłem oczami.
- Zawsze masz urwanie głowy, w pracy.
- A pomyślałeś, skąd weźmiemy pieniądze na jedzenie? Ubrania? Rachunki?
Ucichłem. Wstałem od stołu i nie robiąc hałasu, przeszedłem do pokoju Jazmyn. Po wejściu, zapaliłem światło i rozejrzałem się.
- Będziemy musieli tu posprzątać rano, mała. - Powiedziałem do Jazmyn, chodź doskonale zdawałem sobie sprawę, że dziewczynka już śpi. Najdelikatniej, jak umiałem oderwałem ją od swojej klatki piersiowej. Pochyliłem się nad jej łóżkiem i wsunąłem siostrę pod kołdrę. Wolnym ruchem, ułożyłem jej senną główkę na poduszce i uśmiechnąłem się. Klęknąłem przed nią i pocałowałem ją w czoło.
- Dobranoc, królewno. Słodkich snów.
Wstałem i najciszej wyszedłem z jej pokoiku, gasząc światło. W salonie zastałem już mamę, dalej jedzącą kanapki, ale czytającą jakieś czasopismo. Zmarszczyłem brwi, podchodząc do szafki i wyjmując kluczyk z kieszeni. Cicho, otworzyłem ją i wyciągnąłem z niej kopertę. Przełykając głośno ślinę, zamknąłem ją i podszedłem do mamy. Uniosła wzrok znad gazety i uśmiechnęła się. Zza siebie wyciągnąłem tą kopertę i nieśmiało wepchnąłem w jej ręce. Zaskoczona otworzyła szeroko oczy i zaniemówiła. Bez słowa, usiadłem obok niej i wskazałem głową na "prezent".
- Otwórz.
Niepewnym ruchem, rozwarła kopertę, a z niej wypadły pieniądze. Dokładnie tysiąc złoty. Zasłoniła usta ręką i zmarszczyła czoło.
- Justinie Drew Bieber, powiedz mi, skąd masz te pieniądze?! - Uniosła ton, a ja wywróciłem oczami.
- Ciszej mamo, Jazmyn śpi. Uzbierałem. Nie martw się, nie kradłem.
- Jak uzbierałeś?
- Grałem pod ratuszem przez kilka miesięcy i nazbierało się. - Odpowiedziałem spokojnym tonem, a po chwili na twarzy Pattie pojawiła się zmarszczka nad kącikiem ust. Uśmiechała się tak pięknie, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Dziękuję, Justin. - Wybełkotała, ledwo hamując łzy i przytulając mnie z całej swojej matczynej siły.
Odwzajemniłem uścisk.
- Nie ma za co, mamo. Ale teraz obiecasz mi, że zrobisz sobie to wolne, dobrze? Chociażby te trzy, cztery dni.
- Obiecuję, synku. - Pogłaskała mnie po głowie, a ja wtuliłem się w nią.

*Myślami Melody.*
Które to już było cięcie? Dwudzieste? Trzydzieste? Nie liczę. Ale wiem jedno, że wcale to nie pomaga, jak kiedyś. Blair myślała, że jak schowa mi żyletki, to już się nie potnę. Zaśmiałam się pod nosem.
- Jest coś takiego, jak sklep.
Oparłam się ciałem o łóżko i pociągnęłam nosem. Łza wymknęła się spod mojej powieki. A potem już kolejna, następna i znów wybuch gromkiego płaczu. To tak cholernie boli. A mówią, że miłość jest wspaniała. Pierwszy raz jej doświadczyłam i już wiem dlaczego nigdy nie słuchałam ludzi. Dlaczego tak tego unikałam. Usłyszałam pukanie do drzwi i w pięć sekund wsunęłam żyletkę pod łóżko, a długi rękaw mojej bluzy naciągnęłam na ręce.
- Proszę. - Oznajmiłam, chrypiącym głosem.
Blair wparowała do mojego pokoju, rozglądając się.
- Nie martw się, nie tnę się. - Spróbowałam uśmiechnąć się delikatnie, ale wyszedł grymas. Otarłam łzy.
- Znów płaczesz? Może w końcu powiesz mi o co chodzi? - Opiekunka usiadła na moim łóżku, marszcząc swoje czoło.
- Przejdzie mi, mam czasem takie humory.
- Jasne i od tak, wracasz do swoich dawnych nałogów? 

- To taki napływ emocji. Obiecuję Ci, że więcej tego nie zrobię. - Zagryzłam wargę, za plecami krzyżując dwa palce. Kobieta pokiwała ostrożnie głową.
- Skoro nie chcesz mówić, to nie będę Cię zmuszać, kochanie. Ale jeśli chcesz porozmawiać, to wiesz do kogo masz przyjść. - Posłała mi ciepły uśmiech, a ja kiwnęłam głową. Wyszła, zamykając drzwi.
Odetchnęłam głośno, idąc do łazienki.

***
Szłam do szkoły, w okropnym humorze. Dzisiaj rodzice zmusili mnie prawie siłą, abym poszła. Nawet nie zdają sobie sprawy, co się ze mną dzieje, więc w końcu postanowiłam, że pójdę. Wiatr zawiał, a moje włosy momentalnie rozwiało na cztery strony świata. Gdy ogarnęłam chwilowo grzywkę, doszłam już pod szkołę. Tam, od razu znaleźli mnie Jacob i Elen.
- No nareszcie. Może Cię to nie zadowoli, ale nie wyglądasz najlepiej. - Elen spojrzała na moją twarz, a następnie na Jacoba.
Cob pokiwał głową, a jego czoło zmarszczyło się. Obczaił mnie od góry, do dołu, a następnie pociągnął naszą trójkę na ubocze.
- Melody. Dlaczego masz bluzkę z długim rękawem, w taki upał? - Zapytał stanowczo, krzyżując ręce przed sobą. Wywróciłam oczami.
- Bo mi zimno było rano, noo. - Znów zaczęłam kłamać, wystrzeliwując rękami w górę. I w tym momencie Elen złapała moją dłoń, zsuwając na dół bluzkę. El, odskoczyła jak oparzona.
- Ała. Puść. - Jęknęłam, szybko zasłaniając nadgarstki. Jacob wytrzeszczył oczy. Również zdążył to zauważyć.
- Znów to robi.. Znów.. - Elen zaskomlała, płaczliwym głosem wtulając się w mojego przyjaciela.
Coś mnie mocno ukłuło w sercu, na widok zmartwionych, prawie płaczących przyjaciół.
- Ja..
- Nie. Dość kłamstw, Melody. Dlaczego znów to robisz? Było tak dobrze.. Odstawiłaś te cholerstwo. -  Blondyn, objął mnie z całej swojej siły, obejmując również Elen. Oboje zaskomleli w moje ramiona.
- Bo go kocham. Bo go kurwa kocham.. - Nie opanowałam łez.

poniedziałek, 29 lipca 2013

'The Darkness Of Her Soul` rozdział. 19

Tak przed przeczytaniem, chciałabym Was poinformować, że na ten rozdział pomysł podsunęła mi Kadu ( http://third-timee.blogspot.com/ ) I jestem jej ogromnie wdzięczna :)
__________

Czułam ciepło jego warg. Ale nie do końca czułam usta. Po pięciu sekundach, zorientowałam się, że spoglądamy w swoje oczy. Jego, jakby się ściemniły. Gęsia skórka przeszła po mojej skórze.
Czy to nie powinien być ten moment, gdy mnie całuje, wyznajemy sobie miłość, a wszystko jest potem świetnie, pięknie i cacy?
Głośne przełknęłam ślinę i zdążyłam jeszcze zauważyć, jak jego jabłko Adama porusza się w górę i w dół.
- Justin?..

*Myśli Justina*
- Justin?.. - Usłyszałem jej niebiański, delikatny głos, zaraz po tym, jak się odsunąłem. Ciśnienie mi skoczyło. Było tak blisko..
Poczeka. Pomęczy. Zdobędzie. Zaliczy. Zrani. Zostawi. Wykorzysta. .Opinia jej w szkole, nie dawała mi spokoju. Czy naprawdę tak realistycznie, potrafi zagrać uczucia? Bo spoglądając w jej piękne oczy, mógłbym przysiąc, że widzę prawdę. Uczucie. Gorące uczucie do mnie.
Zniszczy Cię.
Czy to może być prawda? Czy jest tak idealną aktorką? Myśl. Wierzysz jej?
Kłamie. Cholernie kłamie. 
Dlaczego jest tak idealna, a tak nieosiągalna? Dlaczego nie potrafię rozbudzić w niej uczuć?
Tak. Słuchaj mnie. Ona skrzywdzi.

- Chyba lepiej będzie, jeśli już nigdy więcej się nie spotkamy. Jeszcze przez chwilę myślałem, że naprawdę mnie lubisz. Hahah. Głupi byłem, co nie? - Podniosłem głos, gdy wstała, by do mnie podejść. Gwałtownie się odsunąłem. Moje źrenice pomniejszyły się do tego stopnia, że Melody odskoczyła wystraszona. Nie panowałem nad tym co mówię. Dawne myśli przejęły kontrolę.
- Ale Justin.. - W jej oczach pojawiły się łzy. Chwyciła swoimi dłońmi, moje ramiona.
- Hahha. Powiem Ci, że powinnaś zapisać się do teatru. Naprawdę nieźle grasz, Księżniczko. Szkoda tylko, że ja się na to nie nabiorę. Rozumiesz? - Pochyliłem się tak, że nasze czoła się spotykały. Dreszcz przeszedł mnie od stóp do głów. Nie ważne co do niej czułem. Ważne, co o niej wiedziałem.
- Nigdy. Nigdy się nie nabiorę. - Wypowiedziałem ostrożnie każde z tych słów, a ona spuściła wzrok na ziemię.
Płacze. Powinieneś jej uwierzyć. Mówi prawdę.
Jasne. Nie jestem głupi.
- Znajdź sobie kogoś innego, do omotania. Justin Drew Bieber, nigdy nie był zdobyty. I nie będzie. - W moich oczach pojawił się blask. Blask nienawiści do siebie i do niej. Do siebie, za wszystko co teraz jej powiedziałem. Za to, że mogło ją to zaboleć, tak jak mnie gdy to mówiłem. Do niej, za to, że nie potrafi kochać. Cholernie mnie pokochać. Ostatni raz zerknąłem na nią. Nie obdarzyła mnie nawet spojrzeniem. Skuliła się, jak dziecko na ławce. Wydawało mi się nawet, że szlocha. Ale to niemożliwe. Ona nie ma uczuć. Na pewno nie do chłopaków. Odwróciłem się na pięcie i z bólem w sercu, ruszyłem w swoim kierunku, zabierając tą głupią deskorolkę, która była celem naszych spotkań.
Cierpi. Ogromnie cierpi. Przez Ciebie. 
Wróć. Wróć do niej.
Zatrzymałem się.
- Nie, serce. Już więcej Cię nie posłucham. - Parsknąłem sam do siebie, ironicznie. Ponownie ruszyłem. Tym razem, już nieprzerwanie.


*Myślami Melody*
Każdy mój oddech, był coraz mniejszy. Czułam, że każdy krok, staje się cięższy. Rozmazane oczy, nie za bardzo idą w parze z bieganiem. Ale nie o tym myślałam. Właściwie, to myślałam, tylko o jednym miejscu na ziemi.
- Pewnie stęskniły się za mną. - Mruknęłam sama do siebie, czując kolejną falę łez. Nic do mnie jeszcze nie docierało. Nic. Żadne słowo, jakie od niego usłyszałam. Po prostu biegłam.
Ale wiedziałam, że gdy w końcu dobiegnie, to zrozumiem. Wszystko nabierze sensu i wtedy już nie będzie odwrotu.
Wparowałam do willi, nie zwracając uwagi, na tatę, czytającego coś na kanapie i Blair, która zdziwiona wołała mnie do siebie. Czułam, że jestem już blisko. Drzwi do pokoju, niemal wyważyłam. Zaraz po wtargnięciu do niego, otwarłam drugie drzwi. Do mojej łazienki. Po upewnieniu się, że nikt za mną nie idzie, przekręciłam zamek w drzwiach. Opadłam na zimne kafelki i zasłoniłam twarz włosami.
- Jeszcze nie, Melody.. Poczekaj. - Znów powiedziałam sama do siebie. Trzęsącymi się rękami, otwarłam gwałtownie szafkę. Wyrzuciłam z niej niemal wszystkie ręczniki i szmatki.
- Tu jesteś.. - Obezwładniający spokój, przeszedł po moim ciele, gdy zauważyłam pudełko. Otworzyłam je, uśmiechając się, jeszcze nie do końca sobie uświadamiając dzisiejsze słowa.
- Tęskniłyście ? - Zapytałam jakby radosnym tonem, spoglądając na grupkę idealnie ułożonych żyletek. Zagryzłam wargę, podnosząc jedną z nich do góry.
I wtedy właśnie nastąpiło uświadomienie.
Przez tyle lat uciekałam przed uczuciami, żeby nagle ktoś zawładnął mną i zrobił ze mnie to. Zaśmiałam się, wstając i spoglądając w lustro. Rozmazany makijaż, rozczochrane włosy i ta.. Pustość we wzroku. Fala łez ogarnęła mnie tak szybko, że ponownie upadłam na ziemię. I nie zdając sobie sprawy, zrobiłam pierwsze cięcie. Pierwsze cięcie od trzech lat. A potem wszystko szło już gładko..
Każde kolejne powodowało u mnie, coraz większą ulgę. Każde kolejny sprawiało, że się odprężam.
I chodź świadomość wciąż powtarzała, że jestem w nim zakochana, za każdym razem robiłam coraz mocniejsze cięcia.
- I od tego zaczynamy. Pomożesz mi o tym zapomnieć. - Szepnęłam, spoglądając na żyletkę. Usłyszałam głośne pukanie do moich drzwi.
- Melody, jesteś tam? Melody ! - Blair krzyczała już, nieźle wystraszona.
- Ludzie powiadają, że cięcie się jest słabością. - Stłumiłam falę płaczu i kolejne cięcie pojawiło się na nadgarstku.
- A moją słabością, jest on. 


__________
Tak, wiem, co teraz myślicie. 
DLACZEGO TAKI KRÓTKI?! 
Otóż dlatego, że naprawdę ogromnie starałam się nad tym rozdziałem, aby wlać w niego swoje uczucia.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi jego długość, dlatego, bo jest w nim więcej akcji :)
Co myślicie o takim rozwinięciu ?
Chciałabym Wam również podziękować, za taką ilość komentarzy! Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie czytać tego bloga :) 

sobota, 27 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 18


To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie.

To zdanie wirowało mi w głowie już od kilku dni. Po ostatnim razie, strasznie boję się spotkać z Justinem. Boję się, że to co napisał Jacob, to prawda. Że to ja jestem tą zdobytą. Że.. polubiłam go. Że podoba mi się. Nie chcę tego. Nie chcę..
Rozglądałam się idąc do szkoły. Dzisiaj już nie przejmowałam się tym, czy dzieciaki patrzą na mój ubiór. W tym stylu czułam się jakoś pewniej. Był luźniejszy. Modliłam się tylko, by nie spotkać szatyna.
Dobrze wiedziałam, że to nieuniknione. Ale chciałam chociaż przez jeden dzień go nie widzieć.
- Hej. - Elen przywitała mnie, a ja podskoczyłam lekko, chwytając się za serce.
- O Jezu.. Cześć. - Westchnęłam, luzując.
- Co jesteś taka spięta?
- Nie jestem spięta.
- Dobra, nie ważne. Ech.. Pamiętasz, że dzisiaj mam Cię uczyć matmy? - Elen przewiercała mnie wzrokiem, a ja pokiwałam twierdząco głową, chodź nie pamiętałam.
- Jasne. Wszyscy wiemy, że nie pamiętałaś. - Jacob stał za mną i przytulił mnie po przyjacielsku.
Zaśmiałam się nerwowo, ponieważ znów myślałam, że to Justin.
Rozległ się dzwonek na lekcję i wszyscy ruszyli ku wejściu szkoły z pochmurnymi minami. El i Cob spojrzeli na mnie dziwnie, gdy ja stałam na środku, nie ruszając się.
- Idziesz? Spóźnimy się na wf.
- Ja pójdę jeszcze do łazienki. Zaraz do Was dołączę.
- Okej, ale nie zwiewaj z lekcji. - Jacob pokiwał palcem mi przed nosem, a ja pokiwałam głową.
Jako ostatnia szłam w stronę drzwi szkolnych, ale nie skręciłam do przebieralni, lecz w stronę łazienki. Szłam powoli, uspokajając się.
- Cześć Księżniczko. - Usłyszałam szept obok swojego ucha, a całe ciało jak na zawołanie, zesztywniało.
Błagam nie..
Odwrócił mnie lekko, za rękę. Miałam zszokowaną minę, co go zaskoczyło.
- Czyżbyś się mnie wystraszyła ? - Kąciki jego ust, uniosły się w seksownym uśmiechu, a mnie na ręce wyskoczyła gęsia skórka. Kolana zmiękły i już miałoby się wydawać, że upadnę, ale oparłam się o ścianę.
- Nie. Nie spodziewałam się Ciebie, tutaj.
- Nie tylko Ty, czasem się urywasz z lekcji. - Jego oczy spojrzały w moje, a serce podskoczyło mi do góry.
Czy robił to specjalnie? A może zawsze to robił? Może tego nie zauważałam..
- Nic nie mówisz? Coś się stało? - Stanął bliżej mnie, tak, że nasze czoła, prawie się stykały. Zmarszczył brwi, a ja ciężko przełknęłam ślinę. On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak na mnie działa. Lub wie o tym i wykorzystuje to.
- NN..Nic. - Odrzekłam, przekręcając głowę w prawą stronę. Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nigdy nie widziałem, żeby Melody Night była niepewna siebie. I wiesz co Ci powiem? .. - Chwycił mój podbródek i przybliżył swoje usta do mojego ucha. Fala jego perfum, obezwładniła mnie.
- Nieziemski widok. - Szepnął, wargą przejeżdżając po moim uchu. Tego było za wiele. Dwa rumieńce wkradły się na moją twarz. Zadziwiło go to ogromnie, bo nie wiedział co powiedzieć. Czyżby właśnie zdał sobie sprawę, co jest? Czy myśli o tym, że może mi się spodobał?
Odruchowo spojrzałam na jego wargi. Miał lekko otwarte. Zauważył mój wzrok i oblizał usta. Zaśmiałam się nerwowo.
- Ja.. Ja muszę już iść na lekcję. - Odzyskałam jakoś równowagę, chodź w głowie kręciło mi się, jak na karuzeli. Wyminęłam go szybko.
- Dzisiaj kolejna lekcja jazdy na desce? - Krzyknął za mną, a ja odwróciłam się na parę sekund.
- Nie.. Nie mogę, bo mam naukę z Elen.
Uśmiechnął się promiennie, a ja szybko pobiegłam w stronę mojej szatni.


- Co jest z Tobą? Co tak długo? - Elen szturchnęła mnie ramieniem, gdy wbiegłam do sali ubrana już w strój z wf'u. Nauczycielka skarciła mnie wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
- Musiałam załatwić potrzebę. - Skłamałam, dysząc. Przyjaciółka wywróciła teatralnie oczami, a pani rozpoczęła rozgrzewkę.

- Dzisiaj z Tobą coś nie tak jest, wiesz? - Przyjaciółka westchnęła głęboko, patrząc na mnie.
- O co Ci chodzi ? - Burknęłam.
- Jesteś jakaś dziwnie spięta i zdenerwowana. Jak nie Ty.
- Bo mi się podoba Justin. - Jęknęłam.
Zaraz.. Co !! Powiedziałam to na głos ?!  O nie.. Nie..
- Znaczy..
- Podoba Ci się Justin ? - Elen opadła kopara, a zaraz po tym, zaczęła piszczeć szaleńczo.
Walnęłam się z prostej ręki w twarz.
- Znaczy.. Ja wiedziałam, że on Ci się podoba, ale nie wiedziałam, że się przyznasz. - Blondynka zaśmiała się uroczo.
- Błagam Cię, nie mów tego nikomu. To dla mnie ważne, El. Bardzo ważne.
- A Jacob?
- Nawet Cobiemu. Dobrze wiesz, jak zareaguje. Dokładnie jak Ty, ale on jest gorszą paplą.
- Obiecuję. - Elen położyła rękę na serce i wypowiedziała te słowo uroczyście, a ja zachichotałam.
- Kto by pomyślał.. Że taki chłopak zwykły, Ci zawróci w tym durnym łebie.
- Ej ! - Wrzasnęłam, wybuchając śmiechem i uderzając ją lekko z ramienia.
- Dobra, dobra. Lepiej wracajmy do matmy. - Blondynka zarządziła.
- Eh.. - Jęknęłam.


* Rozmowa telefoniczna*
- W jakiej sprawie do mnie dzwonisz, Justin? - Warknęłam po raz kolejny, gdy na ekranie wyświetlił mi się nieznany numer, a w tle mogłam usłyszeć chichot.
- Tak sobie. Chciałem Cię usłyszeć, Księżniczko. - Odpowiedziałam, ściszonym głosem, jakby nie chciał, by ktoś to usłyszał.
Mimo wszystko w moim żołądku, zawirowało. Każde jego słowo działało, jak pocałunek.
- I to wszystko?
- To za mało ?
- Nie. Wystarczająco. - Uśmiechnęłam się pod nosem, a po drugiej stronie zapadła cisza. Spojrzałam na zegarek. 00:00
- Jutro spotykamy się na lekcje?
-Tak. Pasuje Ci o 11?
- Pewnie.
- Dobranoc, Księżniczko. - Usłyszałam w jego głosie, że się uśmiechał.
- Dobranoc.

***
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze. Włosy kaskadami spadały na moje ramiona, a w odbiciu widziałam dziewczynę, która jeszcze nie tak dawno, była zamknięta na wszelkie uczucia. A teraz?
Teraz miałam ochotę przytulić Justina i powiedzieć mu o wszystkim co czuję, gdy go widzę. Gdy spogląda w moje oczy i gdy czuję zapach jego perfum. Powoli zbliżała się jedenasta, więc wyszłam z pokoju, pomału schodząc po schodach. Jak zwykle byłam ubrana w luźne spodnie i bluzkę w kratę. W końcu to spotkanie miało dotyczyć naszej lekcji, prawda?
- Gdzie się wybierasz? - Zatrzymał mnie chłodny ton matki, a Eyes zaszczekał.
- Na spacer. Z Elen. - Dodałam szybko.
- Idź.
No co Ty? Myślałaś, że jeśli powiesz "nie" to Cię posłucham? Trzasnęłam drzwiami, uśmiechając się wrednie do siebie.
Gdy zbliżałam się już do parku, uczucie w dole brzucha, ponownie się odzywało. Usiadłam na ławce, czując spazmatyczne wstrząsy mojego ciała. Dlaczego tak bardzo się go bałam? Tego spotkania. Justina. Jego tęczówek. Słów. Zapachu.
Odetchnęłam głęboko. Poczułam, że ktoś koło mnie siada. Otworzyłam oczy, a milimetr przede mną znajdowała się twarz szatyna. Jego wzrok spoczywał na moich ustach. Tętno przyśpieszyło.

czwartek, 25 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 17

Czy kiedykolwiek czuliście tam w brzuchu, że coś w nim żyje? Czuliście, takie dziwne wszechogarniające ciepło, widząc pewną osobę? Czy uśmiechaliście się w duchu, szeroko, widząc tą osobę?
Chodziliście głową w chmurach i chichraliście się sami do siebie?
Ja tego nigdy nie czułam. Do dzisiaj.
Rozmyślałam, idąc na kolejną lekcję jazdy na desce. Czułam się tak niesamowicie lekko.. I.. Szczęśliwie.
Pierwszy raz, tak szczerze szczęśliwie. Tak.. Radośnie. Jakbym nie mogła się doczekać. No właśnie. Czego nie mogłabym się doczekać?!
Zza drzewa wyłoniła się sylwetka Justina, a ja poczułam, że miękną mi nogi. Uśmiechnął się promiennie w moją stronę. Robi to już od jakiegoś czasu. Czyżby mnie polubił ?
Odpowiedziałam mu uśmiechem, może nie promiennym, ale takim delikatnym.
- Cześć, Księżniczko. - Zaśmiał się, a jego czoło zmarszczyło się pod tym gestem. Zagryzłam wargę i uderzyłam go z pięści w ramię.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że masz tak do mnie nie mówić ?! - Uniosłam ton, chodź uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Z czasem, przestało mi to przeszkadzać. To stało się już normą. Może czasem, jeszcze mnie drażniło.
Wyciągnął zza siebie deskę, a ja klasnęłam energicznie rękami. Nie zachowałam się, tak jak bym to jeszcze zrobiła miesiąc temu. Zapewne wtedy, wywróciłabym oczami, a mój humor by zmarkotniał.
- Dobra, Księżniczko. Wskakuj na deskę. - Podał mi dłoń, tym razem już nie z grymasem. Uśmiechał się lekko, a ja pewnie ujęłam jego rękę i stanęłam na desce.
- Pamiętasz jeszcze ustawienie nóg?
- No pewnie. Dobrze? - Pokazałam mu, a on pokiwał gwałtownie głową potwierdzająco.
- Okej, więc odpychaj się.
Kąciki moich ust, uniosły się w pewnym uśmiechu. Odepchnęłam się raz.. Drugi.. Trzeci.  Śmiałam się, widząc, jak prosto mi idzie. Usłyszałam gdzieś z tyłu chichot.
- Co jest? Justin !? - Krzyknęłam i nagle poczułam, że nikt mnie nie trzyma. Jak mogłam tego nie zauważyć ?!
Przyznaje, spanikowałam. Ba.. Zaczęłam wrzeszczeć, jak opętana. Szatyn zaczął za mną biec, wykrzykując.
- Nie panikuj, Melody. Odpychaj się, spokojnie. Utrzymaj ciało w pionie. - Uspokajał mnie, a ja słuchałam każdej jego wskazówki z uwagą. Robiłam wszystko dokładnie. W pamięci powtarzałam sobie ruchy, aby nie zapomnieć. Ale po sekundzie zauważyłam, że robię to mechanicznie. Że nie potrzeba mi już rąk Justina, ani nikogo innego. Jadę ! Jadę, sama !
Zapiszczałam radośnie, a Justin wybuchnął gromkim śmiechem.
Poczułam się taka.. Wolna.. Niezależna. Taka.. Szczęśliwa ! Wiatr rozwiał moje włosy, a ja rozłożyłam ręce, jakbym leciała. Chichotałam pod nosem.

 W końcu, gdy deska się zatrzymała, ja zeskoczyłam z niej, by podbiec do Justina. Niewiele myśląc, wskoczyłam na jego ręce.
- Justin, ja jechałam ! Słyszysz? - Krzyczałam i poczułam, że szatyn podnosi mnie w pasie, a ja oplatam jego biodra, swoimi nogami.
Między nami zastała cisza. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, zatracając się w nich. W myślach, krążyły urywki naszych rozmów, a po chwili coś sobie uświadomiłam.
To wygląda.. Jak ta scena ze snu. Dokładnie, jak ten sen..
Poczułam wszechogarniające ciepło, w żołądku i już wiedziałam, co się szykuje. Odruchowo, zarzuciłam ręce na jego szyję, a on przybliżył do mnie swoją buzię. Bacznie obserwowałam rysy jego twarzy. Jak mogłam nie zauważyć, że jest taki.. Idealny?
O czym Ty myślisz, Melody?! O czym Ty do cholery myślisz?..
- Ekchem.. - Usłyszałam chrząkniecie obok nas i od razu, ręce Justina obluzowały się. Postawił mnie delikatnie na ziemi, obracając się w stronę tego dźwięku. Byłam nieco poirytowana, że ktoś nam przerwał. Chodź.. Może to dobrze?
- Melody, chciałam pogadać. - Elen stała za Justinem i uśmiechała się szeroko. Zarumieniona taką wpadką, szybko pożegnałam się z Justinem.
- Dzięki, za dzisiaj. Do zobaczenia. - Pokiwałam głową, a on uśmiechnął się delikatnie. Oblizał usta, a mnie przeszedł dreszcz.

- O czym chciałaś pogadać? - Wybełkotałam, gdy spacerowałyśmy uliczkami miasta. Elen obczaiła mnie wzrokiem od dołu do góry i zachichotała. Wywróciłam oczami.
- Całowałaś się z nim?! - Pisnęła, a ja podrapałam się po karku, zdenerwowana.
- Nie. A zresztą, co Cię to obchodzi?! - Warknęłam, poirytowana. Jej zapał zgasł, chodź w oczach mogłam zauważyć,  jej iskierki.
- Wow. Melody się denerwuje. Jesteś zakochana.. Zakochana. - El, zaczęła nucić pod nosem, a ja walnęłam ją lekko w ramię.
- Nie zapędzaj się tak. Od razu "zakochana".. Bez przesady. - Wyminęłam ten temat, ale przyjaciółka ponownie wróciła do niego.
- To jak wytłumaczysz te słodkie patrzenie w oczka, te oplatanie nóżek wokół jego bioder, te rączki na szyi i ten słodziutki uśmieszek, którego nie widziałam od.. Właściwie, to nigdy go u Ciebie nie widziałam. - Blondynka zachichotała, a ja poczułam, jak rumieńce wkradają się na moje policzki.
- Do tego się rumienisz. A zrobił to wszystko.. Zwykły, biedny chłopak, o pięknej urodzie. No, pogratulować mu. - El klasnęła w dłonie, a ja westchnęłam.
- Elen, błagam Cię. Ty już musisz wymyślać, że on mi się podoba. Ja go chcę po prostu zdobyć. - Wypowiadałam każde słowo ostrożnie, chodź nie byłam pewna. Najbardziej tego ostatniego zdania.
Przyjaciółka westchnęła kręcąc głową na boki.
- Nie, Melody. Jestem prawie pewna, że ten chłopak namieszał Ci w głowie. I może to dziwne, ale.. Pozytywnie Ci namieszał.
Ścisnęłam ręce w pięści, denerwując się.
- Nikt mi nigdy w życiu nie namieszał i nikt nie namiesza. Czaisz? - Warknęłam, a El podniosła ręce w geście obronnym.
- A więc skoro to wszystko, to wracam do domu. - Zarzuciłam włosami, a blondynka westchnęła ciężko.
- Ja Ci to mówię, kicia. Na bank Ci się podoba.
Powstrzymałam się, by coś odpowiedzieć. Odwróciłam się tyłem do niej, idąc w swoim kierunku.
- Może podoba. - Kąciki moich ust, uniosły się w łobuzerskim uśmiechu i znów pojawiło się to dziwne uczucie, w dole, w brzuchu.

Ding. Wiadomość.
Od Jacob.

Siema, Mel :D Nie zgadniesz, co słyszałem :D Podoba Ci się Justin ?!

Echh.. Głupia Elen. Już musiała coś wypaplać.

Do Jacob. 
Nie. Elen Ci jakiś głupot nagadała i tyle.. 

Od Jacob. 
Echem.. Jasne :) Nie chcesz się przyznać, gołąbeczku :*

Do Jacob:
Przysięgam, że dostaniesz w tą swoją twarzyczkę, jutro :* . Nie podoba mi się Justin ! Ja chcę go tylko zdobyć.

Od Jacob:
A wiesz co mi się wydaje? Wydaje mi się, że.. To on, zdobył Ciebie. 

W mojej głowie zawirowało. Czy to może być prawda?
To on, zdobył mnie?..
__________
Ponad 6 tysięcy wyświetleń ! Jezusie, EWOGROGKODFGWGEBBT *______* .
Tak bardzo dziękuję.. <3 

wtorek, 23 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 16

 Młoda damo, co to za pies ?! - Usłyszałam wrzask, a po chwili szczekanie. Zbiegłam na dół i chodź wciąż miałam czerwone oczy, od płaczu, to dzielnie poszłam stawić czoła matce.
-Brawo, za spostrzegawczość. Jest tu już od kilku dni. - Prychnęłam złośliwie, przywołując do siebie szczeniaka. Matka zlustrowała labradora surowym wzrokiem.
- Jeśli ojciec to zobaczy, to nie będzie zadowolony.
- Gówno mnie to obchodzi. - Wzruszyłam ramionami.
- Jak Ty się odzywasz, gówniaro!
Potrząsnęła mną, a ja wyrwałam się. Poczułam piekące  łzy pod oczami.
- A pies ma stąd zniknąć do jutra!
- Nie zniknie! To jedyna osoba w tym domu, jaka mnie kocha! Poza Blair! - Wrzasnęłam, zapinając psa na linkę. Wybiegłam z domu, nie zważając na ludzi.

Wybuchnęłam gromkim płaczem, w środku parku. Nie potrafiłam już wytrzymać tej atmosfery. Drugi raz od trzech lat, pozwoliłam łzą wypłynąć na wierzch. Skóra piekła mnie pod powiekami, cała podrażniona. Schowałam twarz w dłonie i pozwalałam wstrząsom płaczu, wyładować się.
Każdy kolejny powodował u mnie coraz słabsze łzy. Każdy człowiek, mijając mnie, spoglądał jak na dziwaka. Ale nie było to dla mnie teraz ważne.
Eyes wyczuwając smutek, polizał moją dłoń, a ja odkryłam twarz, delikatnie go głaszcząc.
- Nie oddam Cię piesku.

Przechadzałam się z Eyesem po mieście, dobrze wiedząc, gdzie dążę. Chodź było widać, że płakałam, to na pewno wyglądałam lepiej niż wczoraj.
Ratusz. Znane mi schody. Melodia. Głos. Justin.

Już z daleka mogłam zauważyć grupkę ludzi, stojących na około szatyna. Gdy podeszłam bliżej usłyszałam jego niebiański głos i kolana mi zmiękły. Od razu pożałowałam, że wczoraj zachowałam się tak oschle, w stosunku do niego. Zauważył mnie, bo w jego oczach przeszedł błysk i mały, łobuzerski uśmiech wtargnął na jego twarz. Eyes pociągnął mnie bliżej, gdy jego 'koncert' dobiegł końca i ludzie rozeszli się. Stanął tyłem do mnie i zaczął pakować gitarę do futerału.

- Juuustin.. - Jęknęłam w końcu, gdy poczucie sumienia przycisnęło mnie maksymalnie.Nie odezwał się, a odwrócił, klękając i zbierając pieniądze z czapki.
- Jesteś zły? - Podeszłam bliżej, a Eyes szczeknął, liżąc go po twarzy. Zaśmiał się tak szczerze, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
- To Twój pies? - W końcu zapytał, głaskając psinę. - Tak, ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Nie jestem zły. - Wzruszył ramionami, a ja odetchnęłam z ulgą, w myślach.
- Justin, przepraszam. Za moje zachowanie. Za.. Za to, że widziałeś mnie w takim stanie..- Burknęłam, z trudem wyznając te słowa. Byłam zdziwiona, nawet bardziej od niego, ale mówiłam te słowa szczerze. Przez to wszystko, totalnie nie byłam sobą. Niegrzeczną laską. To nie miało sensu, ale już od wczoraj wszystko straciło sens. Od chwili, w której się obudziłam.
- Nic się nie stało, Melody. Życie czasem daje nam kopa. A Ty przecież masz prawo płakać. - Odpowiedział. Nawet nie wiesz, jak mocnego kopa..
 - Ale nie jestem do tego przyzwyczajona i tyle. - Warknęłam, tym razem, już swoim starym, obojętnym głosem.
- Bardzo szybko, przychodzi Ci zmiana na bezuczuciową,  nie uważasz ? - Zadrwił.
- Za to Ty, bardzo szybko potrafisz mnie zdenerwować. - Syknęłam, wymijając go i ciągnąc Eyes'a.

Kroczyłam ulicą, promiennie uśmiechnięta. Czułam jeszcze przy sobie zapach jego perfum. Na sercu było mi lekko, bo wiedziałam, że nie jest zły. Przeprosiłam go i chodź trudno w to uwierzyć, to jest to prawda. Po chwili odezwał się mój telefon, a Eyes szczeknął. Pociągnęłam go w stronę najbliższej ławki i usiadłam.
- Halo?
- Melody? Chcesz się spotkać? - Usłyszałam głos mojej przyjaciółki i oparłam się o ławkę.
- Jasne. Co powiesz na centrum handlowe, za godzinę?
- Okej. To spotkajmy się przy fontannie, w centrum.
- Ok. Pa.


- Ty płakałaś? - Elen zdziwiona, przejechała palcem pod moim oczami. Cholera. Dalej to było tak widać?
- Y. Nie. A co? - Udałam zaskoczenie i spojrzałam w lusterko.
- No zobacz, masz podrażnione, jak od łez.
- Znasz mnie przecież, nie płakałam. - Uśmiechnęłam się delikatnie, starając się, aby nie wyczuła kłamstwa.
Nie chciałam, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Że coś się ze mną dzieje. Że coś się we  mnie zmienia.
Fakt, Justin już mnie zobaczył. Ale to jedyna i ostatnia osoba. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Niestety, pękłam. Ale odnawiam obietnicę. Żadnych łez. Żadnego bólu.
Muszę wrócić do starej Melody. Muszę. Do tej obojętnej dziewczyny.
- Chodźmy lepiej na zakupy. Słyszałam, że gdzieś tu otworzyli nowy sklep z biżuterią. - Zagryzłam wargę i pociągnęłam ją.

- Wszystko z Tobą w porządku ? Jesteś dzisiaj jakaś.. Inna. - Elen oparła się na siedzeniu, zajadając się lodami. Wzruszyłam ramionami, udając, że nie wiem o co jej chodzi.
- Taka milsza.. Radosna. Zadowolona. Taka.. Jak kiedyś. - Elen poruszyła brwiami. - Nawet dałaś napiwek pani w sklepie z ciuchami.
- Czasem trzeba być dobrym. - Westchnęłam.
- SERIO ?! I mówi to M E L O D Y   N I G H T ? - Elen zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam, chodź wiedziałam, że ma rację. Działo się coś ze mną i nie do końca wiedziałam, co.
Wolałam nie ciągnąć tego tematu, bo czułam się nieswojo.
- A gdzie jest Jacob?
- A wiesz, zdaje egzamin na prawko. Wreszcie, ktoś będzie mógł nas wozić. - Zaśmiałyśmy się ponownie.

Tryin' hard to fight these tears. I'm crazy worried.
Messin' with my head, this fear. I'm so sorry.
You know you gotta get it out. I can't take it.
That's what being friends about.

I, I wanna cry. I can't deny, tonight I wanna up and hide.
And get inside. It isn't right.
I gotta live in my life.

Tłumacz:Ciężko jest walczyć z tymi łzami
Jestem szalenie zmartwiona
Strach miesza mi w głowie
Bardzo mi przykro
Wiesz, że muszę się stąd wydostać
Ale nie mogę się niczego chwycić
Ale od czego są przyjaciele

Ja, ja chcę płakać
Nie mogę zaprzeczyć
Wieczorem zastanawiam się jak wysoko mogłam się dziś znaleść
I dostać się do środka
To nie jest dobry znak
Muszę zmierzyć się ze swoim życiem.


Uśmiechałam się sama do siebie, bo stworzyłam pierwszą zwrotkę nowej piosenki.
- Ach.. Tak dawno nie pisałam piosenek. - Westchnęłam, przejeżdżając palcem po strunie i słysząc jej delikatny dźwięk. Po chwili, drzwi się uchyliły, a w progu stanęła Blair. Kąciki moich ust uniosły się jeszcze wyżej, bo wiedziałam, że podsłuchiwała. Nie miałam jej tego za złe. Ostatnio bardzo się o mnie martwiła.
- Piękna piosenka.. - Szepnęła, wchodząc pewniej do mojego pokoju. Pokiwałam głową i wskazałam, żeby usiadła. Błysk w jej oczach wydał, że tylko na to czekała. Rozsiadła się wygodnie obok mnie, na łóżku.
- Raczej piękna pierwsza zwrotka. - Zaśmiałam się, a jej źrenice poszerzyły się.
- Będziesz pisać dalszą część? Moja Melody wraca. - Klasnęła w dłonie, szeroko się uśmiechając.
Westchnęłam ciężko, biorąc jej dłoń i obejmując ją.
- Blair.. Posłuchaj mnie. Dorosłam. Mam siedemnaście lat. Nie będę już nigdy tą małą słodką dziewczynką, jaka była siedem lat temu. Nie będę super grzeczna. Ale również nie jestem teraz najgorsza, prawda? Przecież znasz mnie, Blair. Wiesz, że możesz mi zaufać, a boisz się. Boisz się, że coś narobię. Boisz się mojej przemiany, ale to jest normalne. - Wyszeptałam ostrożnie każde z tych słów, tak, aby zrozumiała. Pokiwała wolno głową.
- Chyba nie potrafię zrozumieć, że dorastasz, skarbie..-  Odpowiedziała, odgarniając kosmyk swoich blond włosów, za ucho.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
- Ale i tak jest coś na rzeczy, kochanie. Wcześniej nie chodziłaś taka promiennie uśmiechnięta. Od jakiegoś czasu, coraz mniej widzę Cię z papierosami, prawie w ogóle z alkoholem. Nie imprezujesz. Więc co robisz? Co się stało, że nagle przestałaś? Kto to zrobił? Kto Cię odmienił? - Zadała podejrzliwie tysiąc pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Powoli, rozmyślałam nad każdym zdaniem. Miała rację. Coraz mniej odczuwałam głód nikotynowy, nie miałam ochoty na alkohol i imprezy. A przecież jeszcze niedawno, nie potrafiłam wytrzymać bez pięciu papierosów dziennie.
Nie odpowiadałam.  Nie potrafiłam odpowiedzieć.
- Jakiś chłopak? - Kąciki ust Blair uniosły się w łobuzerskim uśmiechu i szturchnęła mnie ramieniem.
Totalnie spochmurniałam.
- Możesz wyjść? - Powiedziałam łagodnie, ledwo przełykając ślinę.
- Jasne. Ale pamiętaj. Każdego kiedyś dopada ta strzała amora. Ciebie dopadła w najmniej oczekiwanym momencie.- Opiekunka puściła mi oko, a ja podkuliłam nogi.

sobota, 20 lipca 2013

` The Darkness Of Her Soul` rozdział. 15

- Przestań się ze mną przekomarzać.. - Blondynka, oparła się czołem, o czoło szatyna. Wciągnęła w swoje nozdrza zapach jego perfum. Chłopak uśmiechnął się, najzwyklej na świecie. Ale co z tego? Ten zwykły uśmiech, był dla niej jak tlen. Bez niego nie ma życia. Nie ma jej. Nie ma ich. Zjechał rękami na jej biodra, potęgując u niej gęsią skórkę i przenikający uśmiech. Spojrzał w jej niebieskie, jak ocean tęczówki. Przechylił głowę, spuszczając wzrok na jej usta. Na pełne, różowe usta. Zagryzła wargę, odgarniając kosmyk włosów, za ucho. Nagle, poczuła się lekko. Jakby latała. Jak ptak.. Czuła się beztrosko. Spojrzała w dół. To ten chłopak, pozwalał jej latać. Pozwalał jej czuć się bezpiecznie. Pozwalał, by odkrywała po kolej zalety wszystkiego dookoła. Oplotła nogi wokół jego bioder, a kąciki ust szatyna, uniosły się w łobuzerskim uśmiechu.
- Uwielbiam, gdy to robisz, Księżniczko. - Szepnął uwodzicielskim głosem, do jej ucha, przez co kolejny dreszcz przeszedł od stóp do jej głowy. Spuściła wzrok. Czuła, że na jej policzki, po raz pierwszy życiu wkradają się dwa, czerwone rumieńce. Chwycił jej podbródek i skierował ku sobie.  Speszona, nie spojrzała w jego oczy.
- Hej.. Spójrz na mnie. Bo bez tego nie przeżyję. Księżniczko. Potrzebuję Cię. - Wyszeptał, a dziewczyna w środku poczuła, jak uwalnia się stado motyli i rozsypują się po całym jej brzuchu. Zarzuciła mu ręce na szyję. Jeszcze nigdy tak się nie czuła. Nigdy nikt nie mówił tak do niej. Nikt nie dotykał jej w taki sposób. Nikt nie opiekował się tak nią.  
- Bez Ciebie nie ma mnie. Nie ma nas. Nie ma nic. Jest tylko niewypełniona pustka. 
Bo jesteś moim światem. Tak. Jesteś moja. - Wypowiedział każde zdanie, na jednym tchu, powodując, przyśpieszenie jej oddechu. 
- Jesteś tym, czego szukałem, Melody. Czego od dawna szukałem.. Melody.. Melody.. Melody.. 

- Melody ! . Nosz panno, ile mam Cię budzić. Chyba z dziesięć razy, a do Ciebie dalej nie dociera. - Usłyszałam wrzask, więc uniosłam gwałtownie swoje ciało. Poczułam, że całe jest mokre od potu i gorące.
- Słyszysz Ty w ogóle, co ja do Ciebie mówię? - Blair pokiwała mi ręką przed twarzą, a ja pokiwałam wolno głową. Nie do końca jeszcze kontaktowałam. Przeżywałam nagłe wybicie ze snu. Z dziwnego snu.
- Pośpiesz się. - Opiekunka wystrzeliła rękami w górę, mając nadzieję, że zrozumiałam. Nim się obejrzałam, kobieta wyszła, przymykając drzwi.
Przetarłam oczy, czując w brzuchu dziwne zawirowania. Co to był za sen? Boże..
Przeturlałam się z końca łóżka, na drugi koniec i wstałam. Podeszłam szybkim ruchem, do torebki, odwracając ją do góry nogami i wyrzucając z niej wszystkie rzeczy. Spanikowana, rękami szukałam jednej rzeczy.
- Tu jesteś. - Jęknęłam z ulgą, wyciągając pudełko papierosów i przyczepioną do nich zapalniczkę.
Wsadziłam papierosa do buzi, odpalając go. Zaciągnęłam się i dziwne uczucie, zaczęło przechodzić.
Moja klatka piersiowa swobodnie opadała, pod wpływem nikotyny. Nie wiele myśląc, wyszłam w piżamie na swój balkon. Oparłam się o jego farmugę i rozkoszowałam się papierosem.
Podobało mi się? Nie wiem. To takie dziwne uczucie. Ale.. Ja chyba nie chciałam, żeby ten sen się kończył. Co by wydarzyło się dalej ? Dlaczego w tym śnie, był akurat Justin? Dlaczego nie ktoś, kogo już zaliczyłam. 
Tyle pytań i ani jednej odpowiedzi.
- Widzisz, Życie. I właśnie za to Cię nienawidzę. Zawsze muszę szukać odpowiedzi. Nigdy nie mam ich pod nosem. - Zaśmiałam się ironicznie.  - Nie mówiąc o tym, że prawie nigdy ich nie zdobywam.
Wypuściłam dym z ust, stwarzając kółko przed nosem. Zachichotałam, robiąc dziwne wzory z dymu.
- Coś z Tobą nie tak?.. - Usłyszałam głos mojej przyjaciółki i odwróciłam się z grymasem na twarzy. Zaciągnęłam się, spoglądając w jej tęczówki. Nie wiem co robiła tu tak wcześnie rano, ale zgaduję, że chciała dopilnować, abym poszła do szkoły.
- Stało się coś?.. - Zapytała, spoglądając na moją twarz. Westchnęłam, dopalając papierosa.
- Nie.. Chyba nie..
- Chyba?
- Bo miałam głupi sen. - Wydusiłam z siebie, wyrzucając szlugę na ziemię i zdeptując go.
Ruszyłam w kierunku pokoju. Otworzyłam na oścież szafę, wyciągając koszulę w kratę, spodnie oraz full-capa.  Nie wiedzieć czemu, wygodnie było mi w tym stylu, chodź kiedyś z niego zrezygnowałam.
Spojrzałam na te ubrania i po ubraniu bielizny, zaczęłam je na siebie wciągać.
- To chyba rzeczywiście jakiś głupi, bo nie wiesz co ubierasz.. - Elen parsknęła, a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Wiem co ubieram, El. Ja..  Po prostu.. Chyba wracam do  d a w n e g o   s t y l u - Powiedziałam spokojnie, chodź brzmiało to dla mnie dziwnie.
- To oznacza, że wraca stara Melody? - El klasnęła w dłonie, a moje kąciki ust uniosły się w żałosnym uśmiechu.
- Ona już nie wróci.



Weszłam ostrożnie do klasy, lustrując wszystkich uczniów. Zauważyłam tego, którego szukałam. Spoglądał na mnie zdziwiony, ale już po chwili na jego twarz wślizgnął się mały uśmieszek.
W moim brzuchu zagotowało się i coś podskoczyło. Rany, Mel.. Przez ten sen, to Ty rzeczywiście ogłupiałaś.
- Ha. Nagle zmieniłaś styl? - Zagadnął do mnie szatyn, a mnie oblał zimny pot. Czy ja się denerwuję? Czy ja się boję z nim rozmawiać ?!
- Em. No. Tak. - Kiwnęłam głową, jakby ulegle. Wzięłam swoją gitarę, siadając na miejscu obok Justina, chodź nie do końca chciałam tam siedzieć.
- Więc siadajcie dzieci, dzisiaj odkryjemy kolejny dźwięk na naszej gitarze. - Pani Querk weszła do klasy, a wszyscy uczniowie zajęli swoje miejsca.
Poczułam na sobie wzrok, wszystkich dzieciaków. W sumie to czułam go od samego rana. Ale co się dziwić? Nagle zmieniłam się ze szpilek i sukienek, w trampki i luźne spodnie. To trochę dziwne. Sama się sobie dziwię.
- Ekchm.. Melody.. - Usłyszałam nerwowe zgrzytnięcie, obok mojego ucha.
- Tak?.. - Zapytałam, pocąc się. Dzisiaj kompletnie nie byłam sobą.
- Możesz puścić moje spodnie? Bo.. Tak jakby.. - Zachichotał nerwowo.
Spojrzałam na swoją rękę. Leżała na kolanie szatyna i kurczowo ściskała jego rurki. Spuściłam wzrok.
- Jezu.. Przepraszam.. - Podskoczyłam, jak oparzona, zabierając rękę.
- Nic się nie stało. ZARAZ.. C Z E K A J. Czy Ty przeprosiłaś? - Justinowi gałki oczne, wyskoczyły z orbity, a mnie trochę rozbawił ten widok.
Spoglądał na mnie dziwnie, co spotęgowało u mnie skrępowanie. Spuściłam wzrok, a on jakby uśmiechnął się łagodnie. Poczułam gorące promienie w żołądku i gwałtownie wstałam, tym samym ściągając jeszcze większą uwagę na mnie.
Pani Querk zaskoczona, nic nie zdążyła powiedzieć, bo wybiegłam z sali z gitarą.


Co się z Tobą dzieje? Opanuj się. To wszystko.. To tak szybko.. Się zmienia.
Usiadłam gdzieś na ławce, wyrównując oddech. Analizowałam, to co zrobiłam i co dzisiaj się stało, nie wierząc w to. Zakryłam twarz w dłoniach, jedną przeczesując włosy. Nie wiedzieć czemu, miałam ogromną ochotę się rozpłakać. Ogromną. To dlatego, że nie płaczę już od 3 lat?



- Me.. Melo..Melody.. Ty płaczesz? - Usłyszałam głos. I to nie byle jaki głos. Justin. Podniosłam się z ławki, czując, że wyglądam jak jedna wielka masakra z rozmazanym makijażem. Zasłoniłam się szybko, a serce przyśpieszyło.
- Nie.. Odejdź stąd. - Warknęłam.
Spoglądał na mnie zdziwiony, a po chwili wyraz jego twarzy złagodniał i można było na nim zauważyć współczucie.
- Przecież to nic takiego, płakać. - Usiadł na ławce i nieśmiało chwycił moją dłoń, bym odwróciła się w jego stronę.
- Zostaw mnie. - Jęknęłam, zapłakanym głosem, wycierając twarz.
- Melody..
- Zostaw. Odejdź.
- Ale.. Proszę.. Posłuchaj mnie.- Zmarszczył czoło i spróbował przemówić do mnie spokojnym głosem.
- Nie słyszysz co mówię ! Spierdalaj ! To wszystko Twoja wina ! Twoja !- Wydarłam się, potęgując u siebie ogromny wybuch płaczu.
Wstał, lekko. Jakby mój ton nie wzruszał go. Spojrzał na mnie i kucnął przede mną. Popatrzył głęboko w moje oczy. Zagryzłam wargę ze zdeterminowania i odwróciłam twarz. Podniósł się i pogładził mnie po policzku. Ruszył w swoim kierunku.

Oparłam się o ławkę, waląc w nią pięścią.
- Ty idioto.. To Twoja wina.. Ten głupi sen.. Pieprzyć wszystko - Szepnęłam. - Pieprzyć Ciebie.

piątek, 19 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 14

A na początek, taka mała niespodzianka.. :) No, bo wiecie, że ostatnio Kadu, zrobiła dla mnie zwiastun.. No i sobie tak myślę: " Kurde, robienie takich rzeczy, to musi być fajna zabawa" no i wzięłam i również zrobiłam zwiastun, dla swojego bloga. Oczywiście, zwiastun Kadu jest o tysiąc razy lepszy, ale jak już go zrobiłam, to sobie pomyślałam, że wrzucę go do jednego rozdziału, jako taki mały bonusik :) .
Proszę :


Link <klik>

Po obejrzeniu: Tak, tak możecie się już śmiać :)
To mój pierwszy film i wiem, że nie wyszedł najlepiej : ) Chciałam po prostu, trochę pokombinować.
Jeśli zechcecie, to piszcie swoje opinie na temat tego.. "czegoś" XD .
Dziękuję za obejrzenie :* .
A teraz nowy rozdział !
_____________________________________________





Ding. Dostałeś Wiadomość
.
Cześć. Dzisiaj w parku o 14? Jednak chcę więcej lekcji na desce. Zapłacę Ci.
Melody. 

Melody? Skąd ona ma mój numer. No pięknie. Ta dziewczyna jest naprawdę uparta.. Jest.. Delikatna. Zadziorna. Wrażliwa. Jest inna. Ma dwie twarze.. 

Do Melody. 
1. Skąd masz mój numer?
2. Nie mam czasu. 

Coś mnie do niej ciągnie. Jest taka.. Tajemnicza. Od jakiegoś czasu, chętnie spotykam się z nią.
Jasne, jest trochę pusta, próżna i egoistyczna. Ale jest też jej druga strona..

Justin, co Ty pieprzysz ? Ta dziewczyna chce Cię tylko zdobyć. Poza tym, nigdy nie pasowała do Ciebie.
Ona jest bogata. Ty jesteś biedny. Ona jest niegrzeczną dziewczynką, a Ty jesteś poukładanym chłopakiem.

Ding. Dostałeś Wiadomość.
Moje serce zabiło szybciej. Otworzyłem wiadomość.
Nie ważne, skąd go mam. Okej, ale gdybyś się rozmyślił, to będę czekać na ławce. 

Muszę się dowiedzieć, skąd ma ten numer i już.

Do Melody.
Raczej się nie rozmyślę. Nie czekaj na mnie. 


***
Wypiłam jednym duszkiem, drinka. Okej, skoro nie chce, to nie. I tak się przejdę, bo nie mam co robić. Nalałam sobie trochę wódki do kieliszka.
- Co Ty robisz? To, że dzisiaj nie poszłaś do szkoły, to nie znaczy, że możesz robić sobie co chcesz.
Odstaw ten alkohol. Masz siedemnaście lat, dziewczyno.
- Blair, jestem młoda. Chcę się zabawić.
- Dziewczyny w Twoim wieku, to se w Monopoly powinny pograć, a nie alkohol pić. Wyjdź lepiej z Eyes'em, bo pewnie mu się sikać chce.
- Byłam już godzinę temu. I tak miałam iść do parku. Będę wieczorem, nie czekaj na mnie. - Westchnęłam, biorąc gitarę i chowając ją do futerału.
- Będziesz komponować jakąś piosenkę ?
- Właściwie, to może pośpiewam sobie tylko. Nie mam ochoty i weny. - Wzruszyłam ramionami, przerzucając futerał przez ramię. Opiekunka spojrzała na mnie z wyrzutem. Wstała i odgarnęła mi kosmyk włosów za ucho.
- Tęsknie za starą Melody. Za dziewczynką o pięknym uśmiechu i wrażliwym charakterze. - Szepnęła mi do ucha, a mnie ukłuło coś w serce.
- Nie zmieniłam się.
- Zmieniłaś się, Melody. Oj, zmieniłaś. Za wszelką cenę uciekasz przed rodzicami. Pijesz alkohol. Palisz papierosy. Nie wiem, co robisz poza domem, z różnymi chłopakami. Mel, martwię się. - Blair zmarszczyła czoło, a ja spuściłam wzrok.
Zapadła chwilowa cisza, w czasie której, można było usłyszeć tylko radosne szczekanie Eyes'a.
- Jedyna rzecz, jaka została u Ciebie, to muzyka. Zawsze byłaś z nią związana. I mam taką nadzieję, że kiedyś dzięki niej wróci moja Melody.
Zagryzłam wargę, zaciskając rękę na futerale z gitary. Otworzyłam drzwi, nie obracając się.
- Melody nie wróci. Zostało tylko jej imię. - Mruknęłam, niepewna tego, co mówię. Trzasnęłam drzwiami.


Siedziałam na ławce po turecku, trzymając na kolanach swoją gitarę. Przesunęłam palcami po strunie, a ona wydała delikatny dźwięk. Włosy zasłaniały mi twarz, a wiatr muskał moje policzki. Co jakiś czas odwracałam się, z nadzieją, że idzie Justin. Niestety, była już 19, a go nie było. Nie wiedzieć czemu, liczyłam na to, że przyjdzie.
Ponownie skupiłam się na gitarze i odprężyłam. Próbowałam sobie przypomnieć taki dzień, gdy byłam szczęśliwa z rodzicami.
Niestety.. Nie potrafiłam. Odkąd pamiętam, zostawiali mnie z Blair.
- Co robi tutaj taka ładna, młoda kobietka, o tej porze, sama? - Z rozmyśleń, wybudziły mnie głosy grupki chłopaków, wyglądających na 20 - 25 lat. Uniosłam jedną brew do góry, opierając się o ławkę.
- Nic, co Cię powinno obchodzić. - Moje kąciki ust uniosły się, w wrednym uśmiechu i znów zwróciłam uwagę na gitarę, a zignorowałam chłopaków.
- Oj, nie ładnie tak, maleńka. Nie wolno tak pyskować, starszym, szczególnie, że jesteś tutaj samiuteńka.. - Odezwał się jeden z nich, wychodząc na przód. Podniosłam głowę, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Zlustrowałam chłopaka wzrokiem. Młody, łysy dres. Standard.
- Skąd wiesz, że jestem sama ? - Burknęłam, a grupa się zaśmiała. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jestem tutaj rzeczywiście sama, jest wieczór. Pusty park i oni. Jeżeli mają złe zamiary.. CO JA GADAM ! MELODY. Jest wieczór. Co mogą chcieć starsi chłopcy, późną godziną, zaczepiając dziewczynę? Nie.. Muszę grać na czas.
Moje serce zabiło szybciej i ręce zacisnęłam na oparciu ławki.
- Może dlatego, że jesteś sama? - Chłopak przysiadł się do mnie, a ja gwałtownie się odsunęłam. Grupka podeszła odważniej, bliżej. Prychnęłam.
- Ona jest ze mną. Melody, przepraszam, że tak długo czekałaś. - Usłyszałam niski, głos Justina. Poczułam zapach jego perfum i zwróciłam wzrok, tam gdzie, własnie patrzała się ekipa chłopców.
Był ubrany na czarno, a jego tęczówki świeciły się w ciemności parku. Podał mi dłoń, a z jego twarzy nie mogłam nic odczytać.
Co robić ? No dalej Melody. To jest Justin. On Ci właśnie pomaga. Chwytaj tę cholerną dłoń. Nie możesz pokazać zaskoczenia.
Uspokoiłam puls i uśmiechnęłam się seksownie w stronę szatyna.
- Cześć kochanie. Idziemy już na tę kolację? - Zapytałam, pewna siebie, a Justin odwzajemnił uśmiech, przyciągając mnie bliżej siebie. Chłopcy przyglądali się temu wszystkiemu ze zdziwieniem.
- Kolego, lepiej pilnuj sobie tej laski, bo inaczej ktoś Ci ją kiedyś zwinie. - Najodważniejszy z nich, ponownie się odezwał i ekipa wycofała się gdzieś w głąb parku. Odetchnęłam z ulgą, odsuwając się lekko od Justina. Moje serce pomału zaczęło zwalniać z tak szybkich obrotów.
- Dziękuję. - Szepnęłam prawie niesłyszalnie, a on pokiwał głową.
- Chodź, odprowadzę Cię.
Poklepał mnie po ramieniu, biorąc moją gitarę i przerzucając ją sobie przez ramię. Moje kroki był bardzo słabe. Emocje dalej wisiały w powietrzu. W każdej chwili, oni mogli się wrócić.
- Co tu robiłaś, tak późno?
- Zasiedziałam się. - Wzruszyłam ramionami.
Zmarszczył nos, jakby nie wierząc mi, ale nic nie odpowiedział.
- A Ty, co tu robiłeś?
- Czasami przechodzę się wieczorem po parku. Masz szczęście.
Słyszałam tylko szelest liści, które pod wpływem wiatru, poruszały się na boki.
- Nie powinnaś chodzić tak sama.
- Chyba nic Ci do tego, Justin. - Warknęłam, oschle. Zignorował to.
- Po prostu mówię, co myślę.
- A ja robię, co chcę.
Westchnął ciężko, gdy stanęliśmy pod moim domem.
- Oj, Melody, Melody. No pewnie. Jesteś niezależna. Jesteś wolna. Odważna. Chytra. Wredna. - Zaczął mnie komentować, a ja przechyliłam głowę na bok.
- Do czego zmierzasz?
- Do tego, że mimo tego, beze mnie.. Raczej byś sobie dzisiaj nie poradziła.
- Nie wiadomo.
- Dobrze wiesz, Melody.
- Nie wiem.
- Nie zgrywaj takiej.
- Jakiej ?
- Takiej chłodnej dziewczyny.
- Taka jestem.
- Jasne.
- Zresztą nie Twoja sprawa. - Burknęłam, zdejmując z jego ramienia swoją gitarę. Odwróciłam się na pięcie, idąc w kierunku drzwi.
- Nie ma za co. Dobranoc, księżniczko.
Stałam tyłem do niego.
Nic nie odpowiedziałam, wyciągałam klucze z kieszeni. Na mojej twarzy, wpełznął mały, niewidoczny, promienny uśmiech. 

czwartek, 18 lipca 2013

Nominacja do The Versatile Blogger.

Boże, Boże.. B O Ż E   :O
Nie spodziewałam się, ze doznam takiego zaszczytu. : o
Zostałam nominowana przez : http://storm-fanfiction.blogspot.com/ <3 .

Zasady konkursu:
1) Podziękować nominującemu bloggerowi u niego na blogu.
2) Pokazać nagrodę The Versatile Blogger.
3) Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4) Nominować 15 blogów, które na to zasługują.
5) Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

1. Przeogromnie dziękuję Ci kochana. Jestem Ci bardzo wdzięczna, nie pomyślałabym, że nominujesz mnie do tego konkursu :*
.

2.

3.
 - Wstydzę się swojego imienia ( Ugh... )
    - Jestem Belieberką od 4 lat.
    - Nienawidzę, gdy ktoś nie zgadza się ze mną i za wszelką cenę staram się go przekonać do swojej opinii.( Ups xd )
    - Mój brat nazywa się Piotrek, a ja gdy byłam mała, mówiłam na niego "Pietrucha" :)
    - Kiedyś wpadłam do basenu z czterokołowym rowerkiem. XD
    - Znajomi wstydzą się ze mną pokazać na mieście. ( Ja sama ze sobą też xdd )
    - Nie potrafię rozpłakać się przy ludziach.

4. - http://one-opportunity-jb.blogspot.com/
- http://you-and-me-together-forever-jb.blogspot.com
- http://how-to-love-jb.blogspot.com/ .
-http://third-timee.blogspot.com/
- http://dark-side-fanfiction.blogspot.com/
http://tlumaczenie-bronx.blogspot.com/
http://dangerousmeeting.blogspot.com/
http://pieklo-duszy.blogspot.com/
http://nothinglikeus-fanfiction.blogspot.com/
http://never-lose-trust.blogspot.com/
http://justin-my-lov3.blogspot.com/
http://charlies-fuckin-life.blogspot.com/
http://dramiones-stories.blogspot.com/
http://naznaczona-fanfiction.blogspot.com/
http://spiderweb-opowiadanie.blogspot.com/ .



DZIĘKUJĘ ! :))

środa, 17 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 13

Hej! Zanim przeczytacie ten rozdział, chciałabym Was poinformować, że w zakładce "zwiastun" znajdziecie zwiastun mojego opowiadania ! ;)) Według mnie jest wspaniały :) A według Was? Piszcie w komentarzach ;) _______



__________________________
Mokro. Mokry policzek. Liźnięcie. Drugie liźnięcie.
- Eyes ! - Krzyknęłam, na w pół przytomna, gdy pies po raz kolejny liznął mój policzek. Przetarłam oczy, ziewając. Pies ponowił lizanie mnie, więc gwałtownie uderzyłam się w twarz poduszką i podtrzymałam ją na buzi.
- Eyes, daj mi spaaać. - Krzyczałam.
Usłyszałam, jak Blair wchodzi do pokoju, jeszcze głośniej jęknęłam.
- Melody. Melody, pies chce wyjść. - Podeszła do mnie, siadając na łóżku i trzęsąc mną. Marudziłam jeszcze przez parę minut.
- Blair, jest niedziela rano, chcę spaaaaaaaać.
- Ale pies chce sikać.
- Blaaair.
- Chciałaś psa, to z nim wychodź. - Blair uniosła ton, chodź wiedziałam, że się uśmiecha.
Wystawiłam najpierw prawą nogę za kołdrę.. A następnie wyturlałam się spodniej i wylądowałam głośno na podłodze. Opiekunka wybuchnęła śmiechem i spojrzała na mnie z litością.
- Pomożesz ? - Zapytałam z roztargnieniem.
- Nie. - Blair wstała, kręcąc głową i śmiejąc się. Wyszła, zostawiając otwarte drzwi.
- Dzięki ! - Krzyknęłam sfrustrowana, na co ona wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem.
Ziewnęłam, przeciągając się na ziemi. Podparłam się rękami i z trudem wstałam.
- Ała.. Moje kości. - Wyburczałam i wyciągnęłam z szafy letnią sukienkę i balerinki. Po porannej toalecie, zeszłam na dół.
- No idź  tym psem, bo się posika. - Opiekunka oznajmiła, robiąc jajecznicę.
- Idę, idę. - Chwyciłam za smycz i zawołałam Eyes'a. Pies przybiegł z góry, o mało nie wywracając się na schodach.
Zapięłam go i wyszłam na dwór.


- Eyes, cholera, uspokój się, no. - Zaśmiałam się, gdy pies po raz kolejny wskoczył do fontanny i szukał w niej patyka, którego tam wrzuciłam. Wyciągnęłam swój telefon i wybrałam numer do Jacoba.
*Rozmowa*
- Nie wierzę.. M..Me..Mel..Melody dzwoni do mnie o 8.00 rano w niedzielę ? Apokalipsa? Albo nie.. Chwila.. Złodziej ! Ukradłeś jej telefon ! Oddawaj go, bo jak Ci wpier..*
- Cob, ogarnij się. - Wybuchnęłam głośnym śmiechem, kontrolując Eyes'a.
- Czyli jednak. Koniec świata. Czas się pożegnać. Adijos. - Jęknął do słuchawki, a ja znów zachichotałam.
-  Dobra, cicho już tam bądź. Pożegnasz się kiedy indziej. Mam pytanie. Znasz kolegów tego Justina? - Zapytałam, z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
- Może.. Dlaczego pytasz ? - Odpowiedział, podejrzliwie.
- Cob, Cob, Cob. Czy Ty mnie nie znasz? - Zaśmiałam się, a on burknął.
- Nie załatwię Ci do niego numeru telefonu. Pogódź się, że nie każdy chłopak, musi Ci ulegać.
Wywróciłam oczami. ALE JUSTIN MUSI ULEC.
- No proszę, Cobuuś .. No błagam, no. - Zaczęłam skomleć, jak słodki piesek, a po drugiej stronie usłyszałam tylko żałosne westchnienie.

- Niech Ci będzie... Ale robię to tylko dlatego, żebyś przestała mi tu marudzić. Ech... Boże, z kim ja się zadaję.. 
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję ! - Wykrzyknęłam, podskakując, jak mała uradowana dziewczynka.
- Dobra, dobra. Już się tak nie ciesz. Do 12 powinienem zdobyć ten numer. Ale będziesz mi dłużna do końca swojego życia. - Zażartował, a ja wywróciłam oczami.
- Okej, to o 13 pod moim domem. Przy okazji poznasz Eyes'a. - Klasnęłam w dłonie, a szczeniak zaszczekał radośnie i zamerdał ogonem.
- Że kogo ?
- A dowiesz się, jak przyjdziesz. - Rozłączyłam się, wyciągając psa z fontanny. Piesek otrzepał się z wody,  chlapiąc mnie.
- Eyes ! Bo będę żałować, że Cię wzięłam z tej ulicy. - Zachichotałam.


- A więc to jest nasz Eyes. Skąd Ty go wytrzasnęłaś, Melody ? - Jacob spojrzał na mnie spod byka, a ja uniosłam ręce w geście obronnym.
- No spokojnie, przecież go nie ukradłam. - Zaśmiałam się, głaszcząc Eyes'a na swoich kolanach. Siedzieliśmy na werandzie, przed domem. Cob uśmiechnął się promiennie.
- Co do tego, to nie jestem pewny. - Zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię i również zachichotałam.
- Znalazłam go wczoraj na ulicy. Leżał taki zmęczony, odwodniony i głodny. Więc zatrzymałam go u siebie.
- Ale to może być czyiś pies, wiesz o tym ?
- Tak. Ale, jeśli ktoś go rozpozna, to wtedy go oddam. Inaczej, Eyes jest mój. - Wtuliłam w siebie psinkę, a on zaskomlał wesoło.
Nastała chwila ciszy i można było się domyśleć, że każde z nas coś obmyśla. Nie zdziwiłabym się, gdyby Jacob myślał o jedzeniu. Ten chłopak jest wiecznie głodny.
- Masz coś do..
- Może. Jeżeli Ty masz numer Justina. - Moje oczy rozbłysły, a Eyes zeskoczył z moich kolan.
Podmuch wiatru, rozwiał moje włosy i Jacob przyjrzał się mojej delikatnej twarzy. Uśmiechnęłam się chytrze, gdy Cobi wahał się.
- Mam numer. Ale to zależy, co masz w lodówce, panno Melody. - Blondyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej, posyłając mi "wyzwanie".
- Hmm.. O ile się nie mylę, Blair zrobiła naleśniki. - Podparłam się ręką o stół.
- Mów dalej.. - Przyjaciel, dmuchnął na swoją grzywkę, kiwając uznająco.
- Do tego, w lodówce widziałam, że stoi czekoladowy tort. - Zamruczałam, a w jego oczach zauważyłam, że się poddaje.
- Z czym ? - Przymrużył tęczówki. Zachichotałam w duchu.
- Z kolorową posypką i śmietaną.
Blondynek oblizał usta, a ja założyłam nogę na nogę.
- I z wisienką na górze. - Uśmiechnęłam się z satysfakcją, szepcząc. +
- D O B R A, masz mnie. Wyciągaj telefon i zapisuj. - Wywrócił oczami, poddając się.
Wybuchnęłam śmiechem i wstałam, podbiegając do niego. Pocałowałam go soczyście w policzek.
- Dzięęęęęękuję ! - Wyciągnęłam swojego I'phone. Po kolei wymawiał każdą z cyfr, a ja podekscytowana zapisywałam liczby. Gdy zakończył, uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
- Boże.. Justin mi nie wybaczy. - Przyjaciel spojrzał w górę i złożył ręce, jak do modlitwy.
- Jakoś to przeżyję. - Zagryzłam wargę, pisząc już do szatyna pierwszą wiadomość. 

poniedziałek, 15 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 12

- Dlaczego tak bardzo Ci zależy na jeździe, na desce ? - Justin poirytowany, zapytał mnie, gdy po raz kolejny zachwiałam się na deskorolce i po raz kolejny, o mało nie dostałam zawału.
- Bo chcę nauczyć się. - Idealna wymówka. No przecież nie powiem mu : " Namówiłam Cię na te lekcje, by Cię poderwać, a potem rzucić. " Szatyn spojrzał na mnie dziwnie, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Jego czekoladowe tęczówki, przewiercały mnie od środka, przez co czułam się trochę niekomfortowo.
- Może spróbujmy trochę innej taktyki. - Odezwał się po chwili, łapiąc moje dłonie z grymasem na twarzy. Niepewnie stanęłam na desce, gdy mnie na nią naprowadził.
- Odbij się. - Posłał mi obojętne spojrzenie. Gdy zauważył strach w moich gałkach, jego wyraz twarzy złagodniał i nawet posłał mi mały uśmiech. Już pewniej, odepchnęłam się nogą. Ale tym razem, nie straciłam równowagi. Chłopak trzymał moje dłonie, tym samym podtrzymując mnie na desce. Ponownie odepchnęłam się nogą, czując się pewniej, chodź nie za bardzo. Wiatr rozwiał mi włosy i ledwo co widziałam, więc Justin puścił moją dłoń, a ja odgarnęłam je sobie. Znów ją ujął, łagodnym wzrokiem spoglądał na moje stopy.
- Dobrze Ci idzie. Poodpychaj się tak jeszcze, nie bój się. Trzymam Cię. - Szeptał, a ja coraz pewniej odpychałam się prawą nogą. Uniosłam głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Poczułam, że lekkie rumieńce wpełzły na nasze twarze i Justin nieświadomie puścił moje dłonie.
- J.. J..Justin.. - Spanikowałam, przechylając się w tył. Poczułam dłonie szatyna na mojej talii i już stałam na ziemi. Odetchnęłam z ulgą.
- Przepraszam..
- Mogłam umrzeć ! - Warknęłam, po chwili chichocząc.   On również się zaśmiał po cichu, co wywołało u mnie miły dreszcz na rękach. CHWILA. DRESZCZ? RUMIEŃCE ? Melody, to Ty? Przestań robić rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiłaś, jasne ?
- W porządku ? - Justin spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami,a ja unikając jego wzroku, sięgnęłam do swojej torby. Wyciągnęłam z niej papierosa i zapaliłam go.
- W jak najlepszym. - Odpowiedziałam, zaciągając się.
Szatyn skrzywił się na widok, tego co robię i odszedł parę kroków.
- Gdzie się wybierasz? - Zapytałam, wypuszczając dym.
- Jak najdalej od tego świństwa.- Wskazał ruchem głowy, a ja zaśmiałam się ironicznie.
- Nigdy nie paliłeś papierosów ?
- I nie mam zamiaru.
Nastała chwila ciszy, a ja podeszłam do niego tak blisko, jak było to możliwe. Widziałam, że przeszedł go dreszcz. Wypuściłam dym, a on zakrztusił się nim. Uśmiechnęłam się wrednie pod nosem, kolejny raz zaciągając się nikotyną. Chłopak spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem.
- Jesteś dziwna.
- Dlaczego?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko, a ja odwzajemniłam uśmiech.
- To tyle na dzisiaj. - Wymruczał, a ja pokiwałam głową, wkładając mu pieniądze do kieszeni.
Spojrzał na mnie wdzięcznie, a mnie coś podkusiło, by pocałować go w policzek. Stanęłam na palcach i  musnęłam go, a on chłodno pokiwał głową i odszedł.

Krok po kroku, kroczyłam w stronę mieszkania i patrzyłam przed siebie. Wypalałam właśnie kolejnego papierosa z mojej paczki. Tępo wpatrywałam się w chodnik, wypuszczając dym ze swoich płuc. Po chwili poczułam uderzenie, gdzieś z boku nogi. Papieros wyleciał z mojej dłoni, a ja przeklnęłam.
- Cholera.. - Odwróciłam się w stronę czegoś, co mnie uderzyło. Na ziemi zauważyłam małego, leżącego szczeniaka, rasy lablador. Moja brew uniosła się do góry.
- Ej, co jest mały ? - Schyliłam się nad nim, a ten lekko uniósł zmęczony pyszczek.  Spojrzał na mnie tymi swoimi złotymi oczami, a w moim sercu, zrobiło się ciepło. Jakby ktoś rozlał herbatę. Jego ogonek zaczął lekko machać, a ja przejrzałam jego brudną sierść.
- Zabierzemy Cię do domu.. - Szepnęła, jak najdelikatniej biorąc zwierzę na ręce i niosąc je w stronę swojej willi.


- Możemy go zatrzymać, prooooszę. - Jęknęłam, po raz kolejny do Blair, widząc jak szczeniak pije i zajada się jedzeniem.
- Ale nie wiadomo, czy to nie czyiś piesek.
- Blaaaaaaaaaaaaaaair. - Jęknęłam. Opiekunka wywróciła oczami, a z jej surowej miny, mogłam wyodrębnić, mały, prawie niezauważalny uśmiech.
- Ok.. Idź go wykąp, na górę. - Szepnęła, niesłyszalnie. Moje serce podskoczyło.
- Co ?! Mogę ?! DZIĘKUJĘ ! Jesteś najlepszą opiekunką na świecie ! - Podskoczyłam, przytulając kobietę, a ona zaśmiała się.
- Tylko pamiętaj, że jeszcze musisz przedyskutować to z rodzicami.
- Tak, tak, okej. Jak go nazwiemy? - Pisnęłam podekscytowana, a szczeniak przybiegł do mnie i zaszczekał radośnie.
- Może Ciapek? - Zaproponowała.
- Nie.. - Zamyśliłam się.
Spojrzałam w jego oczka. Uśmiechnęłam się promiennie.
- A co powiesz, na Eyes (czyt. Ajs ) ? - Wykrzyknęłam. Blair ożywiła się.
- Że, oczy ? - Dopytała się.
- Tak. Jego oczy są piękne. Eyes. Eyes. - Pies szczeknął. Zadowolona, podniosłam go, niosąc do łazienki.


- Eyes ! Chodź, no chooodź. - Krzyknęłam, ciągnąc go na nowo kupionej lince. Właśnie wracaliśmy ze sklepu zoologicznego. W lewej ręce trzymałam siatkę z jedzeniem, szczotką, zabawkami i przysmakami dla Eyes'a.
Zadowolona z zakupów, spacerowałam z psiakiem po parku.
Jego oczy, przypominały mi trochę oczy Justina. Zamyśliłam się, wyciągając papierosa z bluzy. Po chwili pies pociągnął mnie w stronę jakiegoś drzewa. Papieros wyleciał z moich rąk, a ja zdenerwowana, skarciłam psisko.
- Ty też nie chcesz, żebym paliła ? - Zaśmiałam się pod nosem, wracając do domu. Eyes spojrzał na mnie znacząco, jakby mówiąc " tak, nie chcę."

Siedziałam po turecku, w piżamie. Trzymałam na kolanach laptopa.

Ding. Masz wiadomość.
Od Justina : 
Jesteś głupia. Wsadziłaś mi stówę, zamiast dziesięciu złoty, do kieszeni. 

Do Justina :
A może zrobiłam to specjalnie ? :)

Od Justina : 
Po co ?..

Do Justina:
Bo zasłużyłeś. 

Od Justin :
To jest za dużo.. 

Do Justin :
 Nie sprzeczaj się. 

Od Justin:
Dziękuję..

Do Justin : 
Dooobranoc ;) 

Od Justin :
Dobranoc, Księżniczko :) .

Do Justin :
Nie mów do mnie "księżniczko" *_*
Uśmiechnęłam się pod nosem, wyłączając laptopa.
- Eyes.. Nie patrz tak na mnie. Nie mogę Cię wpuścić na łóżko, bo Blair będzie zła. - Mruknęłam, do szczeniaka, który przypatrywał mi się od jakiegoś czasu. Pisnął cicho.
Przykryłam się kołdrą i poklepałam miejsce obok siebie.
- Dobra, chodź. Ale oberwie nam się obu. - Zaśmiałam się.

sobota, 13 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 11

Uśmiechałam się zadowolona, zaciągając się i wydmuchując dym.
- Przestaniesz w końcu, palić te ciulstwo ? - Elen zakrztusiła się dymem, a ja oparłam się o poręcz ze schodów w parku.
- Właściwie, to czemu tu przyszłyśmy ? Tak wcześnie rano ? Przed szkołą. El, jest 7. Mogłam o tej godzinie jeszcze słodko lulać. - Jęknęłam dopalając papierosa.To wada mojej przyjaciółki. Zawsze karze mi wcześnie wstawać, ech..  Elen wywróciła oczami.
- Chciałam się po prostu zapytać.. Jak było z tym szatynem na desce ? Bardzo się zbłaźniłaś ? - Jej kąciki ust, uniosły się w szyderczym uśmiechu.
- Ha, ha, ha. Nie. Aż tak bardzo .. Nie. - Pokiwałam głową, wspominając wczorajszy dzień.
Elen poruszyła zaciekawiona, brwiami.
- No, mam z nim lekcje jazdy na desce. W sumie.. Zawsze się chciałam nauczyć. On umie, więc po prostu spytałam. - Wzruszyłam ramionami.
- Uuuu.. - Elen przysłoniła usta, ręką, aby głos brzmiał głośniej. Parsknęłam śmiechem.
- A co Ty się tak nim interesujesz? Nigdy nie interesowałaś się chłopakami z którymi kręcę. - Burknęłam, podejrzliwie, a ona zmieszała się.
-Eee.. No.. To już własna przyjaciółka, nie może zainteresować się, z kim się zadajesz ? - Odpowiedziała, mając zmieszaną minę.
Zdeptałam papierosa, butem i nic nie odpowiedziałam. Wstała, ruszając ku domu.
- A gdzie Ty się wybierasz ? - Zatrzymał mnie, jej piskliwy głos. Westchnęłam.
- Do domu. Spać.
- O, nie, nie. Idziemy do szkoły. Nie opuścisz już żadnego dnia w szkole, rozumiesz ?
- Ale Eeeeeeeeeeeeeeelen. - Przeciągnęłam "e", a ona zaśmiała się.
- Nie ma żadnego "ale" idziesz i już. Chodź. - Złapała mnie pod ramię i zaciągnęła w kierunku szkoły, a ja udawałam, że boli mnie głowa.
- Elen, niedobrze mi. Elen, mam mroczki przed oczami. Już nie mogę, to mój koniec. Żegnaj.. Adijos.- Jęknęłam, osuwając się na ziemię, przy wszystkich ludziach.
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Mel, nie rób mi tu wstydu. Chodź. - Przyjaciółka podniosła mnie, a ja znów jęknęłam.


- Ale masz wory pod oczami. - Jacob wybuchnął śmiechem, oglądając moją twarz. Wywróciłam tęczówkami, cała zmęczona.
- Jacob, potrzebuję snu. Rozumiesz ?! Zdobądź jakieś mieszkanie, ucieknijmy stąd. - Krzyknęłam, chwytając go za kołnierz i szarpiąc. Tym, zwróciłam uwagę wszystkich uczniów, oraz Justina.
Jacob wyrwał się, wybuchając śmiechem.
- Co się tak lampicie ? Nie widzieliście nigdy zmęczonej, zdesperowanej nastolatki ? Wracać do swoich zajęć. - Wykrzyknęłam, a Justin parsknął.
- Coś Ci nie pasuje ? - Podeszłam do niego, wolnym krokiem.
- Tak, Ty. - Jego kąciki ust uniosły się, w wrednym uśmiechu.
Raaaaaany, czy ten chłopak, nie potrafi się normalnie uśmiechnąć ? Chyba tylko dwa razy widziałam go promiennie uśmiechniętego. Pod ratuszem i na lekcji muzyki.
- A jeśli chodzi o lekcje jazdy na desce, to pasuje Ci dzisiaj i jutro ? Czyli czwartek i piątek. - Wymamrotałam, a on pokiwał głową, wymijając mnie.
Rany 2. Tego chłopaka chyba nie zdobędę. NIE ! MUSZĘ ! .
Dam radę. Jestem Melody Night. Dam.. Wierzę w to.


- Ale nie możesz tak stawiać tej stopy. Musi być tak, abyś zachowała równowagę. - Szatyn chwycił moją stopę i wygiął ją tak, aby stała prawidłowo.
-Aajj. - Podtrzymałam się jego karku, abym nie upadła. Rozejrzałam się dookoła. W parku panowała cisza, w oddali, na placu zabaw bawiły się dzieciaki. Staliśmy niedaleko rampy. Wydawało mi się, że chłopak się uśmiechnął, ale nie widziałam jego twarzy. Miał głowę schyloną na dole, ustawiając moją nogę.
- Tak dobrze ? - Zapytałam niepewnie, gdy podniósł się i spojrzał na moją twarz.
- Tak. Tak lepiej. - Odpowiedział, zamyślony.
Odetchnęłam z ulgą.
- Teraz możesz spróbować, odepchnąć się drugą nogą. - Rzekł chłodnym tonem, a mnie przeszedł dreszcz. Spróbowałam się wycofać, ale stał za mną i oparłam się o jego klatkę piersiową. Oddech mi przyśpieszył.
- Nie bój się, KSIĘŻNICZKO. Nie upadniesz. - Dodał akcent, na "księżniczkę" a mnie podniósł się puls.
- Nie nazywaj mnie tak. - Warknęłam, chwytając jego ramię. Spróbowałam się odepchnąć. Podłoże, znów się ruszyło, a ja spanikowałam. Trzymałam się jego rąk, z boku. Serce biło mi tysiąc razy na minutę.
- Dlaczego księżniczko ? O, jedziesz. - Uśmiechnął się, próbując mnie puścić. Wbiłam lekko paznokcie w jego bluzę.
- Nie. Nie puszczaj. - Pisnęłam, przeżywając horror. Poczułam, że nie mam już podparcia i ponownie straciłam kontrolę, przechylając ciało do tyłu.
Szatyn ponownie, chwycił mnie za biodra, abym nie upadła. Podniósł deskę, śmiejąc się szyderczo.
- Za szybko księżniczko, panikujesz. - Chłopak, ponownie zaakcentował "księżniczkę".
Wywróciłam oczami.
- Nie nazywaj mnie tak i już ! I nie panikuję. - Odpowiedziałam dumnie, a on mnie wyśmiał.
- Nie panikujesz ? A co to była za mina ? Aa - Zaczął pokazywać jakieś przerażone miny, a ja mimowolnie, zaczęłam się śmiać.
- Wcale takich min nie robiłam. - Zadarłam nosa, a on pokręcił głową, dalej się śmiejąc.
- Nie, wcale Melody. Wcale. Okej. To tyle na dzisiaj. Musisz się oswoić z tą deskorolką. - Chłopak westchnął, a ja pokiwałam głową. Staliśmy chwilę, niezręcznie na siebie patrząc. Chciałam coś powiedzieć, ale nic nie potrafiłam wydusić. Wow. To coś nowego. Ruszył w swoim kierunku, a ja chwilę jeszcze patrzałam, jak odchodzi.

- Cześć mała. Jak tam w szkole ? - Blair powitała mnie radosnym głosem, a ja uśmiechnęłam się promiennie.
- Heeeeej. A w szkole, jak w szkole. Lepiej mów, co na obiad ? - Wykrzyknęłam, umierając wręcz z głodu.
- Pyszny kurczak z ziemniaczkami i surówką.
Mmmm. Wymyłam ręce, siadając do nakrytego już stołu. Chwyciłam sztućce, zadowolona. Nabiłam na widelec, kawałek kurczaka i spróbowałam.
- MM.. Robisz najlepsze kurczaki z ziemniakami i surówką, pod słońcem. - Wymruczałam, pałaszując dalej, a Blair wybuchnęła śmiechem.
- Cieszę się, że Ci smakuje.
Opiekunka usiadła ze mną do stołu. Podparła głowę, na rękach.
- Melody. Dzwoniła dzisiaj Twoja nauczycielka z matematyki.. - Blair zaczęła, a ja jęknęłam.
- Boże.. Nie..
- Tak. Mówiła, że ostatnio strasznie źle Ci idzie. Prosiła, aby z Tobą poćwiczyć. Kochanie, znasz mnie, nie jestem dobra, z matmy. Ale mogę załatwić korepetycje. Co Ty na to?
- Blaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaair. To nie mogę się uczyć z Elen ?
- Hmm.. Okej. Daję Wam dwa tygodnie. Jeżeli przez ten czas, Twoje oceny się polepszą, zostawię Was w spokoju. Jeżeli nie, Elen wypada i załatwiam Ci doświadczonego korepetytora. - Burknęła, chłodnym tonem, a ja kiwnęłam głową, dając znać, że rozumiem.

DING. DOSTAŁAŚ ZAPROSZENIE. Co ? O.o Justin mnie zaprosił.

Wiadomość. Do Justina :Co Ci się stało, że mnie zaprosiłeś ?
DING. DOSTAŁAŚ WIADOMOŚĆ. Od Justina :Zapraszam znajomych. Chociaż.. Nie wiem, czy mam Cię nazwać znajomą.

Zaśmiałam się pod nosem, biorąc laptopa na kolana i odpisując.

Do Justina: 
Ha,ha,ha. Jakież to śmieszne, panie Justin.
DING. DOSTAŁAŚ WIADOMOŚĆ.
Od Justina:  Lubię rozśmieszać :)

Zachichotałam pod nosem, wyłączając skrzynkę. Mogłabym się założyć, że nie zamierza więcej pisać.
Okej, jest już parę kroków do przodu. Mam z nim lekcje jazdy na desce - plus. Zaprosił mnie do znajomych. - plus. Po prostu się z nim przeliżę i będzie po krzyku. Zostawię go. To przecież nie takie straszne. Chociaż.. Trochę szkoda mi chłopaka..


________
Na początek bardzo dziękuję, za tamte komentarze :) Pokazaliście mi, ile Was jest, a mianowicie.. 5 : )
Może i nie za dużo, ale ja się spodziewałam mniej osób, np. 3,2 :)
Także, bardzo Wam dziękuję <3 .
A oto kolejny rozdział, tarararam :) 

czwartek, 11 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 10

- No chodź tu, Mel. - Krzyknął Jacob, a ja wywróciłam oczami. Podeszłam bliżej rampy, gdzie jeździli moi przyjaciele.
- No, co ? - Warknęłam, uważając, aby żaden chłopak nam nie nie wleciał. Westchnęłam, szybko unikając, jakiegoś skejta na czerwonej desce.
- Nauczymy Cię jeździć. - Elen zeskoczyła z deski, nadeptując na nią, a ta wystrzeliła w górę. Jacob złapał ją, podając mojej przyjaciółce. Założyłam ręce na biodra. Przeszłam kawałek dalej, od nich.
- O nie, w życiu. Ostatnim razem, prawie umarłam. - Zaśmiałam się. Jacob, wystawił język.
- Ciekawe jaki MĄDRY człowiek, przychodzi do skateparku w szpilkach ?- Przyjaciel zlustrował mnie wzrokiem. Pokręcił głową, widząc moją krótką sukienkę i dość wysokie buty. Prychnęłam.
- No, trzeba jakoś wyglądać, prawda ? - Zagryzłam wargę, chichocząc. Spojrzałam na ubrania Elen. Luźne spodnie, oraz T-shirt. Puściłam jej oko. Zauważyłam czyjeś spojrzenie na mnie. Przekręciłam głowę, tak abym miała widok, na tego chłopaka. Jakiś słodki blondynek. Zarzuciłam włosami, zwracając wzrok ku niemu. Poczułam szarpnięcie, a po chwili leżałam na ziemi.
- Co jest kurw.. - Warknęłam głośno, otrzepując swoje nogi i ramiona. Siedziałam na ziemi, a obok mnie leżał jakiś chłopak w czarnym kasku. Wstał szybko, zmarszczył brwi.
- Jezusie, przepraszam.. Ja .. Nie.. Melody ? - Zapytał, ze zdziwieniem głośno. Uśmiechnęłam się zalotnie, poznając, że to Justin.
- A to jednak nie przepraszam. - Wzruszył ramionami, z grzeczności podając mi dłoń. Ujęłam ją, lekko trzepocząc rzęsami. Wstałam, poprawiając sukienkę. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i lekko z oburzeniem.
- No co ? - Burknęłam, spoglądając na swoje ciuchy.
- Serio, Melody? Serio? Sukienka do skateparku? - Zadrwił. Prychnęłam.
- Przecież jest ok. - Wzruszyłam ramionami.
- Jasne. W ogóle, co Ty tu robisz ? Nie wierzę, że lubisz skateparki.
- A może lubię ? Lubię deskorolki i te.. różne.. . triki. - Zawahałam się przez chwilę, idąc za nim. Tuptałam szybko, aby nadążyć w szpilkach.
- Em. Echem. Jasne.
- No, serio mówię. A Ty co tu robisz ? Nie wyglądasz na jakiegoś specjalnego skejta.
- Kocham deskę. Uwielbiam jeździć. A Ty mnie nie znasz, dziewczynko. - Wywinął przed moim nosem palcem.
- Tak się składa, że ja też potrafię jeździć. - Palnęłam, szybko w myślach się ostrzegając.
- Ta , już Ci wierzę.
- No, serio. - Pogrążałam się coraz bardziej w kłamstwie, wiedząc, że robię źle.
- Skoro umiesz, to dlaczego nie jeździsz na desce teraz ?
- Bo nie mam deskorolki.
- Nie masz też odpowiednich butów. - Zadrwił, spoglądając na moje szpilki. Wzruszyłam ramionami.
Zamyślił się na chwilę, wrednie uśmiechając.
- Skoro potrafisz jeździć, to pokażesz mi dzisiaj, w parku. Wieczorem - Skrzyżował ręce, na klatce, z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- To ma być randka?- Zaśmiałam się, ciesząc. Tak. Nareszcie. Wygrałam. Plan podziałał.
- Phi. Nie. Pokażesz, mi, czy jeździsz tak dobrze, jak mówisz. - Prychnął, a mnie kolana zmiękły. Teraz, już nie ma odwrotu. Musisz przyjąć wyzwanie.
- Ale..Ale ja nie mam deski.
- To ja przyniosę.
Wzruszyłam ramionami.
- Ok. O której ?
- 18 w skateparku. O tej godzinie, jest mało osób, więc nie zrobisz z siebie pośmiewiska, pasuje ?
- Ha, ha, ha. Pasuje. - Odpowiedziałam. Na zewnątrz pewna siebie, w środku spanikowana i zagubiona.
Gdy odszedł, przełknęłam ciężko ślinę. Elen podjechała do mnie.
- Co się stało ?
Przeczesałam ręką włosy, denerwując się. Jezu.. Co ja zrobiłam.
- Elen.. Musisz mnie nauczyć jeździć.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, a ja walnęłam ją z pięści w ramię. Spojrzała na mnie dziwnie.
- Mówię serio. Która jest godzina ? - Zapytałam, nerwowo, drapiąc się po karku.
- No, ale musisz się przebrać. Zmienić buty. A tak poza tym, to jest 16 . - Odburknęła.
Jęknęłam.
- Niee.. już 16 ? El, ja się umówiłam, że pokażę Justinowi, jak jeżdżę o 18. Umrę, umrę. - Podeszłam do rampy i zaczęłam walić w nią głową. Jacob, podjechał do mnie.
- Co jest, młoda ? - Poruszył brwiami, odsuwając mnie od rampy.
- Nie nazywaj mnie młoda. - Syknęłam, a on podniósł ręce w geście obronnym.
- Okej, okej.
- No więc, umówiłam się z Justinem, że o 18 pokażę mu, jak jeżdżę na desce.
 Wybuchnął śmiechem, a ja się zarumieniłam.
- Melody, to jest najgłupsza rzecz, jaką zrobiłaś. A zrobiłaś ich dużo. - Poklepał mnie po ramieniu, a ja zrobiłam minę zbitego psiaczka.
- Pomóżcie mi.
- O nie, nie. Aniołku, skoro się w to wpakowałaś, to musisz też z tego wyjść.
- Ale z Was przyjaciele. - Prychnęłam, spoglądając błagalnie na Elen, ale ta pokręciła przecząco głową.
- My Cię po prostu wychowujemy. - Cob, pocałował mnie w policzek, a ja wystrzeliłam rękami w górę.
- Świetnie. Zbłaźnię się. - Ryknęłam żałośnie, wymijając Jacoba i Elen. Ech.. No nieźle. A gdyby tak wymyślić, że jestem chora ?
Wracałam do domu, myśląc co robić.
Nie, na pewno skapnie się, że wymyślam. Muszę po prostu spróbować. To na pewno, nie jest takie trudne. Tylko muszę znaleźć jakieś ciuchy odpowiednie. Coś jak te, od Elen.


- To brzydkie, to ohydne.. To.. Bleee. - Marudziłam, grzebiąc w szafie matki. Jęknęłam z frustracji, nie znajdując nic, co mogłoby się nadawać na deskę.
- Co Ty tu robisz ? - Blair zaskoczyła mnie, przez co podskoczyłam gwałtownie.
- O Boże..Nie strasz mnie tak. - Chwyciłam się za serce.
- Czekam aż mi odpowiesz, na pytanie. Co robisz, w szafie matki? - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Ech.. No bo, umówiłam się z takim kolegą, że pokażę mu, jak jeżdżę na desce. Ale nie mam takich ciuchów, na takie okazje. No i .. Szukam czegoś takiego..
- Hmm.. Wiesz co.. Chyba mam coś takiego. - Uśmiechnęła się do mnie pogodnie, biegnąc do mojego pokoju. Pobiegłam za nią, przypatrując się.
- Wiesz.. Kiedyś mała Melody, miała trochę inny styl. - Rozmarzyła się, a ja podrapałam się po karku.
Rzeczywiście. Miałam..
- O mam. - Krzyknęła, z szafy wyrzucając niebiesko-czarną koszulę w kratę i jakąś czapkę z prostym daszkiem. Po chwili wyrzuciła spodnie.
- Chyba, aż tak nie wyrosłaś. Jedynie spodnie mogą być do kolan, ale to nic. Ubierz to.
Westchnęłam, schylając się po koszulę. Uniosłam ją, wąchając.
- Mmm.. Pachnie moimi dawnymi perfumami.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Na dole, są jakieś trampki, które kiedyś kupiłaś, bo były modne. W sumie, to nigdy ich nie nosiłaś, księżniczko. - Blair zaśmiała się, a ja pokiwałam głową.
Gdy wyszła z mojego pomieszczenia, wsunęłam na siebie rzeczy, które wyciągnęła i spojrzałam na siebie do lustra.
- Całkiem nieźle.. Ale czegoś brakuje. - Zamyśliłam się, rozpuszczając włosy i wkładając full cap.
- Dlaczego zrezygnowałam z tego stylu ? - Zapytałam samą siebie, obracając się wokół własnej osi.



- Cześć. - Jęknęłam, widząc, w jego drugiej dłoni deskę. Oddychałam szybko.
- Cześć. - Odpowiedział, z zadziornym uśmiechem, na co wywróciłam oczami. W jego oku zauważyłam błysk zdziwienia, na mój widok.
Zagryzłam wargę, gdy położył deskorolkę na ziemi.
- No, pokaż, co potrafisz. - Skrzyżował ręce na klacie. Uniosłam nogę, kładąc ją ostrożnie na desce. Justin prychnął lekko, poganiając mnie. Przełknęłam ślinę, odpychając się drugą. Poczułam, że podłoże się rusza i moje serce zabiło szybciej. Ja jadę ! Uśmiechnęłam się zabawnie, przez co, straciłam kontrolę nad nogami i przesunęłam je na koniec deskorolki. Ta, przechyliła się, sprawiając, że moje ciało było milimetr od upadku.
Poczułam, że czyjeś ręce, podparły mnie na biodrach i pomogły mi ustać.
- Dz, dz , dziękuję. - Odetchnęłam z ulgą, spoglądając szatynowi w oczy. Uśmiechnął się miło, a po chwili zaczął ze mnie drwić.
- Jeśli czegoś nie umiesz, to tego nie rób. - Wzruszył ramionami.
Zamyśliłam się, czerwieniąc.
- A mógłbyś mnie nauczyć ?
- Pf, hahhaha. - Poruszył brwiami dziwnie, wyśmiewając mnie.
Walnęłam go mocno w ramię, denerwując się.
- Zapłaciłabym Ci za to.
Zauważyłam, że się zastanawia.

* Myślami Justina *
Dziwna jest. Ech.. Ale skoro, chce mi zapłacić.. Zawsze jakieś dodatkowe pieniądze się przydadzą. Szczególnie teraz..
- Ile?  - Wypaliłem, po dłuższym zastanowieniu się.
- Pasuje Ci 10 zł, za godzinę ? - Dziewczyna zamigotała rzęsami, a ja zagryzłem wargę.
- Stoi.
- Okej, ale dwa razy w tygodniu. Więcej nie. - Pokręciła głową, a ja zgodziłem się.
- To, do jutra. - Pisnęła, a ja wywróciłem oczami.
- Oby nie.. - Wymamrotałem.
______________________________
No i kolejny rozdział :) Z tego już nie jestem tak zadowolona, taki.. Nudny. Ale to się rozkręca : )
Kochani mogłabym prosić, o to, abyście skomentowali ten rozdział ? Wszyscy, którzy czytają :) Chcę wiedzieć, ile Was jest : > Pamiętajcie, że można komentować anonimowo <3 .
Dziękuję <3 .

wtorek, 9 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział.9

Co właściwie myślę, o Melody ? Ładna dziewczyna. Ale strasznie pusta. Rozpieszczona gwiazdeczka, podrywająca każdego chłopaka. Każdego. Nie znaczy, że mnie też. Wiadomo, atrakcyjna jest... Ale.. Ja nie zwracam uwagi TYLKO na wygląd, jak niektórzy.
Przechadzałem się swoją biedną dzielnicą. Na horyzoncie, widziałem już swoje malutkie mieszkanko.
W sumie nawet sam nie wiem, dlaczego zaprzątam sobie głowę, taką księżniczką próżności. Może to dlatego, że wywarła na mnie jakieś tam wrażenie.. Wtedy, w parku. Jej piosenka. Rytm. Te słowa. Przez chwilę wydawało mi się, że jest inną dziewczyną. Byłem w szoku, bo gdyby nie dalsza rozmowa, zmieniłbym o niej zdanie. Nie wiem, co o niej teraz myśleć. Wydaje się być taka.. Jak inne. Ale znowu, ta piosenka nie daje mi spokoju. Mówiła, że sama ją napisała. Czyli jednak ma trochę oleju w głowie.
Ugh..
- Justin, Justin ! - Ku mnie biegła, dziewczynka,o prostych, krótkich ciemnych blond włoskach. Rączki miała wyciągnięte ku mnie. Chwyciłem ją, podnosząc wysoko do góry.
- Moja królewna. - Zaśmiała się, tym swoim słodkim głosem, a ja wtuliłem ją do siebie. Objęła mnie swoimi nóżkami, swobodnie ufając mojej sile i opadając.
- Byliśmy dzisiaj w parku z dziećmi. - Zapiszczała podekscytowana. Uśmiechnąłem się, zaciekawiony.
- I co robiliście ?
- Karmiliśmy z paniami kaczki. I byliśmy na placu zabaw. I taki Tomek mnie pohuśtał. A potem wróciliśmy do przedszkola. - Mówiła szybko, z zapałem, a ja ledwo co mogłem za nią nadążyć.
- No to się cieszę. - Odpowiedziałem, podtrzymując ją mocno i idąc w kierunku naszego domku.
- Tylko potem, mamusia się spóźniła. - Powiedziała, jakby pochmurnym głosikiem.
- Co?
- No, mamusia się spóźniła troszkę, a potem się kłóciła z panią z przedszkola. - Zmarszczyła swoje czółko, mówiąc.
Westchnąłem, marszcząc nos. Wszedłem do mieszkania, w progu opuszczając swoją królewnę na ziemię i pomagając jej ściągnąć buciki. W kuchni, zauważyłem Pattie.
- Hej.
- Hej, jak tam w szkole ? - Uśmiechnęła się z tą swoją matczyną troską. Jak na mamę, była młoda. W końcu urodziła mnie, gdy miała 18 lat.
- Nie pytaj mnie o to. Wiesz przecież. Lepiej powiedz, co się działo w przedszkolu u małej. - Sapnąłem, siadając na starym krześle. Obiegłem wzrokiem dom. Westchnąłem. No, nie jest pięknie. Odrapane ściany, stary piecyk w kuchni i brudny kran.
- Spóźniłam się cholera piętnaście minut, bo w pracy mnie przetrzymał szef, a ta przedszkolanka już na mnie z tym swoim.. Pyskiem . - Warknęła, wściekle rzucając szmatką w piecyk.
- Mamo, tu jest Jazmyn. - Pouczyłem ją, w duchu śmiejąc się lekko.
- A to na pewno nie ma nic wspólnego, z jakimiś płatnościami ubezpieczenia małej w przedszkolu? - Zapytałem nieco podejrzliwie. Ostatnio, dyrektor przedszkola poinformowała mnie o tym.
- NIE. Uregulowałam już płatności. - Wzruszyła ramionami, a ja dalej nie wierzyłem. Postanowiłem więcej nie drążyć tematu, bo by się wściekła.
- Co na obiad ?
- Pyszna brokułowa.
Jazmyn westchnęła głęboko.
- Maaaaaaaaaaaaaaaamo nie lubię brokuł. - Przeciągnęła słodko "a" i zachichotałem.
- Jazmyn, jemy, to co jest. - Skarciłem ją, chodź sam nie lubiłem brokuł. Mała, pobiegła do salonu.
Pattie, oparła się o piecyk, zaglądając do garnka. Wzięła najbliższą łyżkę i nabrała do niej trochę zupy. Lekko dmuchnęła na nią, studząc sobie. Spróbowała, uśmiechając się.
- Mmm.
- Daj spróbować. - Zaśmiałem się, biorąc jej łyżkę i zanurzając. Po chwili, ja również zasmakowałem.
- Dobre, mamo, ale dołożyłbym jeszcze trochę soli. - Oblizałem wargi, stając za nią i jadąc ręką po jej ramieniu. Odwróciła się twarzą do mnie.
- Mój Ty mały kucharzu. - Uścisnęła mój policzek, a ja strąciłem jej dłoń.
- Mamooo.
- Dobra, dobra. - Po chwili odezwał się jej telefon, a ona  pobiegła do torebki. Po półgodzinnym poszukiwaniu komórki, w końcu ją znalazła, odbierając. Stanąłem nad garnkiem, dosypując troszkę soli. Zamieszałem łyżką, pilnując, aby zupa się nie spaliła.
Podsłuchałem trochę jej rozmowy.
- Halo ? Eric, dopiero co wróciłam z pracy. - Warknęła do telefonu. Zmarszczyłem brwi, wiedząc, co się szykuje.
- No, dobrze. Czekaj na mnie. - Rozłączyła się, idąc ponownie do mnie.
Miała minę zbitego psiaka, na co wywróciłem oczami.
- Justinn.. - Szepnęła, przytulając się do mnie.
-Tak mamo. Zaopiekuję się Jazmyn, zrobię jej kolację, dopilnuję by zjadła obiad i wymyślę jej jakieś zajęcie, na popołudnie. A Ty idź do tej cholernej pracy. - Wysapałem, przytulając ją.
Odetchnęła wdzięcznie.
- Dziękuję Ci, synku. - Pobiegła szybko, po swoją kurtkę w pośpiechu ją ubierając. Otworzyła drzwi.
- Ale jesteś pewny? - Zapytała, upewniając się.
- Idź, bo się rozmyślę. - Odpowiedziałem jej śmiechem ,a ona uśmiechnęła się.
- Będę wieczorem, kocham Was. - Krzyknęła, zamykając drzwi.
Pokiwałem głową z dezaprobatą, wyłączając gaz. Przeniosłem garnek na stół i wyciągnąłem dwie miseczki i dwie łyżki. Nalałem nam pełne miseczki i zaniosłem na stół, skacząc, bo strasznie parzyło.
- Jaaaaaaaaaaaaaazmyn. Obiad. - Krzyknąłem, a mała przybiegła szybciutko. Wziąłem ją na kolana, biorąc jej łyżeczkę i zanurzając ją w zupie. Przystawiłem ją do jej zamkniętych ust.
- No, dalej Jaz.
- Nie.
- No, Jaz. To dobra zupa.
- Ale ja nie chcę.
- No, Jaz. Za mamusię. - Poprosiłem ją, a ona momentalnie rozwarła usteczka. Zachichotałem, gdy połknęła pierwszą łyżkę.
- Bleeee. - Jęknęła, a ja wywróciłem oczami.
- Musisz jeść.
- Ale mi nie smakuje.
- No, dalej. Za Justinka. - Zdrobniłem swoje imię, czując się głupio. Ale i to podziałało, bo zjadła drugą łyżkę.
- Za.. Panią przedszkolankę. - Jęknąłem, a ta znów połknęła.
- A teraz, leeeci samolocik, leci. Bzz.. Bzz.. - Udałem, że łyżka to samolot, a dziewczynka zaśmiała się promiennie.

- Justiś, idziemy do parrku? - Zapytała mnie, gdy wkładałem buty. Spojrzałem na nią.
- Pójdziemy, jeśli założysz czapkę.
- Ale Juuuuuuuuuuuustin. Jest ciepło.
- Jak się rozchorujesz, to dopiero będzie. Wkładaj czapę. - Uklęknąłem przed nią, nakładając jej na główkę, czapeczkę.
- Ale obiecasz, że na mnie poczekasz ? - Zapytała, a ja zmarszczyłem czoło.
- Przecież czekam. - Włożyła bucika, a ja zawiązałem jej sznurowadła.
- Ale zaczekaj.
Popatrzyłem na jej twarzyczkę.
- Ale o co Ci chodzi ?
- No, poczekaj, aż urosnę. To zostanę Twoją dziewczyną, dobrze? - Szepnęła i zacisnęła swoją rączkę, na mojej bluzie, a ja zagryzłem wargę, gdy wtuliła się w moją klatkę piersiową.
Aww.
- Uwierz mi Jazmyn, jesteś jedyną dziewczynką, za którą latam. - Zaśmiałem się, wiążąc jej drugiego bucika i włożyłem na jej ramiona sweterek.
- To dobrze Juustin. To dobrze. - Przeciągnęła " u " w moim imieniu i zachichotałem.
Chwyciłem jej dłoń, a ona zadowolona, ścisnęła ją z całej swojej, dziecięcej siły.

_____________
No i jest ! Pierwsza i nie ostatnia perspektywa świata, Justina :) . Co myślicie o tym rozdziale ? Mnie się podoba. Justin tu jest taki słodki, dla siostrzyczki, awww <3 .
Chociaż raz podoba mi się coś, co napisałam : ) .
A jak Wam mijają wakacje ? Jak na razie, to u mnie nudno. Mam takie tam plany, ale to jeszcze nawet pewnie nie jest.
Chciałabym, aby już ogłosili kolejny koncert Jusa, w Polsce. Byłoby wspaniale. <3
Pozdrawiam, Drew. <3
Ps. Ponad 2 tysiące wyświetleń w ciągu dwóch tygodni ! Dla mnie to więcej, niż myślałam. Jesteście kochani.
Najchętniej to każdą/każdego z Was bym wyściskała ! :*** .


" Ja widzę w nim wszystko.. On widzi we mnie zwykłą fankę. " ~ Beliebers.