sobota, 17 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` epilog.

Szła, idealnie kręcąc biodrami. W dłoni trzymała papierosa i co jakiś czas się zaciągała. Uśmiechała się dumnie na widok chłopców, którzy przypatrywali się jej ciału. Czuła się nago, w ledwo co zakrywającej tyłek sukience. Ale to nic. Opinała jej umięśniony brzuszek i nadzwyczajny duży biust. Wiatr rozwiał jej długie blond włosy. Lekko podwiało jej sukienkę, a mężczyźni zaczęli krzyczeć w jej stronę jakieś zbereźne słówka. Odwróciła się i posłała im całusa. Jeden z nich podszedł do niej od tyłu i chwycił w pasie. 
- No cześć maleńka. - zaśmiał się, prowadząc ją na jakąś ławkę. Nie przejmował się, że ludzie mogli ich zobaczyć. Opadł na siedzenie, pociągając za sobą swoją piękność. Niezauważalnie wsunął jej dłoń pod sukienkę. Nie wyrywała się. Było jej to obojętne. Nie czuła obrzydzenia, ani strachu. Nic nie czuła. Tak, jak kiedyś. Uśmiechnęła się tylko do niego, wygodniej usadawiając się na jego kolanach. Potarła "przypadkiem" o jego męskość, cicho mrucząc. I nagle jej wzrok powędrował w stronę znajomej jej sylwetki. Jakiś chłopak stał tyłem do niej, a na rękach podtrzymywał gitarę. Ciężko próbowała sobie przypomnieć, kim był. Jej usta lekko się otwarły. Czuła rękę tego mężczyzny, dojeżdżającą do jej majtek, ale nie zwracała na to uwagi. Próbowała odgadnąć kim jest ten szatyn. Odwrócił się. Na chwilę jej serce zamarło. Wróciły wszystkie wspomnienia z tamtego roku. Wrócił ból, który miał nigdy nie powracać. Jej tętno przyśpieszyło, a pod powiekami czuła łzy. A przecież obiecała sobie, że już nigdy więcej nie będzie płakać.
- Justin.. -wyszeptała cicho, zagryzając wargę i starając się usunąć natłok myśli i wspomnień związanych z tym chłopakiem. Mężczyzna, obmacujący ją, na chwilę przerwał.
- Nie, skarbie, jestem Codie. - zachichotał do jej ucha, kładąc dłoń na pierś. Zignorowała go, pociągnęła nosem. Ten cholerny ból w sercu nie pozwalał jej oddychać i racjonalnie myśleć. I nagle.. Szatyn również ją zauważył. Jego brązowe, jak fabryka czekolady oczy spoczęły na niej i straciły chwilowo swój blask. Wyglądało na to, że również ją rozpoznał. Wyrwała się z objęć obcego faceta i wstała z ławki. Stała ze swoim bólem twarzą w twarz. Nie ruszała się. Pozwoliła łzie spłynąć po jej policzku. W jej głowie, cały czas echem odbijało się jedno słowo. " Justin" ..
Spojrzała w jego tęczówki, chodź nie chciała. Coś ją do tego zmusiło. Jej oczy zalała fala wody. Nie potrafiła tego powstrzymać, chodź minęło już tyle czasu.. Widziała w jego tęczówkach tęsknotę, ból, rozpacz i cierpienie. Tak bardzo chciała się teraz do niego przytulić i powiedzieć, co czuje. Zamiast tego rozsądek kazał się jej cofnąć. Jeden krok do tyłu. Drugi. Trzeci. Aż wreszcie bieg. Brew chłopaka się poruszyła, gdy zauważył, że dziewczyna się oddala. Zgiął ręce w pięści, czując, że jest bezradny. Dziewczyna, którą kocha odeszła. Już nie wróci. Na zawsze..

Płakała, chodź nie chciała. Cierpiała, chodź nie miała. 

______________Krótkie pożegnanie i link do NOWEGO OPOWIADANIA! :) 
Tak oto mamy krótki epilog opowiadania :) I jak? Co o nim sądzicie? Ja osobiście jestem zadowolona, bo tak miało wyglądać to opowiadanie :)
A teraz.. Podaję Wam link, do strony, gdzie znajdziecie moje nowe opowiadanie! Jest już prolog ( oraz zwiastun, zrobiony przeze mnie :] ) Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie. 
Link : http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/ .
Jeśli nie wiecie, czy chcecie czytać, obejrzyjcie zwiastun zrobiony przeze mnie :
Tak, opowiadanie nazywa się "The Past Always Comes Back" w tłumaczeniu : Przeszłość zawsze powraca.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się fabuła :)
To mój ostatni tutaj wpis. Jeśli jednak zdecydowaliście się, już więcej nie czytać moich opowiadań.. To.. Dziękuję Wam bardzo, że jednak te przeczytaliście. Jestem Wam wdzięczna.
Dziękuję również wszystkim czytelnikom, którzy dawali mi tą siłę do pisania kolejnych rozdziałów. :) Dziękuję za każde wyświetlenie i każdy komentarz. To dla mnie naprawdę było jest i będzie ważne.
Już wkrótce ( za dwa, trzy dni ) pojawi się pierwszy rozdział na nowym blogu. Ostatnia moja prośba? Przeczytajcie chociaż prolog. Może się Wam spodoba?
A teraz żegnam się z Wami <3 Pozdrawiam, miłej końcówki wakacji ! :)
~ Drew.

piątek, 16 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 28

Nie potrafiłam spać. Cały czas mnie zastanawiało to, dlaczego mój ojciec tak bardzo nienawidził mojego chłopaka. Wpatrywałam się w sufit. Nagle zza drzwi usłyszałam krzyki mojego ojca. Kłócił się z kimś przez telefon. Nie potrafiłam usłyszeć, o czym mówią, dlatego przeturlałam się z łóżka i ukucnęłam pod drzwiami. Przyłożyłam ucho do ściany.
- Nie. Nie. Nie masz nic mówić. Do cholery, Pat, nic nie masz mówić! - ojciec niemal warczał do tej słuchawki. Jęknęłam, ledwo słysząc  co on mówi. Starałam się oddychać najciszej, jak umiem. Przez chwilę wydawało mi się, że mój tata poszedł. Jednak nie, dalej tam stał i opierał się od zewnętrznej strony o drzwi do mojego pokoju.
- Po prostu zakaż mu się spotykania z moją córką. I tyle. Będzie po sprawie. - wyszeptał głośno do słuchawki, a ja odskoczyłam od drzwi. Rozmawiał z mamą Justina? Co on do cholery ukrywa? Ze złości kopnęłam w te drzwi. Wiedziałam, że teraz czeka mnie poważna rozmowa z  tatą. Nie ważne, że była druga w nocy. Pociągnęłam za klamkę, sprawiając, że ojciec odwrócił się zszokowany.
- Co ukrywasz? Chcę wiedzieć. - burknęłam, krzyżując ręce na piersi. Rodziciel przez chwilę stał z otwartą buzią, a potem zauważyłam, że pojawia się u niego zmieszanie.
- Chodźmy do kuchni..- odpowiedział zrezygnowany, schodząc pomału po schodach. Z każdym schodkiem moje serce przyśpieszało. Czego się dowiem? Co ma mi do powiedzenia? Czy to zniszczy coś między mną a Justinem? Najbardziej bałam się odpowiedzi na to ostatnie pytanie. Weszliśmy spokojnie, zapalając światło.
- Chcesz herbatę? - zapytał mnie rodziciel. Pokręciłam przecząco głową, zaciskając usta. Chciałam, żeby już powiedział. Powiedział to, co może zniszczyć wszystko. Wskazał dłonią na krzesło, a ja posłusznie usiadłam. Odgarnęłam kosmyk włosów za ucho, a tata popatrzył na mnie smutno. Przełknął głośno ślinę i usiadł naprzeciwko mnie.Czułam, że żołądek podchodził do mojego gardła, ale nie potrafiłam się stamtąd go pozbyć.
- No, mów. - wysyczałam, a zaraz po tym w moim gardle utknęła jakaś gula.Wiedziałam, że coś jest nie tak. Wiedziałam.
Tata westchnął głośno i spuścił wzrok na ziemię.
- W młodości robiłem wiele głupot. Nie wiedziałem, że odbije się to teraz na Tobie.. - zaczął, a ja położyłam dłonie na kolanach. Nie spałam, ale nie byłam zmęczona. Widziałam, że Hermanowi trudno wypowiada się każde z tych słów.
- Co to ma znaczyć? - spanikowałam, przyznaje. Nie potrafiłam ułożyć tej układanki. Nie potrafiłam nic złożyć w całość.
- Widzisz.. Zanim poznałem Blair.. Miałem inną rodzinę. Pattie i Justina. Potem wyjechałem do Niemiec. Poznałem Blair. Pojawiłaś się Ty.. Więc wróciłem do Pattie. Ale gdy pojawiła się Jazmyn.. Ja.. Ja spanikowałem.. Wyprowadziłem się. Ale nie za granicę. Byliśmy cały czas w jednym mieście. Poznałem Isabelę.. I ona uświadomiła mi, że robiłem potworne rzeczy. - ostatnie słowa dosłownie wypowiadał w szlochu. Zakryłam usta ręką, nie wierząc w to co słyszę.. Czyli mój ojciec.. Jest również ojcem Justina i Jazmyn!? Nie wiedziałam co czuć. Złość.. Cierpienie.. Ból..Rozczarowanie?
Dopiero po chwili do moich oczu dostały się łzy.
- Tato.. - wychrypiałam, zaczynając połykać już je połykać. Pociągnęłam nosem, analizując słowa, które wypowiedział.
- Pattie o tym wiedziała i o niczym nie powiedziała Justinowi? - zdążyłam zapytać, gdy coś szarpnęło mnie w żołądku. Jak to możliwe? Jak do cholery?!
- Chciała Wam powiedzieć, ale potem.. Nie potrafiła. Nie potrafiła by spojrzeć w oczy Justina. I wiesz co? Ja nie potrafię spojrzeć w Twoje. - mój ojciec uronił łzę. Ale to nie on tu powinien płakać. To ja.. Znów ja oberwałam. Znów dostałam kolejnego kopa. Tym razem w najsłabszy punkt.
- Ja.. Nienawidzę Cię! Nienawidzę jej! Was wszystkich! - poczułam obrzydzenie w ich stronę. Co dziwne, również myśląc o Justinie
Jak ja mogłam pokochać własnego brata?! Jak? Wstałam, niewiele myśląc, zarzuciłam na siebie płaszcz.
- Ale co Ty robisz? Wracaj! Proszę, Melody.. Nie można uciekać od problemów. - krzyknął mój ojciec, a ja posłałam mu okropne spojrzenie.
- Moje życie to problem.. - jęknęłam, wybiegając z mieszkania. Co robić? Gdzie iść? Kompletnie nie wiedziałam. Łzy coraz szybciej spływały po policzkach, a wiatr rozwiał moje włosy. Szłam przed siebie, nie do końca wiedząc gdzie. Chciałam jedynie odejść. Odejść od tego pieprzonego świata. Od pierdolonych problemów. Te słowa, były jak nóż prosto w serce. Zabiły to, co niedawno się urodziło.
- No pięknie, Melody. Zakochałaś się pierwszy raz. W dodatku we własnym braciszku. - zaśmiałam się bez humoru. Nogi mi się zatrzęsły i upadłam na kolana. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam krzyczeć. Po prostu krzyczeć. Chciałam uwolnić z siebie te wszystkie emocje, ale krzyk nie pomagał. Przypominał tylko o tym, że cierpię. Zaszlochałam głośno, kiwając głową na boki.
- Dlaczego mi to kurwa robisz?! Co ja Ci zrobiłam w życiu? Dlaczego uwziąłeś się na mnie?! - wykrzykiwałam każde z tych pytań, patrząc prosto w niebo. Przymknęłam powieki, by dać łzom uciec z oczu.
- To pierdolone kłamstwo. Gdybyś tam był, nigdy nie dopuściłbyś do takiej sytuacji. - szepnęłam cicho, wstając i otrzepując kolana. Teraz już wiedziałam gdzie idę i po co. Musiałam to zakończyć. To, co dopiero się zaczęło.
***
- To niemożliwe.. Melody, czy Ty coś wypiłaś? - oto pierwsze słowa na to, co powiedziałam Justinowi. Spoglądałam w jego piękne brązowe oczy i nie potrafiłam uwierzyć. Jak ktoś tak idealny mógł być moim bratem.
- Justin.. To prawda. - do kuchni weszła jego matka, a ja pociągnęłam nosem. Justin kręcił głową, nie wierząc w te słowa. Zaszlochałam cicho, czując, że znów czuję ten ból w klatce piersiowej. Nie potrafiłam oddychać.Justin oparł się gwałtownie o blat, oskarżycielsko spoglądając na matkę.
- Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś mi nic nie mówić?! - krzyknął, spoglądając na Pattie. Nagle, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Podszedł powoli do mnie, patrząc..zranionym wzrokiem. Niewiele myśląc, wpadłam w ramiona Justina, a ten objął mnie z całej siły. Sama nie wiem, jak długo płakałam w jego ramię. Oczy bolały mnie już od tego, nie miałam już czym płakać. Oddychaliśmy oboje równomiernie i czułam, że on już też nie płacze. Usłyszałam szept koło mojego ucha.
- Co teraz będzie, Melody?..- załkał.
Odsunęłam się lekko od niego, by móc spojrzeć mu w oczy. I chodź wiedziałam, że zaboli to nas oboje, musiałam.
- Nic nie będzie Justin. Bo to niemożliwe, ciągnąć to dalej. I chodź serce mówi nam co innego.. To po prostu niemożliwe. - wyszlochałam i przybliżyłam się. Widziałam w jego oczach ból. Nie wiem, co chciałam zrobić, ale po prostu musnęłam jego dolną wargę. Ostatni raz..
Po czym odsunęłam się od chłopaka. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że dojdzie do takiej sytuacji. Wyminęłam go szybko, wybiegając z jego mieszkania i zostawiając go tak bezradnego i cierpiącego.
____
BARDZO, BARDZO WAŻNA WIADOMOŚĆ!
Jutro pojawi się epilog tego opowiadania. : )
Tak, wiem, możecie być niezadowoleni z takiego rozwoju akcji.. Ale tak już planowałam, pisząc prolog tego opowiadania.
Jednak! Bardzo proszę nie opuszczajcie jeszcze mnie! Już wkrótce podam Wam link do N O W E G O  BLOGA :) Tak, dobrze przeczytaliście :) 
Mam kolejny pomysł i wątpię, żeby one kiedykolwiek się wyczerpały. Tym razem będzie to całkiem inna fabuła, oczywiście będzie tam Justin :D Pod epilogiem zostawię wam link :)
Bardzo proszę, nie zostawiajcie mnie.

środa, 14 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 27

Justin.
Kocham ją. Cholernie kocham. Kurwa, jak ja ją kocham..
Miałem mętlik w głowie. Stanąłem przed drzwiami Melody. Tak strasznie się stresowałem.. Nie potrafiłem znaleść odpowiedzi na pytanie.. "dlaczego on mnie tak nie lubi?" Co zrobiłem? Nie wiem. Kurwa, nie wiem. Ona jest.. Moim tlenem. Nie mogę jej stracić. Bo jeśli zniknie mój tlen, wtedy zniknę ja. To śmieszne, ale dziewczyna, której kiedyś nie lubiłem, jest teraz moim narkotykiem. Musi być przy mnie, wtedy nic złego się nie dzieje. A gdy widzę ją płacząca.. Mam ochotę ją przytulić, pocałować i już nigdy nie zostawiać.
Uniosłem pięść, trzy razy pukając. Co jeśli on otworzy? Jeśli mnie wyrzuci? Podrapałem się lekko po karku. Nie ma odwrotu. Będę walczył. Walczył o nią.
Drzwi lekko zaskrzypiały, gdy ktoś pociągnął z wewnątrz za klamkę. W progu stanął dość wysoki mężczyzna o kilku siwych włosach. Niemal odrazu spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.
- Czego tutaj chcesz, chłopcze? - zapytał niskim głosem, a ja westchnąłem ciężko.
- Przyszedłem po pańską córkę. Czy panu się podoba, czy nie, ja ją kocham. - odpowiedziałem zdecydownie pewny siebie. Facet prychnął pogardliwie, ale nie zdążył nic powiedzieć, gdyż zaraz za nim stanęła znana mi sylwetka. Wychyliła głowę zza ramienia mężczyzny. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Czekaj, już idę. - w pośpiechu ubrała buty na lekkim obcasie.
- A Ty gdzie się wybierasz? - zapytał ją, jej ojciec. Zagryzła wargę.
- Na spacer. A co, nie mogę? - odpowiedziała, lekko zdenerwowana. Muszę przyznać, w kłamaniu jest niepokonana. Tata Melody skarcił mnie spojrzeniem.
- Mówiłem Ci, że nie masz się spotykać z tym.. Biedakiem. - warknął lekko z niesmakiem. Poczułem, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Więc o to chodziło? O to, że jestem biedny? Zrobiło mi się strasznie ciepło.  Może ma rację? Może Melody zasługuje na kogoś lepszego?
- Nie obchodzi mnie Twoje zdanie w tej kwestii. - moja dziewczyna odpowiedziała krótko, wymijając swojego tatę. Zatrzasnęła drzwi.
- Jestem gotowa, chodźmy. - stanęła przede mną i oznajmiła. Wyglądała pięknie. Blond włosy, spadały kaskadami na jej ramiona. Na sobie miała zwiewną, białą sukienkę.  Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, gdy przez dłuższy czas nie odzywałem się i wpatrywałem w jej ciało.
Zdecydowanie, wyglądała jak anioł. Jak mój anioł.
- Justin?..
- Wyglądasz pięknie. Chodźmy. - wysunąłem dłoń w jej stronę, a ona złapała ją, splatając nasze palce.
- Dziękuję. Trochę się denerwuję. Wiesz, poznanie Twojej rodziny, to wcale nie pikuś. - zaśmiała się nerwowo, a ja przyciągnąłem ją do siebie i musnąłem jej wargę.
- Bądź sobą. A pokochają Cię. - mruknąłem do jej ucha, a ona odgarnęła kosmyk swoich włosów, za ucho.
***
Przepuściłem moją dziewczynę w progu. Dobrze wiedziałem, jak się denerwuje, dlatego położyłem dłoń na jej plecach. Ściągnąłem torebkę z jej ramienia i odwiesiłem.
- Nie denerwuj się. Spokojnie. - zakreśliłem uspokajająco jakieś wzory na jej plecach. Odetchnęła lekko ze spokojem. Do przedpokoju wpadła Jazmyn.
- Justin! - przytuliła się mocno do mnie, a ja zaśmiałem się i podniosłem ją wysoko. Melody obdarowała ją szerokim uśmiechem.
- Pamiętasz Melody? - zapytałem ją, z cwanym uśmieszkiem.
- Twoja dziewczyna, tak? - zachichotała. Zatrzymałem wzrok na blondynce i spojrzałem w jej oczy.  Teraz zdecydowanie mogłem to powiedzieć.
- Tak, Jazz. Moja dziewczyna.
Melody zarumieniła się lekko i właśnie wtedy weszła Pattie.
- Co jest dzieciaki, czemu jeszcze nie jesteście w salonie? Kolacja stygnie. - mama klasnęła w dłonie i niepewnie uśmiechnęła się do Melody.
Opuściłem siostrę na ziemię, pozwalając jej już iść zajadać. Stanąłem obok nich.
- Mamo, to jest Melody. Melody, to jest moja mama. - zapoznałem ich ze sobą, a blondynka wysunęła dłoń w stronę kobiety.
- Miło mi panią poznać.
- Och, przestań. Mów mi Pattie. - kobieta zaśmiała się, chwytając dłoń dziewczyny, ale zamiast ją ścisnąć, przyciągnęła Melody bliżej siebie i przytuliła. Wybuchnąłem śmiechem, na widok zadziwionej blondynki.
- Tak..Więc już znasz moją mamę. Chodźmy do stołu. - chwyciłem dłoń swojej dziewczyny i zaprowadziłem ją do salonu. Oglądała się wszędzie i z zaciekawieniem przyglądała się zdjęcią.
Gdy już każdy zaczął jeść,  Pattie odezwała się.
- Więc Melody.. Czym się interesujesz? - zapytała, a ja wywróciłem oczami.
- Maaaaaaamo..- przeciągnąłem "a"
- Hmm.. Więc.. Chodzę na lekcję gry na gitarze. Od dziecka śpiewam. Rodzice chcą, abym została lekarzem, ale.. Jakoś mnie nie ciągnie. - Melody zmieszała się lekko.
Melody.
Już w pierwszym momencie, gdy zauważyłam mamę Justina wiedziałam, że to przemiła kobieta.  Przyjęła mnie do domu, jak własną córkę. Siedzieliśmy w pokoju Justina, a ja oglądałam wszystkie zdjęcia. Szczególnie jedno mnie zaintrygowało. Chwyciłam je w dłoń i podeszłam do leżącego Justina. Dzisiejszego wieczoru nie zjawił się jego tata. Byłam prawie pewna, że na tym zdjęciu, był to on. Szatyn szybko podniósł się do pozycji siedzącej.
- Justin, to Twój tata? - zapytałam, ale widząc jego twarz, od razu pożałowałam tego pytanie. Co jeśli trafiłam w jakiś słaby punkt? W ciszy, dotknął obramowania fotografii i westchnął. Usiadłam koło niego, na łóżku.
- Tak. Mój tata.. Na tym zdjęciu miał tyle lat, co ja.. - wychrypiał, a ja przyjrzałam się fotografii. Tak, rysy twarzy ma po nim. Ale na tym podobieństwa się kończą. Wiedziałam, że coś się musiało tutaj dziać. Nie mówiłby z takimi uczuciami o fotografii.
- Justin, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać o tym.. - zaczęłam szybko nawijać, ale przerwał mi.
- Zostawił moją matkę, gdy ona mnie urodziła. Obiecał jej, że zdobędzie pieniądze dla naszej rodziny.. Za granicą.Wyjechał do Niemiec.A potem wrócił.. Tylko, że na parę miesięcy. Gdy dowiedział się, że Jazmyn przyjdzie na świat.. Wystraszył się. Zostawił mamę samą z nami. Ponoć mieszka teraz w Niemczech z jakąś kobietą. - przełknął głośno ślinę. Widziałam, że próbuje powstrzymywać łzy. Sama nie potrafiłam w to uwierzyć. Jak ktoś może być tak podły? Zastała chwilowa cisza. Myślałam o tym, jak Justin wychowywał się bez ojca. Jak mógł się czuć, gdy inne dzieciaki miały pełną rodzinę. Jak dawał sobie radę?
- Przepraszam..
- Nie masz za co, kochanie. Nie wiedziałaś. - Szatyn spojrzał na mnie i odłożył zdjęcie na półkę.Byłam zaskoczona, jak szybko potrafi opanować smętny humor i uśmiechnąć się.Położył dłoń na mojej talii i przybliżył do siebie, nie zostawiając między nami ani jednej szczeliny. Z nieśmiałością, lekko się podniosłam i usiadłam na jego kolanach okrakiem. Spojrzał w moje oczy, a ja wplotłam palce w jego włosy.
- Tak strasznie Cię kocham.. - mruknęłam w jego usta, łącząc je pocałunkiem. Pozwoliłam jego językowi, dostać się do środka. Dotknął ręką mojego podbródka i przycisnął nasze twarze jeszcze bliżej siebie. Walczyliśmy zaciekle o dominację. Opadł na łóżko, a ja wraz z nim, odgarniając włosy z jego twarzy. To nie był zwyczajny pocałunek. Był.. Za porywczy. Wiedziałam, że jeśli teraz nie przerwę, to może dojść do czegoś innego. Odsunęłam się lekko od jego ust, pozwalając złapać nam oddech. Nabierałam łapczywie powietrza i zeszłam z Justina.
- Powinniśmy zobaczyć, co u Jazmyn. Coś tam tak cicho. - zachichotałam, by jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Szatyn nie za chętnie się podniósł, przystając na tę propozycję.
- Rany, dlaczego musisz przerywać w najlepszych momentach? – zaśmiał się bez humoru,przyciągając mnie do siebie i całując w szyję.
- Nie marudź. – puściłam do niego oko i pociągnęłam w stronę pokoju Jazmyn.
***
- Nigdy więcej nie wyjdziesz z tym chłopakiem. Mówiłem Ci, że masz zakaz spotykania się z tym.. Biedakiem. – oto pierwsze słowa jakie usłyszałam, gdy wróciłam do domu. Wściekle odłożyłam torebkę na stół i pewnym krokiem weszłam do kuchni, skąd dobiegał głos.
- O co Ci chodzi, co?! Nigdy nie interesowałeś się moim życiem. Zresztą tak samo, jak Isabela. Więc teraz się wtrącaj. – stanęłam twarzą w twarz z ojcem. Jego buzia poczerwieniała ze złości i zgiął ręcę w pięści.
- Taki biedak nic dobrego nie sprowadzi na nasze życie. – warknął.
- Kocham go takiego, a Ciebie to gówno powinno obchodzić. Co?! Chodzi tylko o to, że jest biedny? Jesteś głupi. – wychrypiałam, wymijając ojca i waląc go ‘niechcąco’ w ramię. W połowie drogi do mojego pokoju, zatrzymała mnie Blair.
- Musisz go zrozumieć.. Jeszcze niedawno byłaś małą dziewczynką, a teraz jesteś prawie kobietą i masz chłopaka. To dla niego również szok. – chwyciła moją dłoń i lekko ją ścisnęła. Spojrzałam na nią ze złością.
- To nie znaczy, że będzie mi zakazywał spotykania się z własnym chłopakiem!
Wyrwałam się, biegnąc po schodach na górę.
Wiedziałam, że nie chodzi tylko o to. Mój ojciec był za wściekły. Musi chodzić o coś więcej.
___________________
No i mamy kolejny rozdział. J Jak Wam się podoba?
Co o nim myślicie? Musicie mi wybaczyć, bo nie sprawdzałam błędów tym razem. : <
Muszę już Wam oznajmić, że zbliżamy się do końca tego opowiadania. Dziękuję za każdy komentarz!
Wywołuje uśmiech na mojej twarzy. : ) Kocham Was <3 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 26

Oblał mnie cholernie zimny pot. Po tonie swojego ojca, mogłam wywnioskować, że coś mu nie pasuje. Zabawne. To ja tutaj powinnam być wściekła.
Ojciec ruszył w naszym kierunku, szybko, wyszarpując mnie z objęć Justina.
- Co pan robi?! - szatyn podniósł głos, spoglądając zszokowany to na mnie, to na mojego tatę.
- Uspokój się! - warknęłam do swojego rodziciela, odsuwając się od niego. Mężczyzna obczaił mojego chłopaka, surowym wzrokiem, a potem spojrzał na mnie.
- Moja córka nie będzie się spotykać, z tym.. - przerwał, by zaczerpnąć powietrza. Zaczerwienił się ze złości, a ja otworzyłam lekko buzię. - Z tym chłopcem.
- To ja tu będę decydować, z kim się będę spotykać. - uniosłam ton. Przyznaję, jego słowa mnie zraniły. Kochałam Justina. On był jedyną osobą, która w pełni mnie rozumiała. Jest dla mnie wszystkim.
- Nie kiedy mieszkasz w moim domu. Idziemy. - ojciec warknął, ciągnąc mnie za ramię. Próbowałam się mu oprzeć, ale miał zbyt dużo siły. Gdy staliśmy w progu, odwróciłam głowę i posłałam mu ostatnie spojrzenie.
- Przepraszam.. - wyszeptałam, czując łzy pod powiekami. Puls natychmiastowo mi się podniósł. Gdy rodziciel zamknął drzwi, gwałtownie wyrwałam się i zaczęłam krzyczeć.
- Dlaczego mi to robisz?! Jestem z nim szczęśliwa! I wiesz co? CHUJ CIĘ TO OBCHODZI, Z KIM JESTEM. - wykrzyczałam te słowa, najgłośniej, jak umiałam. Chciałam, by usłyszał je dokładnie. Do salonu wpadła Blair i Isabela.
- Kto tu się tak ordynarnie odzywa? - warknęła kobieta, którą kiedyś nazywałam matką.
- Nie Twoja sprawa. - wysyczałam, a Blair podeszła bliżej mnie, chwytając za rękę.
- Puść mnie! Nienawidzę Was! Wszystkich! Każdego z osobna! - poniosły mnie emocje. Tak bardzo chciałam to powiedzieć. Wybuchnęłam ogromnym płaczem, gdy każdy domownik spoglądał na mnie, jak na wariatkę. Wyminęłam ich szybko, a za sobą usłyszałam szczekanie Eyes'a. Pies pobiegł za mną do pokoju, popiskując. Opadłam bezwładnie na łóżko, czując, że mój czworonożny przyjaciel, również wskakuje na łóżko. Gdy zaczął lizać mój policzek, lekko uśmiechnęłam się przez łzy.
- Eyes, przestań. Nie mam humoru.. - westchnęłam, lekko psa odsuwając, ale przytulając.
Tak bardzo mnie to wszystko bolało. To było takie.. Świeże. Nie dość, że przez tyle lat mnie okłamywali, to jeszcze ojciec zrobił mi takie przedstawienie przed Justinem. Czułam, że mój tata coś ukrywał. Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu zakazałby mi spotkań z własnym chłopakiem. Za wszelką cenę, muszę się dowiedzieć o co chodzi.
- Chyba nie myśli, że przestanę kochać Justina, bo ma taką zachciankę. - warknęłam, patrząc na swojego pieska. Westchnęłam głośno, czując kolejną falę płaczu.
On sprawiał, że czułam się szczęśliwa. Potrafiłam o nim myśleć non stop, bez żadnej przerwy. Nikt nie zakaże mi się spotykać z nim. Z moim szczęściem. Usłyszałam ciche pukanie. Nic nie powiedziałam. Zaraz po tym, jakaś głowa wychyliła się zza drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę.
- Możemy porozmawiać? - w progu stała Blair wraz z moim tatą. Nie było tam Isabeli, więc to nieco poprawiło mój humor. Nie potrafiłam patrzeć na tę kobietę.
- Jeśli musicie.. - burknęłam.
- Melody, wiemy, że jest Ci ciężko. Oboje z Twoim tatą żałujemy, że przez tyle lat Cię okłamywaliśmy. - moja "nowa" mama zaczęła, siadając wraz z tatą na łóżku.
Pociągnęłam nosem, pogardliwie spoglądając na tatę. On spuścił wzrok. Dobrze wiedział, dlaczego tak na niego spoglądałam.
- Ale uwierz, że nic się nie zmieni.. Po prostu.. Isabela, to tak jakby.. Twoja druga mama. Melody, wróciłam tu, bo Cię kochałam i dalej Cię kocham. Ale jeśli będziesz chciała, żebym odeszła.. To zrobię to. - Blair dokończyła, patrząc w moje oczy. Wstałam, przytulając się do niej.
- Nie chcę, żebyś odchodziła.. - odpowiedziałam szczerze. Bo taka była prawda.. Była dla mnie za ważna.
Oboje uśmiechnęli się delikatnie.
- Dalej jestem na Was zła.. Nie wiem, jak ja do tego się przyzwyczaję.. Ale dziękuję.. Że jednak wyjawiliście mi tą prawdę teraz. Nie później. - wyburczałam, ocierając łzy i spoglądając na tatę.
- Blair, możesz wyjść? Chcę chwilę porozmawiać z tatą. - poprosiłam.
Mama uśmiechnęła się do mnie i wstała. Przyznaję, dziwnie się czułam, mówiąc do mamy "Blair". Gdy wyszła, stanęłam twarzą w twarz z ojcem.
- Dlaczego nie pozwalasz mi się z nim spotykać? - przeszłam od razu do sedna. Ojciec spoglądał na mnie. Z początku, wydawało mi się, że obojętnie. Jednak po tym, przekonałam się, że z miłością.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Po prostu posłuchaj mnie i nie spotykaj się z tym chłopakiem. - Herman zaczął spokojnie. Pokręciłam gwałtownie głową na boki.
- Nie, tato. Ja go kocham.. - wyszeptałam, czując, że jestem bezradna. On nic nie odpowiedział. Wstał i już chciał wyjść, gdy na chwilę przystanął. Odwrócił się i posłał mi spojrzenie.
- Masz zakaz spotykania się z tym szczeniakiem. Koniec kropka. - wyszedł, trzaskając drzwiami.
Schowałam twarz w dłonie, czując, że kolejna fala płaczu zaraz zaleje moją twarz.
***
- Justin, musimy porozmawiać. - pociągnęłam chłopaka na stronę, gdy rozmawiał z kolegami. Spojrzał na mnie dziwnie. Westchnęłam głośno.
- Przepraszam Cię za wczoraj.. Mój tata.. Nie wiem dlaczego, on Cię nie lubi. - wyciągnęłam to z siebie. Szatyn objął mnie w talii i delikatnie pocałował w czoło.
- Nie przejmuj się tym tak. Zejdziemy po prostu z drogi Twojego taty. - odpowiedział, odgarniając mi kosmyk włosów za ucho.
- Ale.. Justin.. - wymruczałam, wtulając się w niego. Miłe dreszcze pojawiły się na całym moim ciele, gdy dotknął ręką mojej ręki i splótł nasze palce.
- Postaramy się to zmienić, dobrze? Żeby mnie polubił. - przybliżył lekko swoją twarz, do mojej.
Zmarszczyłam czoło, wiedząc jak będzie trudno przekonać mojego tatę.
- Ej. Nie chce Cię stracić. Jesteś dla mnie wszystkim. - wyszeptał w moje usta, złączając nas pocałunkiem.
________________
PROSZĘ PRZECZYTAJCIE!
 Witajcie! I oto mamy kolejny rozdział ! :) Tarararam. :D
Przyznaję, ostatnimi czasy naprawdę trudno jest mi pisać te rozdziały co dwa dni. Bardzo dużo się u mnie dzieje..
Ale daję radę i to jest najważniejsze :>
Co sądzicie o takiej akcji? Jak myślicie, dlaczego tata Melody nie lubi Justina? :) I czy uda im się przekonać jej ojca?
Wiem, że ostatnio Was zaniedbałam.. Nie odzywałam się pod rozdziałami.. Ale wiedzcie, że naprawdę widzę postępy tego bloga. PONAD 11 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ. 
Nie spodziewałam się tego, zaczynając to opowiadanie. Kocham każdego z Was.. Dajecie mi siłę na pisanie kolejnych rozdziałów. Gdy tu wchodzę, wiem, że czekają na mnie komentarze, które muszę przeczytać! :)
Tak, czytam każdy komentarz. Uwielbiam je czytać, bo wtedy wiem, że to.. Co tu piszę, nie idzie na marne.
Więc pamiętajcie o tym. Jesteście mi strasznie potrzebni. To WY napędzacie tego bloga. I jest mi niezmiernie miło, gdy grono czytelników się powiększa. Dziękuję Wam bardzo za to wszystko.
Kolejny rozdział za dwa dni. : )

sobota, 10 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 25

- J..Ja..Jak to moją mamą? Blair, pomieszało Ci się coś? Żartujesz? Przecież jesteś moją opiekunką. - wychrypiałam po dwóch minutach ciszy.
- Melody, ja wiem, że jesteś w szoku.. Ale to ja jestem Twoją mamą. - kobieta spojrzała w moje oczy, pełne zagubienia i zdezorientowania.
- Ale jak to możliwe? - zapytałam, dalej nic nie rozumiejąc. Kobieta, którą kiedyś nazywałam matką, dotknęła mojej dłoni.
- Kochanie..
- Puść mnie. Macie mi to wszystko wytłumaczyć! - syknęłam, nie wiedząc co się dzieje.
- Kiedyś byłam z Twoim tatą. - zaczęła Blair, a moje źrenice poszerzyły się do granic niemożliwości. - Pojawiłaś się tak szybko. Nie wiedzieliśmy co robić. Twój tata.. Znalazł sobie inną kobietę. To była właśnie Isabela. Bałam się, zostać z Tobą sama.. Więc oddałam im Ciebie. Ale po kilku latach wróciłam tu. Tęskniłam za Tobą. I zostałam opiekunką. - Kobieta powoli i ostrożnie wypowiadała każde zdanie. Schowałam twarz w dłonie.
- Ale.. Jak to.. Ty z Tatą. .Ty moją mamą. - mówiłam sama do siebie, kręcąc głową na boki. Tata podszedł do mnie i kucnął przede mną. Chwycił moje dłonie. Chyba nigdy w życiu nie rozmawiałam tak poważnie z rodzicami.. Znaczy się z Blair.. Moją mamą.. I tatą..
- Dlaczego nic mi nie powiedzieliście?! Cały czas mnie okłamywaliście. - krzyknęłam, wyrywając się z uścisku taty.
- Melody, to nie tak..
- Cały czas żyłam w przekonaniu.. Że ona. - wskazałam pogardliwie głową, na Isabellę. - To moja matka. I nagle wszystko traci sens. Nagle wszystko się zmienia i okazuje się, że nie jest tak, jak przez cały czas mówiliście. Tracę to, co było moim podłożem. - akcentowałam każde słowo, spoglądając to na tatę, to na Blair. Oboje nie wiedzieli co powiedzieć.
- Chcieliśmy Ci to uświadomić, gdy będziesz dorosła.. - szepnęła moja "opiekunka".
- W dupie mam już te wyjaśnienia. Zniszczyliście wszystko! - wybiegłam, czując piekące łzy pod powiekami. To nie tak miała wyglądać moja rodzina.
Szybko ubrałam pierwsze lepsze buty i trzasnęłam drzwiami. Nie zwracałam uwagi, że zaczyna się chmurzyć i zaraz rozpęta się burza. Biegłam, biegłam szybko przed siebie. Omijałam ludzi, którzy pośpiesznie wracali do swoich domów. Wbiegłam do parku, który przez tą pogodę opustoszał. Opadłam bezwładnie na ławkę, czując pierwszą kroplę deszczu. Jęknęłam głośno, bo wiedziałam, że zaraz razem z deszczem, zaczną spływać moje łzy.
- To niemożliwe.. - szlochałam, czując chłód na całym ciele. Po chwili zauważyłam pierwszy błysk na niebie i skuliłam się.
Pozwoliłam uwolnić się łzą. Moim ciałem zawładnęły gwałtowne wstrząsy płaczu. Nie czułam już nawet deszczu.
Jak to możliwe? Tyle lat żyłam w przekonaniu, że oni są moimi biologicznymi rodzicami. Jedna chwila wystarczyła, by zniszczyć wszystko w to, co wierzyłam. To, co kochałam. Pociągnęłam nosem.
- Melody?! Co Ty tu robisz? - ktoś podniósł głos, a ja uniosłam swoją zapłakaną twarz w górę. Zauważyłam mokrego Justina z zakupami i .. Kobietę. Strasznie podobną do niego. Jego mamę. Na ten widok, jeszcze bardziej wybuchnęłam śmiechem. Zauważyłam tylko, że Justin wymienia kilka słów ze swoją mamą, a ta odchodzi. Już po chwili, szatyn klękał przy mnie. Kręciłam głową na boki, czując w sercu rozrywający ból.
- Kochanie, spójrz na mnie. - chłopak chwycił mój podbródek i skierował ku sobie. Otworzyłam zapłakane oczy, zatapiając się w jego czekoladowych tęczówkach. Na chwilę, zapomniałam o wszystkim i poczułam to miłe uczucie w dole brzucha.
- Nie płacz.. Już spokojnie. - otarł moje łzy, siadając koło mnie. Objął mnie silnie, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- Co się stało?
Zmarszczyłam czoło, widząc jego zmartwioną minę i wtuliłam się w jego tors. Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. On nic nie powiedział, tylko czule pocałował mnie w czoło i czekał, aż się uspokoję. To chyba żart. Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Jestem pewna, że gdy wrócę do domu, to wszystko wróci do normy. Blair przywita mnie uśmiechem i powie, że żartowała. Ojciec również się uśmiechnie. Co ja pierdolę. Muszę zacząć trzeźwo myśleć, bo zaraz odlecę w krainę, gdzie wszystko jest piękne, dobre i w ogóle zajebiste.
Taka jest prawda, że byłam kurwa oszukiwana przez siedemnaście lat i nikt, nikt nie pofatygował się, żeby wyjawić mi prawdę. Aż do teraz. Teraz, kiedy jestem prawie dorosła. Nienawidzę ich za to..
Uspokoiłam tętno i rozluźniłam uścisk Justina. Westchnęłam głośno, gdy ściągnął swoją bluzę i okrył mnie nią. Dopiero teraz zauważyłam, że było mi naprawdę zimno. Uniosłam powieki, by móc spojrzeć na chłopaka. Głaskał mnie po głowie i czule, przytulał.
- Moja matka, nie jest moją matką. - wysapałam, opadając głową, na jego ramię. Tak ciężko, było mi powiedzieć te słowa..
- Jak to? Nie rozumiem.. - szatyn zdezorientowany spoglądał na mnie.
- Blair, moja opiekunka jest moją prawdziwą mamą.. Dzisiaj się dowiedziałam. - przełknęłam głośno ślinę, a chłopak oparł się czołem o moje czoło.
- Nie płacz, skarbie.
- Justin.. Oni oszukiwali mnie, przez tyle lat.. - pociągnęłam nosem. Poczułam miłe ciepło, bijące od niego.
- Robili, to, dla Twojego dobra. Nie chcieli Ci mieszać w głowie, gdy byłaś mniejsza. - Justin próbował ich wybronić.
- Ale co z tego, skoro teraz, gdy jestem starsza, jeszcze gorzej mi namieszali.
- Musisz ich zrozumieć, słońce. Dla nich, to też trudne.
Analizowałam słowa, mojego chłopaka. Fakt, miał rację. Ale to nie oni żyli przez całe życie w kłamstwie. Nic nie odpowiedziałam, tylko szturchnęłam nosem, o nos Justina. Ten, uśmiechnął się i lekko pochylił. Po moich rękach przeszedł dreszcz, gdy złączył nasze usta pocałunkiem. Tymi gestami, pozwalał na to, że zapominałam o wszystkim, co działo się dookoła. Tak bardzo go kochałam. Pierwszy raz w życiu, mogłam zaznać smak miłości. I nigdy nie będę tego żałować.
 Pogłębiłam nasz pocałunek, pozwalając mu na wejście językiem do środka. Oboje, walczyliśmy o dominację, aż przerwaliśmy, by zaczerpnąć powietrza.
- Lepiej będzie, jeśli teraz wrócisz. Oni na pewno się o Ciebie martwią. - burknął szatyn, chodź widziałam w jego oczach, że najchętniej zostałby tu ze mną.
- Masz rację..- westchnęłam, wstając.  Justin szczelniej opatulił mnie swoją bluzą i chwycił dłoń, splatając nasze palce.
Szliśmy tak w głębokiej ciszy. Chyba nikt teraz nie chciał nic powiedzieć. To było po prostu niepotrzebne. Spoglądałam, jak liść bezwładnie opada na ziemię, pod ciężarem kropel deszczu i myślałam o dzisiejszym dniu. Tak bardzo bym chciała, by Justin został u mnie na noc. Ale wiem, że to niemożliwe. Nie teraz. Nie w tej sytuacji. Wkroczyliśmy przed mój dom i przystanęliśmy.
- Dziękuję Ci, Justin. Potrzebowałam dzisiaj Ciebie. - uśmiechnęłam się nieśmiało w jego stronę, a on przyciągnął mnie do siebie, jak najbliżej. Musnął moją wargę, lekko ją podgryzając.
- Kocham Cię, księżniczko. Już zawsze będę przy Tobie. - wyszeptał w moje usta, powodując, że kąciki moich ust jeszcze wyżej się uniosły.
- Ja Ciebie również kocham, Książę. - zaśmiał się słysząc te słowa i oplótł mnie, wokół talii. Nagle usłyszeliśmy dźwięk, otwieranych drzwi i zza nich wyłoniła się głowa. Dokładniej.. Mojego taty.
Moje serce zamarło.
- Co Ty tutaj do cholery z nim robisz ?!

czwartek, 8 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 24

- Musimy porozmawiać.
Moje ciało oblał zimny pot i z trzęsącymi się rękami podeszłam bliżej stołu, gdzie znajdowali się rodzice. Obdarzyłam ich niepewnym spojrzeniem i odsunęłam krzesło, by usiąść.
- Jesteś już wystarczająco dorosła.. - zaczął mój ojciec, a moje brwi uniosły się do góry. Mama próbowała nie patrzeć w moje oczy, więc intensywnie wpatrywałam się w tatę.
- Herman, możemy porozmawiać? - usłyszałam spanikowany ton Blair, a zaraz po tym rodzice szybko się rozeszli do pokoi. Zirytowałam się ich zachowaniem. Nie wiem, jak długo czekałam. Trzydzieści minut? Czterdzieści? Wreszcie tata wrócił do salonu.
- Więc o czym chcieliście ze mną porozmawiać? - starałam się, aby ton mojego głosu wyszedł jak najmilej. Mężczyzna podrapał się po głowie i zmieszał.
- O Twoich wynikach w nauce. Ale to już nie ważne. Idź spać. - Odpowiedział, surowo. Skrzyżowałam ramiona, wyczuwając kłamstwo. Wstałam i szybkim krokiem udałam się na górę, do swojego pokoju.
Najpierw chcą ze mną gadać, a potem kłamią. Typowe u nich.
Zerknęłam, na wyświetlacz telefonu. Nowa wiadomość.
" Dobranoc, Księżniczko. " 
Uśmiechnęłam się, odczytując ją i szybko odpisując.
" Dobranoc, Książę. "
Chciałabym, żebym już zawsze była taka szczęśliwa, jak teraz.
***
- Blair, nie wiesz o co może chodzić rodzicom? Zachowują się dziwnie. Wczoraj chcieli pogadać, ale gdy Ty się wtrąciłaś, to zamilknęli. Możesz mi to wyjaśnić? - zapytałam, biorąc swoją torbę do salonu. Kolejny dzień szkolny, łuhu. Ale się cieszę.
- Nie wiem, Melody. Ja tylko pytałam Twojego tatę, o parę drobnostek. - w jej głosie coś mnie zaniepokoiło, dlatego zadałam kolejne pytanie.
- Czy Ty mnie okłamujesz?
- No jasne, że nie, rybko. Leć już do szkoły, bo się spóźnisz. - kobieta ucałowała mnie w czoło, szybko wymijając i biegnąc do pokoju.
Co oni wszyscy tacy dziwni? Co się znów stało?
Usłyszałam szczekanie z kuchni.
- Och.. Eyes. Byłam z Tobą rano. Kolejny spacer po południu, jasne? - jęknęłam, głaszcząc psinkę i wychodząc z domu. Dziś było wyjątkowo ciepło i cieszyłam się, że już niedługo koniec roku szkolnego. Pozostał tylko tydzień. Zagryzłam wargę, gdy w oddali zauważyłam Justin, stojącego przy mojej przyjaciółce.
- Cześć wszystkim. - zagadnęłam, szturchając Jacoba w ramie i puszczając oko do Elen. Poczułam ręce, splatające mnie w pasie i przyciągające do jakiejś osoby. Zaśmiałam się.
- Cześć, słonko. - szept w moim uchu tylko potwierdził to, że był to Justin. Elen zachichotała na ten widok, a Jacob poruszył zabawnie brwiami. Musnęłam delikatnie wargi szatyna
- No, proszę, proszę. Nasza Melody ma chłopaka. - jedna z cheerliderek stanęła obok naszej paczki.
- Zamknij się, Alison. - wywróciłam oczami, głaszcząc Justina po policzku. Elen stanęła naprzeciw dziewczyny i szturchnęła ją palcem.
- A co, zazdrosna?
- O nią? Ani trochę. Ten chłopak się nią pobawi i rzuci.
- Jasne, jeszcze czego. - szatyn zainterweniował, czując, że lekko spinam się na ciele.
Tak, przestraszyłam się trochę. Tego, że może grać ze mną, tak.. Jak ja kiedyś próbowałam z nim.
Dziewczyna tylko zarzuciła blond lokami i odeszła, kręcąc pupą. Nie wierze, że kiedyś taka byłam.
- Dobra, chodźmy, bo się spóźnimy na lekcję. - Elen warknęła, ciągnąc nas w stronę wejścia do szkoły.
- Wierzysz jej? - szatyn zapytał mnie, biorąc moją twarz w swoje dłonie. Skierował mój wzrok na siebie i próbował odczytać coś z moich oczu.
- Justin..
- Nie wierz jej, jasne? Jesteś pierwszą dziewczyną, która mnie tak zainteresowała na poważnie. Nie chcę Cię skrzywdzić. Mam nadzieję, że Ty mnie też nie chcesz.- dodał, przejeżdżając palcem po mojej wardze. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i weszliśmy do szkoły, trzymając się za ręce.
***
- Słuchaj, może po szkole wybierzemy się na jakiś spacer? - Justin zaproponował, uśmiechając się szeroko, gdy splotłam ich palce. Staliśmy na korytarzu, a każda z dziewczyn patrzyła na mnie ze wściekłością. Nic dziwnego, mam najprzystojniejszego chłopaka w szkole.
- Przepraszam, słońce, nie mogę. Muszę załatwić pewną sprawę.. - zagryzłam wargę, przybliżając się i przymykając oczu. Pocałował mnie delikatnie, przyciągając do siebie. Wtuliłam się w jego tors, jak najwięcej wciągając jego zapach.
- Coś się stało?
- Nie, w porządku jest. Tylko, muszę porozmawiać z rodzicami. - szepnęłam, poprawiając jego koszulę i zaglądając w jego oczy.
- Ufasz mi, prawda?
- Ufam Ci.
- Kochasz mnie?
- Kocham Cię.
- Pocałujesz mnie?
- Pocałuję Cię. - zaśmiał się, podgryzając moją wargę.
Uśmiechnęłam się, gdy odpowiadał na te pytania. Jestem taką szczęściarą. Wszystkie problemy, jakie mam znikają wtedy, gdy on się pojawia. Czuję się tak lekko i dobrze, że chciałabym by cały czas był przy mnie. To takie dziwne. Nie przypuszczałabym, że zakocham się akurat w nim. W tym chłopaku, który kiedyś miał być moją zdobyczą. Jeden gest odmienił całe moje życie.
***
- Nie możemy jej o tym powiedzieć, Herman. - w kuchni toczyła się kłótnia, gdy wślizgnęłam się do mieszkania.
- Kiedyś musi się dowiedzieć. To jest dobra chwila. Potem może być za późno.
- Ale ja na to nie pozwalam. Jeszcze nie teraz. - Blair wtrąciła swoje trzy grosze i weszłam do jadalni.
Stanęłam tak, aby każdy z nich mógł mnie zobaczyć. Jak na zawołanie wszyscy pobladli i zamilkli.
- O czym macie mi nie mówić? Dlaczego tylko ja o niczym nie wiem? Co tu się do cholery dzieje ?! - podniosłam głos, uderzając pięścią o stół.
- Uspokój się. - moi rodzice wymienili spojrzenia, a Blair jęknęła cicho.
- Nie, dopóki ktoś mi tego nie wytłumaczy.
Opiekunka chwyciła moje dłonie i odsunęła mi krzesło. Nie potrafiłam tutaj niczego ogarnąć. O czym nie chcą mi mówić? ..
Usiadłam spokojnie, rozglądając się po twarzach wszystkich. Każdy milczał, jakby słowa utknęły w ich gardle.
- Więc? - pośpieszyłam ich, warcząc.
- Melody.. Bez względu na to co się dowiesz, my i tak Cię kochamy..- zaczęła moja mama, a ja wywróciłam oczami.  Ta jasne, a mogą przejść do sedna?
- Bo widzisz.. - Blair zaczęła, głaszcząc moją rękę. Spojrzałam na nią, zaciekawiona, a moi rodzice objęli siebie.
- Jestem Twoją mamą, Melody. - oznajmiła opiekunka, a ja otworzyłam buzię.

wtorek, 6 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 23

Melody.
- Żałujesz?
Otworzyłam buzię, by móc coś powiedzieć. Ale.. Nie wiedziałam co. Spoglądał na mnie zaciekawiony, tymi swoimi brązowymi oczami. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wyglądam głupio, dlatego zacisnęłam usta.
- Odpowiedz. Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.. Melody, odmieniłaś moje życie. Sprawiłaś, że pierwszy raz poczułem coś silnego do dziewczyny. Nie chcę tego.. - Przerwałam mu gwałtownie. Przyciągnęłam za koszulę i musnęłam jego wargę. Oboje uśmiechnęliśmy się szeroko. Znów poczułam te ogromne ciepło w brzuchu i wirujące motyle. Ale wiecie co ? Pokochałam to. Pokochałam go.
- Juuuustin! Chcę na lody. - Jazmyn jęknęła, wychylając swoją główkę przez szybę. Szybko odczepiłam się od szatyna, oblizując usta.
- Już idę, aniołku. - chłopak odpowiedział, całując mnie w policzek i idąc w kierunku do samochodu. Stałam tak jeszcze przez pięć minut, machając im na pożegnanie.
***
- Czy możesz mi to wszystko wyjaśnić?! Widzę Cię całą i zdrową, jak tańczysz sobie na parkiecie. Trzydzieści minut później, nigdzie nie mogę Cię znaleźć. Co gorsze. Żadnego kontaktu, aż do teraz! - Elen zrobiła mi wykład, na temat wczorajszej imprezy. Zajadałyśmy się lodami, siedząc przy lodziarni.
- El, przepraszam bardzo, noo. Ile razy mam to jeszcze robić?- wywróciłam oczami, na wspomnienie dzisiejszego poranka, uśmiechnęłam się ukradkiem.
- A może mi chociaż powiesz, co robiłaś? - Przyjaciółka złagodniała, chodź wciąż miała surowy wyraz twarzy. Przełknęłam ślinę, ledwo co hamując zadowolony uśmieszek.
- Byłam z Justinem.
- Z JUSTINEM?! Przecież on Cię zranił, idiotko. - warknęła, podnosząc głos, a ja głośno westchnęłam.
- Alee..
- Zapomniałaś już, przez kogo to robiłaś? - dziewczyna odkryła długie rękawy mojej bluzy i wskazała na rany.
- Ty nic nie rozumiesz. Wszystko wyjaśniliśmy. I chyba.. wszystko idzie.. W dobrą stronę. - mówiłam z przerwami, zagryzając wargę. Blondynka uśmiechnęła się szeroko, łapiąc mnie za rękę i ściskając.
- Melody się zakochała! - pisnęła głośno, a część ludzi zwróciła na nas uwagę. Zaśmiałam się, przykrywając jej twarz, ręką.
- Zamknij się. Jeszcze nic nie wiadomo, jak to będzie. - uciszyłam jej chichot, wsadzając loda do buzi.
***
*Rozmowa*
- Melody.. Możesz się ze mną spotkać za pół godziny? - usłyszałam jego głos w słuchawce i znów cały świat zawirował. Tak bardzo go lubiłam..
- Jasne. Przyjdziesz po mnie?
- Tak. Więc, czekaj na mnie. Księżniczko. - szepnął, a ja jęknęłam cicho, gdy się rozłączył. Stanęłam przed szafą, wyciągając krótkie szorty i neonową bluzkę. Na kostkę naciągnęłam neonowe trampki i maznęłam błyszczykiem usta. Uśmiechnęłam się do lustra, rozczesując włosy. Gdy usłyszałam dzwonek, zbiegłam szybko na dół.
- Otworze, Blair!
Stanął w progu. Jak zwykle, oblał mnie zimny pot, gdy zobaczyłam tę jego idealną twarz. Uśmiech. Te rysy. Oczy. Musnął lekko moją wargę, przygryzając ją trochę. Zarumieniłam się, chwytając jego dłoń i dając się prowadzić do jego samochodu. Otworzył mi drzwi i pozwolił swobodnie wejść na miejsce obok kierowcy. Opiekuńczo zapiął mi pasy, muskając przy tym swoimi włosami mój policzek.
Odpalił silnik i uśmiechnął się do lusterka. Odwróciłam twarz w jego stronę.
- Mogę wiedzieć, gdzie jedziemy? - zapytałam, kładąc rękę na swojej nodze. Przykrył ją, swoją.
- Niespodzianka.
***
Szłam chwiejnym krokiem, nie wierząc co widzę. Byliśmy na plaży, tak. Ale to nie przypominało jej ani trochę. Na każdym kawałku drogi prowadzącej, do wody leżały płatki róż. Obok płatka, czerwona świeca. Otworzyłam buzię ze zdziwienia, gdy pociągnął mnie za sobą. Wtedy, zorientowałam się, że zaprowadził mnie na koc, gdzie leżała butelka wina i kieliszki. Usiedliśmy, a ja milczałam. Otwarł wino i nalał po trochu, do kieliszka. Podał mi go i uśmiechnął się czarująco.
- Proszę.
- Jak to.. Wszystko.. Justin. Jeszcze nikt nigdy tak się dla mnie nie postarał. - przejęłam kieliszek, stukając go z nim i upijając łyka.
- Jestem romantykiem.
Oparłam się głową, o jego ramię, wzdychając głośno. Jego dłoń, delikatnie głaskała moje włosy.
- Melody..
- Tak? - podniosłam się, spoglądając w jego oczy i zagryzając wargę.
- kocham Cię.
Chwyciłam się za serce. Jeszcze nigdy tak szybko nie biło. Nigdy nie czułam tego, co teraz. Nigdy nie czułam się taka.. Ważna?
- Księżniczko, wszystko w porządku? - pochylił się nade mną. Uśmiechnęłam się pewniej, przyciągając go do siebie, tak, że ja opadłam na koc, a on był centymetr od mojej twarzy.
- W jak najlepszym. Bo tu jesteś. - wypowiedziałam ostrożnie te słowa, złączając nasze usta i pozwalając mu na dostęp jego języka. Walczyliśmy o dominację, aż w końcu dałam spokój i przeszliśmy w spokojniejszy pocałunek. Jego ręce powędrowały na moją talię. Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, by zaczerpnąć powietrza i znów powrócić do pocałunku.
- Justin..
- Tak?
- Ja Ciebie też kocham. - zaśmiałam się do jego ust i wplotłam ręce w jego włosy.
Teraz już nikt nie miał prawa nam przerwać.
Ciepło jego ciała niemal mnie parzyło. Nikt mną tak nie zawładnął, jak on. I wszyscy mieli rację. To on zdobył mnie. Teraz się tego nie boję. Jedyne co czuję, to, to.. Że jestem szczęśliwa.  Patrzyliśmy w swoje oczy, lekko pocierając wargą o swoją wargę.
***
- Dziękuję, za wspaniały wieczór, Księżniczko. - poczułam jego oddech na karku, gdy staliśmy pod drzwiami mojego domu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- To ja dziękuję. - odwróciłam się, a on przygwoździł mnie do drzwi, pocałunkiem. Próbował pogłębić namiętny taniec języków, ale musiałam go od siebie odsunąć.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym tu stać i zatrzymać się w tej chwili. Niestety, muszę już wejść do mieszkania. Rodzice.. - jęknęłam do jego ucha, a on pokiwał jakby lekko z rozczarowaniem. Uśmiechnęłam się, ostatni raz przygryzając lekko jego szyję.
- Dobranoc, Justin.
- Dobranoc, Księżniczko.
Gdy oddalił się na tyle samochodem, że już nie widziałam świateł, ostrożnie przekręciłam kluczyk w drzwiach. Otworzyłam je lekko, starając się uciszyć skrzypienie, przy otwarciu. Zdenerwowana, zamknęłam je, szybko ściągając buty i odwieszając torebkę na wieszak. W salonie, zastałam zapalone światło, oraz moich rodziców, przy stole z kamiennymi twarzami.
- Melody. Musimy porozmawiać. - Surowy ton, mojej matki, uderzył mnie w jej głosie

niedziela, 4 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 22

Justin.
Jak ona się tutaj znalazła? Nie wierzę w to. Co ona z siebie zrobiła? Taka piękna, nawet gdy jest pijana.
- Dosyć, Justin.O czym Ty myślisz? - przyglądałem się jej drobnemu ciału, leżącemu na moim łóżku. Nagle usłyszałem, jak ktoś naciska na klamkę i odskoczyłem gwałtownie.
- Justin.. Chciałam Ci tylko.. - Pattie weszła szybko do pokoju, zaraz po tym zauważając Melody. Dobrze wiedziałem, co się szykuje, więc zacząłem panikować i przeskakiwać z nogi na nogę.
- Ju.. - uniosła wysoko ton, zniesmaczona widokiem obcej dziewczyny w naszym domu. Gwałtownie przysłoniłem ręką, jej buzię i kazałem jej się uspokoić.
- Cśś..Cśś, mamo. Wyjdźmy na korytarz, dobrze? - próbowałem jakoś załagodzić całą sprawę, chodź dobrze wiedziałem, że nie będzie tak łatwo. Pokiwała głową, odwracając się, a ja przepuściłem ją w progu, posyłając Melody ostatnie spojrzenie. Najostrożniej, jak mogłem zamknąłem drzwi swojego pokoju i stanąłem ramie w ramię z matką.
- Justinie Drew Bieber. Raz puściłam Cię na imprezę, pozwoliłam Ci zaszaleć, a Ty co? Przywlekasz jakąś obcą mi kobietę do domu i jeszcze bezczelnie mnie uciszasz. - warknęła, ściszonym głosem, gdy pokazałem jej, że ma być ciszej.
- Mamo, to nie tak. Ja.. Po prostu.. Ona jest moją koleżanką i tak jakby.. Zaszalała za mocno i musiałem się nią zaopiekować.- przerywałem za każdym razem, drapiąc się po karku. Rysy twarzy mojej mamy, rozluźniły się i delikatnie się uśmiechnęła.
- Dobra, też kiedyś byłam młoda. Czyli powiadasz, że to KOLEŻANKA? - poruszyła zabawnie brwiami, a ja wywróciłem oczami.
- Maaamo.. - przeciągnąłem "a" i zawstydziłem się nieco. Pattie, pogłaskała mnie po policzku i uszczypnęła mnie.
- Wiedziałam, że w końcu znajdziesz sobie jakąś dziewczynę. Nie wiedziałam, że tak szybko. Tylko postaraj się, żeby Jazmyn nie zobaczyła Was w niekomfortowej sytuacji. - puściła mi oko, a ja zakryłem twarz w dłoniach.
- Maaaamo. My nie jesteśmy razem.
- Jasne, jasne. Matce oczu nie zamydlisz.
- Maamo..
- Dobra, idę.Wzięłam sobie wolne w przyszłym tygodniu. Tylko zróbcie sobie jakieś śniadanie.
Pokiwałem głową, odprowadzając mamę do drzwi. Poczekałem, aż ubierze buty i pożegnałem ją buziakiem w policzek. Ruszyłem do kuchni, przystając przy lodówce i zastanawiając się, co zrobić na śniadanie. Po chwili, zdecydowałem się na jajecznicę i wyciągnąłem kilka jajek i masło. Z szafki obok, wyszperałem patelnię.
***
Melody.
Obudziły mnie poranne promienie słońca. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ziewnęłam, przysłaniając usta, ręką. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nie jestem w swoim pokoju. Co gorsze. To nie był też pokój Elen. Przełknęłam głośno ślinę, turlając się na koniec łóżka, by móc wstać.
- Nie bój się. Jesteś u mnie, Księżniczko. - Usłyszałam znajomy mi głos i odwróciłam się delikatnie, by spojrzeć na jego twarz. Wyrażała zawstydzenie. Spojrzałam na siebie. Stałam w majtkach i bluzce z krótkim rękawkiem. Szybko zakryłam ręce za plecami, czując zażenowanie.
- Nie kryj tego. O tym zaraz porozmawiamy. - syknął wyraźnie poirytowany, wstając i podając mi tackę ze świeżą jajecznicą i kubkiem gorącej herbaty. Pochyliłam się, by odłożyć tacę, nieszczęśliwie wypinając się w stronę Justina. Ten ukrył zażenowanie, odwracając się na chwilę, chodź dobrze wiedziałam, że patrzył cały czas na moje nogi. W końcu, wyprostowałam się i usiadłam na łóżku, zasłaniając się nieco kołdrą. Upadł na miejsce obok mnie i obejrzał mnie od dołu, do góry.
- Rozebrałeś mnie do majtek? - Burknęłam złośliwie, a on prychnął śmiechem.
- Uwierz, chciałaś wczoraj w nocy, do naga. - Na moje policzki wkradł się ogromny rumieniec, a Justin pokiwał głową śmiejąc się.
- Co jeszcze wczoraj robiłam?.. I jak się tu znalazłam? - zapytałam niepewnie. Przyłapałam go, jak zatopił się w moich oczach, więc jeszcze bardziej się zawstydziłam.
- Hm.. Dobierałaś się do różnych chłopaków. Więc musiałem coś zrobić, w końcu jesteś moją koleżanką. - przełknął ciężko ślinę. Nerwowo zachichotałam.
- Dlaczego to robisz?
- O czym mówisz?
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Dlaczego się tniesz?..- chwycił niepewnie moją rękę, odwracając nadgarstkiem ku sobie. Zasłoniłam twarz włosami, denerwując się. Przecież mu tego nie powiem. Przyglądał się każdemu cięciu z zniesmaczeniem, a na chwilę przystanął. Zapatrzył się w jedno, najmniejsze cięcie, leżące najdalej od wszystkich innych. Kurwa.. Zauważył "J". Tak, dobrze myślicie. Jestem taką idiotką i wycięłam sobie "J" na ręce. To koniec..
Ale nagle. Zaczął robić coś, co wszystkich mogłoby zaskoczyć. Nawet mnie.
Poczułam usta na pierwszej ranie. Potem na drugiej. Ciepło i miękkość. Momentalnie skórę przeszła gęsia skórka. Spojrzałam na niego, siedział pochylony i całował całą moją rękę wraz z ranami. Wydawało mi się, że każdy złożony pocałunek, dawał ulgę. Ulgę ciału. Ulgę psychice. Sprawiał, że odpływałam w świat z którego nie chciałam wracać. Chciałam tam zostać i nie ruszać się. Gdy dojeżdżał pomału do ramienia, uniósł głowę i spojrzał w moje oczy. Posłał mi niepewny uśmiech i przybliżył się. Serce przyśpieszyło i czułam, że zaraz eksploduję. To się dzieje naprawdę? Zamknęłam oczy i rozwarłam usta, pozwalając mu na pocałunek. Musnął moją dolną wargę, a po naszych ciałach przeszedł dreszcz. Smakował słodko. Po prostu, słodyczą. Momentalnie, przyciągnął mnie bliżej siebie, czekając na pozwolenie, wsunięcia języka. Dałam je natychmiastowo, wplatając rękę w jego włosy i czując zapach znajomych mi perfum. W brzuchu, momentalnie zaczęło wirować i nie potrafiłam rozpoznać, czy to rzeczywistość czy sen? Zaczęłam pogłębiać ten pocałunek. Chciałam poczuć go, ze wszystkich sił. Nigdy nie czułam się tak wspaniale przy pocałunku z innym chłopakiem. Nie czułam tej.. Magii? Mogę tak to nazwać? Nie czułam tego, co nas unosi..
- Juuustin.. - usłyszeliśmy krzyk z dołu i oderwaliśmy się gwałtownie od siebie. Analizowałam, co się stało. Każde z nas oddychało głęboko, z otwartymi, aż za bardzo oczami.  Spojrzał na mnie, uśmiechnął się pewniej. Dlaczego nam przerwała?! Cholera.
- Chyba czas, abyś poznała moją siostrę. - oblizał usta i wstał. Pokiwałam głową, odwzajemniając uśmiech i szybko wsuwając na siebie pierwsze lepsze spodenki, jakie mi rzucił. Zbiegliśmy na dół. Zachowywał się, jakby nic się nie stało. A w mojej głowie dalej wirowało.
- Justin, jestem głodna. - Dziewczynka, o słodkim głosie, właśnie przecierała oczka i stała w kuchni. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok. Szatyn podszedł do niej i szybkim ruchem, podniósł, kładąc ją na krześle, przy blacie.
- Proszę, aniołku. Tutaj są kanapki i herbatka. - Posłał jej piękny uśmiech, a ja mimo wszystko westchnęłam cicho.  Dopiero wtedy, mała piękność, zauważyła mnie. Usiadłam obok niej i Justina
- Kim jesteś?.. - zapytała, zajadając się kanapką. Spojrzałam na szatyna, aby to on coś wymyślił.
- To jest, moja koleżanka. Mów na nią Melody, dobrze? - odpowiedział szybko, zmieszany.
- To o niej tak myślałeś, kilka dni? - zadała wprost pytanie, nie przejmując się, że mówi to przy mnie. Zachichotałam pod nosem, widząc zakłopotanie chłopaka.
- Znaczy.. Ja.. - próbował się wymigać, ale wszyscy już chyba znali odpowiedzieć. Postanowiłam przerwać, niezręczną ciszę.
- Powinnam już iść. - spojrzałam znacząco na chłopaka.
- Ale nawet nie zjadłaś śniadania.
- Dziękuję Ci bardzo, ale muszę dać znać Elen, że żyję. - uśmiechnęłam się promiennie, a on kiwnął głową. Wstałam, szybko biegnąc do jego pokoju i przebierając się w swoje rzeczy z imprezy. Ostrożnie, zeszłam po schodach na szpilkach, a na dole czekał już na mnie ubrany Justin.
- Odwiozę Cię, z Jazmyn. - zaproponował.
- Ale nie trzeba.. - zawahałam się.
- Wskakuj do samochodu. - szatyn kiwnął głową do Jazmyn, a dziewczynka uradowana wycieczką, pobiegła do samochodu. Stanęłam w progu, zdejmując jeszcze swoją torebkę i coś w niej szukając. Uniosłam wzrok i napotkałam blisko twarz Justina. Zarumieniona, odwróciłam głowę w inną stronę. Najszybciej, jak umiałam wyminęłam szatyna i doszłam spokojnie do drzwi samochodu.
- Pomogę. - przystanął przy mnie, otwierając mi drzwi, a ja chowając niepewny uśmieszek, szybko wsiadłam. Pochylił się nade mną, tak, że jego twarz, niemal stykała się z moją. Poczułam, że przyśpiesza mu oddech.
- Jedziemy już, czy nie? - ponagliła go, Jazmyn, a on szybko pomógł mi zapiąć pas. Zaśmiałam się nerwowo.
- Justin, nie jestem dzieckiem.
Posłał mi jedno z tych spojrzeń, które miało znaczyć "Naprawdę?"
Po chwili, już był w tyle samochodu i kłócił się z Jazmyn.
- Siadaj do tego fotelika.
- Nie jestem już mała !
- Jazz, ale musisz.
- Nieeeeeee..
- Aniołku.
- Dobrze. - wywróciła oczami ze swoją dziecięcą złością i posłusznie usiadła w foteliku, a Justin zapiął jej pasy. Zaśmiałam się melodyjnie.

***
Szatyn znów pomógł mi wyjść z auta, odprowadzając pod drzwi i zostawiając Jazmyn w samochodzie. Spięta szłam, starając się na niego nie patrzeć. Gdy stanęliśmy pod domem, jego twarz niebezpiecznie blisko przybliżyła się do mojej. Spojrzał w moje tęczówki, a moje kolana totalnie zmiękły. Widziałam, że też się stresuje.
- Melody.. - musnął lekko moje ucho, swoimi ustami, powodując u mnie dreszcz emocji.
- Tak?.. - odpowiedziałam, przełykając głośno ślinę i jak najwięcej wciągając w swoje nozdrza, jego zapach.
- Żałujesz? - chwycił moją dłoń, odgarniając mi kosmyk włosów, za ucho.
________________
9.000 WYŚWIETLEŃ I REKORD KOMENTARZY : 15 Wow, ludzie. Zaskakujecie mnie za każdym razem <3 Nie mogę uwierzyć, że tyle osób czyta te wypociny! :)
Dziękuję Wam, za wsparcie! :)
I co sądzicie o takiej akcji? :> Myślę, że spodoba Wam się takie rozwinięcie :D

piątek, 2 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 21

Jedna. Dwie. Trzy.. [...] Dwadzieścia cięć.

Czas mijał, a ja dalej nie potrafiłam sobie pomóc tymi cięciami. Kiedyś dawało to ulgę. Teraz.. Tylko przypomina o bólu. " Znów to robi ". Zawiodłam ich. Zawiodłam wszystkich. Mamę, tatę. Blair, Elen, Jacoba. Siebie.
Ale to dawało lekkie wyzwolenie. Takie krótkie, ale zawsze coś. Jakież to dziwne, jak potrafię szybko się zmienić. Jeszcze niedawno bez uczuciowa Melody. Dziś.. Znów słaba dziewczynka. Otworzyłam szufladę, wyciągając z niej zapalniczkę i tytoń. Powoli, odpalając, zaciągnęłam się nikotyną, a ona spowodowała miłe uczucie w płucach.
- Też tęskniłam. - uśmiechnęłam się do siebie, spoglądając na paczkę. "Palenie szkodzi zdrowiu" - Głupstwo. Przecież mi pomaga.
Usłyszałam znajomą mi piosenkę Miley Cyrus i już wyciągałam mój telefon.
- Halo?
- Melody? Idziemy dziś na imprezę. Musisz się rozluźnić, jasne? - w słuchawce, rozpoznałam Elen. Miała pochmurny głos i brzmiała, jakby dopiero wstała z tym postanowieniem.
- Nie ma mowy. Wolę gnić w domu. - jęknęłam, znów się zaciągając i wypuszczając kółka.
- Idziesz i tyle. Będę u Ciebie o 19. I ubierz coś seksownego. - zamruczała do słuchawki, a ja spojrzałam na zegarek. Wskazywał 13, więc wstałam rzucając telefon na łóżko. Spięłam włosy w niechlujny kok. Spojrzałam w lustro i wywróciłam oczami. Do czego ona mnie zmusza. Ruszyłam do łazienki, po drodze zabierając czysty ręcznik z szafy. Dokładnie zamknęłam drzwi, przekręcając kluczyk. Napuściłam wodę do wanny i wlałam trochę aromatycznych olejków. Uniosłam ręce i każde cięcie obejrzałam dokładnie. Wszystkie było inne, a znaczyły to samo. Rozebrałam powoli swoją piżamę i odłożyłam na krzesło obok. Zanurzyłam się w pełnej wannie, odprężając mięśnie. Przymknęłam oczy, rozsmarowując na ciele żel.
[...]
Wyszłam z ręcznikiem owiniętym wokół mojego ciała i drugim zawiniętym na włosach. Podeszłam do szafy, otwierając. Zajrzałam do niej, lekko zirytowana.
- Ta nie, ta też.. Ech. Wezmę pierwszą lepszą. - zagryzłam wargę, wyciągając czarno-czerwoną sukienkę ledwo zakrywającą tyłek i czarne szpilki, z samego dołu. Uśmiechnęłam się na widok tego zestawu, bo przypominał mi mój dawny styl. Z drugiej półki, wyciągnęłam czarną, koronkową bieliznę. Wszystkie rzeczy delikatnie odłożyłam na łóżko, a włosy uwolniłam z mokrego już ręcznika. Ten z ciała, zrzuciłam na ziemię, a wiatr miło musnął moje nagie ciało. Po włożeniu bielizny, przejrzałam się do lustra.
- Trochę lepiej.
Rozczesałam suche już włosy, które opadły falami na moje ramiona. Kosmyk odgarnęłam za ucho. Wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Tam powitał mnie krytyczny wzrok Blair.
- Jak Ty chodzisz?
- No, co? W bieliźnie.
Pokręciła głową z poirytowaniem i wróciła do wycierania naczyń. Usiadłam przy stolę, biorąc miskę i nalewając sobie rosół.
- Wychodzisz gdzieś?
- Z Elen na imprezę. - zamyśliłam się. - I u niej przenocuję. 
Opiekunka zmarszczyła brwi, widząc moje niezdecydowanie.
- Wiem, że będziesz pić.
Nic nie odpowiedziałam, tylko przełknęłam pierwszą łyżkę zupy.  Spojrzałam w miskę i przyjrzałam się pływającej marchewce.
- Dobra zupa. - pokiwałam głową, na co kobieta rozchmurzyła się lekko i uśmiechnęła. Dokończyłam jedzenie już w ciszy.

***
Gdy kolejny raz spojrzałam na zegarek, zauważyłam, że Elen zaraz może być. Chwyciłam swoją sukienkę i wślizgnęłam się w nią, delikatnie nakładając też szpilki. Podeszłam ostrożnie, do lustra, układając grzywkę w delikatny nieład. Maznęłam usta, truskawkowym błyszczykiem, a rzęsy tuszem.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, ściągając z półki swoje ulubione zmysłowe perfumy. Prysnęłam nimi na siebie, w tym samym momencie słysząc dzwonek.
- Otworzę ! - krzyknęłam, biorąc kopertówkę i na tyle, ile dawały mi biec szpilki, zeszłam.
W drzwiach już ujrzałam moją przyjaciółkę, ubraną nieco skromniej.
- Gdy powiedziałam, że masz się ubrać seksownie, nie mówiłam, że jak zdzira. - zmarszczyła brwi, oglądając mnie.
- Daj już spokój.
Wyszłyśmy, kierując się do taksówki.

~ Justin myślami.
Nie wierzę, że dałem się namówić. Jeden dzień bez opieki nad Jazmyn i już kumple zabierają mnie do kluby. Po prostu nie wierzę w to. Była godzina 21, a ja stałem jak kołek przed klubem, czekając aż Harry, mój kumpel się uspokoi i przestanie podrywać laski.
- Chodź już, debilu.
Wywróciłem oczami, denerwując się i wciągając kolegę do klubu. To co tam ujrzałem, zszokowało mnie. Nigdy nie byłem, na TAKIEJ imprezie. Hektolitry alkoholu, zielsko, papierosy i do tego te obrzydliwe obmacywanie przy wszystkich. Harry zaśmiał się, widząc moją minę.
- Witaj w moim świecie. - podszedł do barmana, zamawiając dwa kieliszki Whisky. Usiadłem, dokładnie rozglądając się po sali. Same dziwki - pomyślałem, widząc skąpo ubrane laski. Upiłem łyka i już zakręciło mi się w głowie.
- Nie jesteś w tym dobry, stary. - Harry zaśmiał się, a ja podparłem się ręką o bar, upijając kolejnego łyka. Zmarszczyłem czoło, gdy alkohol dostał się do żołądka.
- Może chodź potańczyć? - zapytał mnie, ale przecząco pokręciłem głową. Kumpel wzruszył ramionami i ruszył na środek, zgarniając już parę lalek. Odchrząknąłem znacząco, czując się niekomfortowo. Jakaś kobieta obok mnie, właśnie wciągała jakieś proszki. Co ja tutaj robię?
***
- Stary, obczaj, jaka laska się do mnie przyczepiła. Jest kompletnie pijana i zjarana. Można z nią robić, co się chce. - Harry, stanął przede mną, razem z jakąś ciemną blondynką, która była tyłem do mnie i chichrała się do ucha mojego przyjaciela. A ten bez ceregieli, wsunął jej ręce pod sukienkę. Zażenowany, walnąłem go w ramię, a ten odwrócił ją twarzą do mnie. Otworzyłem buzię ze zdziwienia i poczułem, że alkohol próbuje wrócić przez gardło.
- Me.. Melody?! Co Ty tu kurwa robisz? - wrzasnąłem, a kilka osób zwróciło na nas uwagę. Dziewczyna, jakby nie słysząc, zaczęła się mizdrzyć do Harrego.
- Zostaw ją, kurwa. - warknąłem, odsuwając ją od niego, ręką. Blondynka chichotała, czując moją rękę, na jej plecach.
- Spoko, stary, zluzuj. Nie wiedziałem, że lubisz takie. - Podniósł ręce do góry w geście obronnym, a ja spojrzałem na nią z przykrością.
- Dlaczego to robisz?- mój głos załamał się, a dziewczynę złapałem w pasie, ciągnąc ku drzwiom.
- O, Justi..Justin. Hih, gdzie idziemy? -Zabulgotała coś pod nosem, ale nie słuchałem ją. Opierała się, gdy próbowałem ją przecisnąć przez wyjście, więc.. Uniosłem ją na ręce i wyszedłem.

środa, 31 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 20

*Myślami Justina*
Brakuje mi jej. KURWA,  jak mi jej brakuje..
Tęsknie za jej.. Włosami. Oczami. Nosem. Ustami. Zapachem. Uśmiechem. Dłońmi. Policzkami. Za całą nią. Ale musiałem to zrobić. Przerwać to, do czego dążyła. Do zdobycia mnie.
Jesteś tego pewien?
Raczej tak. Chyba teraz szczerze mogę stwierdzić, że udało się jej. Podbiła moje serce, sam nie wiem kiedy. Może wtedy, gdy usłyszałem słowa jej pierwszej piosenki? Albo wtedy, gdy płakała na ławce i nie chciała się przyznać? Lub wtedy, gdy przyszła mnie przeprosić pod ratuszem?
Chyba nie dowiem się. Wiem jedno, że nie mogę jej tego pokazać. Nie może się o tym dowiedzieć.
- Justin? - Usłyszałem piskliwy głos, dobiegający z dołu. Wychyliłem się, ponad blat w kuchni i ujrzałem Jazmyn.
- Co jest, królewno? - Uśmiechnąłem się w jej stronę, wystawiając ręce na przód i przyciągając ją do siebie. Lekkim ruchem, usadowiłem ją na moich kolanach, przodem do mnie.
- Dlaczego jesteś smutny? - Zapytała cicho, kładąc rączkę na mojej klatce piersiowej. - Nie jestem smutny, Jazz. - Szepnąłem do jej uszka, odgarniając jej włoski na bok. Oparła się całym ciałem o mnie i położyła głowę w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce. Przez chwilę wsłuchiwała się w jego bicie, a potem znów podniosła twarzyczkę.
- Jesteś, Justin. Jesteś. - Pewność w jej głosie tak mnie uderzyła, że przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Zachichotałem nerwowo.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo nie odzywasz się. Od dwóch dni wpatrujesz się w ten sufit i myślisz.
- Bo jestem.. Zestresowany. - Skłamałem. Po co było jej wiedzieć, że polubiłem jakąś dziewczynę, ale ona nie polubiła mnie?
- Czym?
- Szkołą, królewno.
Tak przenikała mnie wzrokiem, że pomyślałem, iż w moich oczach odczyta kłamstwo. Ale nie odezwała się. Po prostu wtuliła we mnie, a ja westchnąłem.
- Kocham Cię, Jazmyn. - Uśmiechnąłem się, gładząc jej włosy.
- Ja Ciebie też, Justin.
Usłyszałem, że zamek w drzwiach się przekręca i uniosłem siostrzyczkę na rękach. Wstałem z siedzenia i ostrożnie poszedłem ku drzwiom.
- Cześć kochani. Jazmyn nie powinna już spać? - Mama powitała nas w progu, od razu marszcząc brwi.
- Maaama. - Dziewczynka przeciągnęła "a", a ja pochyliłem się tak, aby mogła ją pocałować w policzek.
- Zaraz ją położę, mamo.
- Dobrze. Jedliście kolację?
- Tak. W kuchni zostawiłem Ci kanapki.
Pokiwała głową ze zrozumieniem i odwiesiła swoją kurtkę, na wieszak. Dopiero teraz zauważyłem zmęczenie kryjące się na jej twarzy. Westchnąłem ciężko.
- Mamo.. Może powinnaś zrobić sobie wolne? - Zapytałem, idąc za nią do kuchni. Podeszła do kranu i zaczęła myć ręce. Spojrzałem na Jazmyn, która słodko ziewnęła i wtuliła się w mój tors, zamykając oczka.

- Chyba żartujesz, Justin. Mam teraz urwanie głowy, a Ty mówisz, że mam zrobić sobie wolne? - Zakpiła, siadając do stołu i biorąc jedną kanapkę. Ugryzła ją delikatnie. Przewróciłem oczami.
- Zawsze masz urwanie głowy, w pracy.
- A pomyślałeś, skąd weźmiemy pieniądze na jedzenie? Ubrania? Rachunki?
Ucichłem. Wstałem od stołu i nie robiąc hałasu, przeszedłem do pokoju Jazmyn. Po wejściu, zapaliłem światło i rozejrzałem się.
- Będziemy musieli tu posprzątać rano, mała. - Powiedziałem do Jazmyn, chodź doskonale zdawałem sobie sprawę, że dziewczynka już śpi. Najdelikatniej, jak umiałem oderwałem ją od swojej klatki piersiowej. Pochyliłem się nad jej łóżkiem i wsunąłem siostrę pod kołdrę. Wolnym ruchem, ułożyłem jej senną główkę na poduszce i uśmiechnąłem się. Klęknąłem przed nią i pocałowałem ją w czoło.
- Dobranoc, królewno. Słodkich snów.
Wstałem i najciszej wyszedłem z jej pokoiku, gasząc światło. W salonie zastałem już mamę, dalej jedzącą kanapki, ale czytającą jakieś czasopismo. Zmarszczyłem brwi, podchodząc do szafki i wyjmując kluczyk z kieszeni. Cicho, otworzyłem ją i wyciągnąłem z niej kopertę. Przełykając głośno ślinę, zamknąłem ją i podszedłem do mamy. Uniosła wzrok znad gazety i uśmiechnęła się. Zza siebie wyciągnąłem tą kopertę i nieśmiało wepchnąłem w jej ręce. Zaskoczona otworzyła szeroko oczy i zaniemówiła. Bez słowa, usiadłem obok niej i wskazałem głową na "prezent".
- Otwórz.
Niepewnym ruchem, rozwarła kopertę, a z niej wypadły pieniądze. Dokładnie tysiąc złoty. Zasłoniła usta ręką i zmarszczyła czoło.
- Justinie Drew Bieber, powiedz mi, skąd masz te pieniądze?! - Uniosła ton, a ja wywróciłem oczami.
- Ciszej mamo, Jazmyn śpi. Uzbierałem. Nie martw się, nie kradłem.
- Jak uzbierałeś?
- Grałem pod ratuszem przez kilka miesięcy i nazbierało się. - Odpowiedziałem spokojnym tonem, a po chwili na twarzy Pattie pojawiła się zmarszczka nad kącikiem ust. Uśmiechała się tak pięknie, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Dziękuję, Justin. - Wybełkotała, ledwo hamując łzy i przytulając mnie z całej swojej matczynej siły.
Odwzajemniłem uścisk.
- Nie ma za co, mamo. Ale teraz obiecasz mi, że zrobisz sobie to wolne, dobrze? Chociażby te trzy, cztery dni.
- Obiecuję, synku. - Pogłaskała mnie po głowie, a ja wtuliłem się w nią.

*Myślami Melody.*
Które to już było cięcie? Dwudzieste? Trzydzieste? Nie liczę. Ale wiem jedno, że wcale to nie pomaga, jak kiedyś. Blair myślała, że jak schowa mi żyletki, to już się nie potnę. Zaśmiałam się pod nosem.
- Jest coś takiego, jak sklep.
Oparłam się ciałem o łóżko i pociągnęłam nosem. Łza wymknęła się spod mojej powieki. A potem już kolejna, następna i znów wybuch gromkiego płaczu. To tak cholernie boli. A mówią, że miłość jest wspaniała. Pierwszy raz jej doświadczyłam i już wiem dlaczego nigdy nie słuchałam ludzi. Dlaczego tak tego unikałam. Usłyszałam pukanie do drzwi i w pięć sekund wsunęłam żyletkę pod łóżko, a długi rękaw mojej bluzy naciągnęłam na ręce.
- Proszę. - Oznajmiłam, chrypiącym głosem.
Blair wparowała do mojego pokoju, rozglądając się.
- Nie martw się, nie tnę się. - Spróbowałam uśmiechnąć się delikatnie, ale wyszedł grymas. Otarłam łzy.
- Znów płaczesz? Może w końcu powiesz mi o co chodzi? - Opiekunka usiadła na moim łóżku, marszcząc swoje czoło.
- Przejdzie mi, mam czasem takie humory.
- Jasne i od tak, wracasz do swoich dawnych nałogów? 

- To taki napływ emocji. Obiecuję Ci, że więcej tego nie zrobię. - Zagryzłam wargę, za plecami krzyżując dwa palce. Kobieta pokiwała ostrożnie głową.
- Skoro nie chcesz mówić, to nie będę Cię zmuszać, kochanie. Ale jeśli chcesz porozmawiać, to wiesz do kogo masz przyjść. - Posłała mi ciepły uśmiech, a ja kiwnęłam głową. Wyszła, zamykając drzwi.
Odetchnęłam głośno, idąc do łazienki.

***
Szłam do szkoły, w okropnym humorze. Dzisiaj rodzice zmusili mnie prawie siłą, abym poszła. Nawet nie zdają sobie sprawy, co się ze mną dzieje, więc w końcu postanowiłam, że pójdę. Wiatr zawiał, a moje włosy momentalnie rozwiało na cztery strony świata. Gdy ogarnęłam chwilowo grzywkę, doszłam już pod szkołę. Tam, od razu znaleźli mnie Jacob i Elen.
- No nareszcie. Może Cię to nie zadowoli, ale nie wyglądasz najlepiej. - Elen spojrzała na moją twarz, a następnie na Jacoba.
Cob pokiwał głową, a jego czoło zmarszczyło się. Obczaił mnie od góry, do dołu, a następnie pociągnął naszą trójkę na ubocze.
- Melody. Dlaczego masz bluzkę z długim rękawem, w taki upał? - Zapytał stanowczo, krzyżując ręce przed sobą. Wywróciłam oczami.
- Bo mi zimno było rano, noo. - Znów zaczęłam kłamać, wystrzeliwując rękami w górę. I w tym momencie Elen złapała moją dłoń, zsuwając na dół bluzkę. El, odskoczyła jak oparzona.
- Ała. Puść. - Jęknęłam, szybko zasłaniając nadgarstki. Jacob wytrzeszczył oczy. Również zdążył to zauważyć.
- Znów to robi.. Znów.. - Elen zaskomlała, płaczliwym głosem wtulając się w mojego przyjaciela.
Coś mnie mocno ukłuło w sercu, na widok zmartwionych, prawie płaczących przyjaciół.
- Ja..
- Nie. Dość kłamstw, Melody. Dlaczego znów to robisz? Było tak dobrze.. Odstawiłaś te cholerstwo. -  Blondyn, objął mnie z całej swojej siły, obejmując również Elen. Oboje zaskomleli w moje ramiona.
- Bo go kocham. Bo go kurwa kocham.. - Nie opanowałam łez.

poniedziałek, 29 lipca 2013

'The Darkness Of Her Soul` rozdział. 19

Tak przed przeczytaniem, chciałabym Was poinformować, że na ten rozdział pomysł podsunęła mi Kadu ( http://third-timee.blogspot.com/ ) I jestem jej ogromnie wdzięczna :)
__________

Czułam ciepło jego warg. Ale nie do końca czułam usta. Po pięciu sekundach, zorientowałam się, że spoglądamy w swoje oczy. Jego, jakby się ściemniły. Gęsia skórka przeszła po mojej skórze.
Czy to nie powinien być ten moment, gdy mnie całuje, wyznajemy sobie miłość, a wszystko jest potem świetnie, pięknie i cacy?
Głośne przełknęłam ślinę i zdążyłam jeszcze zauważyć, jak jego jabłko Adama porusza się w górę i w dół.
- Justin?..

*Myśli Justina*
- Justin?.. - Usłyszałem jej niebiański, delikatny głos, zaraz po tym, jak się odsunąłem. Ciśnienie mi skoczyło. Było tak blisko..
Poczeka. Pomęczy. Zdobędzie. Zaliczy. Zrani. Zostawi. Wykorzysta. .Opinia jej w szkole, nie dawała mi spokoju. Czy naprawdę tak realistycznie, potrafi zagrać uczucia? Bo spoglądając w jej piękne oczy, mógłbym przysiąc, że widzę prawdę. Uczucie. Gorące uczucie do mnie.
Zniszczy Cię.
Czy to może być prawda? Czy jest tak idealną aktorką? Myśl. Wierzysz jej?
Kłamie. Cholernie kłamie. 
Dlaczego jest tak idealna, a tak nieosiągalna? Dlaczego nie potrafię rozbudzić w niej uczuć?
Tak. Słuchaj mnie. Ona skrzywdzi.

- Chyba lepiej będzie, jeśli już nigdy więcej się nie spotkamy. Jeszcze przez chwilę myślałem, że naprawdę mnie lubisz. Hahah. Głupi byłem, co nie? - Podniosłem głos, gdy wstała, by do mnie podejść. Gwałtownie się odsunąłem. Moje źrenice pomniejszyły się do tego stopnia, że Melody odskoczyła wystraszona. Nie panowałem nad tym co mówię. Dawne myśli przejęły kontrolę.
- Ale Justin.. - W jej oczach pojawiły się łzy. Chwyciła swoimi dłońmi, moje ramiona.
- Hahha. Powiem Ci, że powinnaś zapisać się do teatru. Naprawdę nieźle grasz, Księżniczko. Szkoda tylko, że ja się na to nie nabiorę. Rozumiesz? - Pochyliłem się tak, że nasze czoła się spotykały. Dreszcz przeszedł mnie od stóp do głów. Nie ważne co do niej czułem. Ważne, co o niej wiedziałem.
- Nigdy. Nigdy się nie nabiorę. - Wypowiedziałem ostrożnie każde z tych słów, a ona spuściła wzrok na ziemię.
Płacze. Powinieneś jej uwierzyć. Mówi prawdę.
Jasne. Nie jestem głupi.
- Znajdź sobie kogoś innego, do omotania. Justin Drew Bieber, nigdy nie był zdobyty. I nie będzie. - W moich oczach pojawił się blask. Blask nienawiści do siebie i do niej. Do siebie, za wszystko co teraz jej powiedziałem. Za to, że mogło ją to zaboleć, tak jak mnie gdy to mówiłem. Do niej, za to, że nie potrafi kochać. Cholernie mnie pokochać. Ostatni raz zerknąłem na nią. Nie obdarzyła mnie nawet spojrzeniem. Skuliła się, jak dziecko na ławce. Wydawało mi się nawet, że szlocha. Ale to niemożliwe. Ona nie ma uczuć. Na pewno nie do chłopaków. Odwróciłem się na pięcie i z bólem w sercu, ruszyłem w swoim kierunku, zabierając tą głupią deskorolkę, która była celem naszych spotkań.
Cierpi. Ogromnie cierpi. Przez Ciebie. 
Wróć. Wróć do niej.
Zatrzymałem się.
- Nie, serce. Już więcej Cię nie posłucham. - Parsknąłem sam do siebie, ironicznie. Ponownie ruszyłem. Tym razem, już nieprzerwanie.


*Myślami Melody*
Każdy mój oddech, był coraz mniejszy. Czułam, że każdy krok, staje się cięższy. Rozmazane oczy, nie za bardzo idą w parze z bieganiem. Ale nie o tym myślałam. Właściwie, to myślałam, tylko o jednym miejscu na ziemi.
- Pewnie stęskniły się za mną. - Mruknęłam sama do siebie, czując kolejną falę łez. Nic do mnie jeszcze nie docierało. Nic. Żadne słowo, jakie od niego usłyszałam. Po prostu biegłam.
Ale wiedziałam, że gdy w końcu dobiegnie, to zrozumiem. Wszystko nabierze sensu i wtedy już nie będzie odwrotu.
Wparowałam do willi, nie zwracając uwagi, na tatę, czytającego coś na kanapie i Blair, która zdziwiona wołała mnie do siebie. Czułam, że jestem już blisko. Drzwi do pokoju, niemal wyważyłam. Zaraz po wtargnięciu do niego, otwarłam drugie drzwi. Do mojej łazienki. Po upewnieniu się, że nikt za mną nie idzie, przekręciłam zamek w drzwiach. Opadłam na zimne kafelki i zasłoniłam twarz włosami.
- Jeszcze nie, Melody.. Poczekaj. - Znów powiedziałam sama do siebie. Trzęsącymi się rękami, otwarłam gwałtownie szafkę. Wyrzuciłam z niej niemal wszystkie ręczniki i szmatki.
- Tu jesteś.. - Obezwładniający spokój, przeszedł po moim ciele, gdy zauważyłam pudełko. Otworzyłam je, uśmiechając się, jeszcze nie do końca sobie uświadamiając dzisiejsze słowa.
- Tęskniłyście ? - Zapytałam jakby radosnym tonem, spoglądając na grupkę idealnie ułożonych żyletek. Zagryzłam wargę, podnosząc jedną z nich do góry.
I wtedy właśnie nastąpiło uświadomienie.
Przez tyle lat uciekałam przed uczuciami, żeby nagle ktoś zawładnął mną i zrobił ze mnie to. Zaśmiałam się, wstając i spoglądając w lustro. Rozmazany makijaż, rozczochrane włosy i ta.. Pustość we wzroku. Fala łez ogarnęła mnie tak szybko, że ponownie upadłam na ziemię. I nie zdając sobie sprawy, zrobiłam pierwsze cięcie. Pierwsze cięcie od trzech lat. A potem wszystko szło już gładko..
Każde kolejne powodowało u mnie, coraz większą ulgę. Każde kolejny sprawiało, że się odprężam.
I chodź świadomość wciąż powtarzała, że jestem w nim zakochana, za każdym razem robiłam coraz mocniejsze cięcia.
- I od tego zaczynamy. Pomożesz mi o tym zapomnieć. - Szepnęłam, spoglądając na żyletkę. Usłyszałam głośne pukanie do moich drzwi.
- Melody, jesteś tam? Melody ! - Blair krzyczała już, nieźle wystraszona.
- Ludzie powiadają, że cięcie się jest słabością. - Stłumiłam falę płaczu i kolejne cięcie pojawiło się na nadgarstku.
- A moją słabością, jest on. 


__________
Tak, wiem, co teraz myślicie. 
DLACZEGO TAKI KRÓTKI?! 
Otóż dlatego, że naprawdę ogromnie starałam się nad tym rozdziałem, aby wlać w niego swoje uczucia.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi jego długość, dlatego, bo jest w nim więcej akcji :)
Co myślicie o takim rozwinięciu ?
Chciałabym Wam również podziękować, za taką ilość komentarzy! Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie czytać tego bloga :) 

sobota, 27 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 18


To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie. To on zdobył Ciebie.

To zdanie wirowało mi w głowie już od kilku dni. Po ostatnim razie, strasznie boję się spotkać z Justinem. Boję się, że to co napisał Jacob, to prawda. Że to ja jestem tą zdobytą. Że.. polubiłam go. Że podoba mi się. Nie chcę tego. Nie chcę..
Rozglądałam się idąc do szkoły. Dzisiaj już nie przejmowałam się tym, czy dzieciaki patrzą na mój ubiór. W tym stylu czułam się jakoś pewniej. Był luźniejszy. Modliłam się tylko, by nie spotkać szatyna.
Dobrze wiedziałam, że to nieuniknione. Ale chciałam chociaż przez jeden dzień go nie widzieć.
- Hej. - Elen przywitała mnie, a ja podskoczyłam lekko, chwytając się za serce.
- O Jezu.. Cześć. - Westchnęłam, luzując.
- Co jesteś taka spięta?
- Nie jestem spięta.
- Dobra, nie ważne. Ech.. Pamiętasz, że dzisiaj mam Cię uczyć matmy? - Elen przewiercała mnie wzrokiem, a ja pokiwałam twierdząco głową, chodź nie pamiętałam.
- Jasne. Wszyscy wiemy, że nie pamiętałaś. - Jacob stał za mną i przytulił mnie po przyjacielsku.
Zaśmiałam się nerwowo, ponieważ znów myślałam, że to Justin.
Rozległ się dzwonek na lekcję i wszyscy ruszyli ku wejściu szkoły z pochmurnymi minami. El i Cob spojrzeli na mnie dziwnie, gdy ja stałam na środku, nie ruszając się.
- Idziesz? Spóźnimy się na wf.
- Ja pójdę jeszcze do łazienki. Zaraz do Was dołączę.
- Okej, ale nie zwiewaj z lekcji. - Jacob pokiwał palcem mi przed nosem, a ja pokiwałam głową.
Jako ostatnia szłam w stronę drzwi szkolnych, ale nie skręciłam do przebieralni, lecz w stronę łazienki. Szłam powoli, uspokajając się.
- Cześć Księżniczko. - Usłyszałam szept obok swojego ucha, a całe ciało jak na zawołanie, zesztywniało.
Błagam nie..
Odwrócił mnie lekko, za rękę. Miałam zszokowaną minę, co go zaskoczyło.
- Czyżbyś się mnie wystraszyła ? - Kąciki jego ust, uniosły się w seksownym uśmiechu, a mnie na ręce wyskoczyła gęsia skórka. Kolana zmiękły i już miałoby się wydawać, że upadnę, ale oparłam się o ścianę.
- Nie. Nie spodziewałam się Ciebie, tutaj.
- Nie tylko Ty, czasem się urywasz z lekcji. - Jego oczy spojrzały w moje, a serce podskoczyło mi do góry.
Czy robił to specjalnie? A może zawsze to robił? Może tego nie zauważałam..
- Nic nie mówisz? Coś się stało? - Stanął bliżej mnie, tak, że nasze czoła, prawie się stykały. Zmarszczył brwi, a ja ciężko przełknęłam ślinę. On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak na mnie działa. Lub wie o tym i wykorzystuje to.
- NN..Nic. - Odrzekłam, przekręcając głowę w prawą stronę. Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nigdy nie widziałem, żeby Melody Night była niepewna siebie. I wiesz co Ci powiem? .. - Chwycił mój podbródek i przybliżył swoje usta do mojego ucha. Fala jego perfum, obezwładniła mnie.
- Nieziemski widok. - Szepnął, wargą przejeżdżając po moim uchu. Tego było za wiele. Dwa rumieńce wkradły się na moją twarz. Zadziwiło go to ogromnie, bo nie wiedział co powiedzieć. Czyżby właśnie zdał sobie sprawę, co jest? Czy myśli o tym, że może mi się spodobał?
Odruchowo spojrzałam na jego wargi. Miał lekko otwarte. Zauważył mój wzrok i oblizał usta. Zaśmiałam się nerwowo.
- Ja.. Ja muszę już iść na lekcję. - Odzyskałam jakoś równowagę, chodź w głowie kręciło mi się, jak na karuzeli. Wyminęłam go szybko.
- Dzisiaj kolejna lekcja jazdy na desce? - Krzyknął za mną, a ja odwróciłam się na parę sekund.
- Nie.. Nie mogę, bo mam naukę z Elen.
Uśmiechnął się promiennie, a ja szybko pobiegłam w stronę mojej szatni.


- Co jest z Tobą? Co tak długo? - Elen szturchnęła mnie ramieniem, gdy wbiegłam do sali ubrana już w strój z wf'u. Nauczycielka skarciła mnie wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
- Musiałam załatwić potrzebę. - Skłamałam, dysząc. Przyjaciółka wywróciła teatralnie oczami, a pani rozpoczęła rozgrzewkę.

- Dzisiaj z Tobą coś nie tak jest, wiesz? - Przyjaciółka westchnęła głęboko, patrząc na mnie.
- O co Ci chodzi ? - Burknęłam.
- Jesteś jakaś dziwnie spięta i zdenerwowana. Jak nie Ty.
- Bo mi się podoba Justin. - Jęknęłam.
Zaraz.. Co !! Powiedziałam to na głos ?!  O nie.. Nie..
- Znaczy..
- Podoba Ci się Justin ? - Elen opadła kopara, a zaraz po tym, zaczęła piszczeć szaleńczo.
Walnęłam się z prostej ręki w twarz.
- Znaczy.. Ja wiedziałam, że on Ci się podoba, ale nie wiedziałam, że się przyznasz. - Blondynka zaśmiała się uroczo.
- Błagam Cię, nie mów tego nikomu. To dla mnie ważne, El. Bardzo ważne.
- A Jacob?
- Nawet Cobiemu. Dobrze wiesz, jak zareaguje. Dokładnie jak Ty, ale on jest gorszą paplą.
- Obiecuję. - Elen położyła rękę na serce i wypowiedziała te słowo uroczyście, a ja zachichotałam.
- Kto by pomyślał.. Że taki chłopak zwykły, Ci zawróci w tym durnym łebie.
- Ej ! - Wrzasnęłam, wybuchając śmiechem i uderzając ją lekko z ramienia.
- Dobra, dobra. Lepiej wracajmy do matmy. - Blondynka zarządziła.
- Eh.. - Jęknęłam.


* Rozmowa telefoniczna*
- W jakiej sprawie do mnie dzwonisz, Justin? - Warknęłam po raz kolejny, gdy na ekranie wyświetlił mi się nieznany numer, a w tle mogłam usłyszeć chichot.
- Tak sobie. Chciałem Cię usłyszeć, Księżniczko. - Odpowiedziałam, ściszonym głosem, jakby nie chciał, by ktoś to usłyszał.
Mimo wszystko w moim żołądku, zawirowało. Każde jego słowo działało, jak pocałunek.
- I to wszystko?
- To za mało ?
- Nie. Wystarczająco. - Uśmiechnęłam się pod nosem, a po drugiej stronie zapadła cisza. Spojrzałam na zegarek. 00:00
- Jutro spotykamy się na lekcje?
-Tak. Pasuje Ci o 11?
- Pewnie.
- Dobranoc, Księżniczko. - Usłyszałam w jego głosie, że się uśmiechał.
- Dobranoc.

***
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze. Włosy kaskadami spadały na moje ramiona, a w odbiciu widziałam dziewczynę, która jeszcze nie tak dawno, była zamknięta na wszelkie uczucia. A teraz?
Teraz miałam ochotę przytulić Justina i powiedzieć mu o wszystkim co czuję, gdy go widzę. Gdy spogląda w moje oczy i gdy czuję zapach jego perfum. Powoli zbliżała się jedenasta, więc wyszłam z pokoju, pomału schodząc po schodach. Jak zwykle byłam ubrana w luźne spodnie i bluzkę w kratę. W końcu to spotkanie miało dotyczyć naszej lekcji, prawda?
- Gdzie się wybierasz? - Zatrzymał mnie chłodny ton matki, a Eyes zaszczekał.
- Na spacer. Z Elen. - Dodałam szybko.
- Idź.
No co Ty? Myślałaś, że jeśli powiesz "nie" to Cię posłucham? Trzasnęłam drzwiami, uśmiechając się wrednie do siebie.
Gdy zbliżałam się już do parku, uczucie w dole brzucha, ponownie się odzywało. Usiadłam na ławce, czując spazmatyczne wstrząsy mojego ciała. Dlaczego tak bardzo się go bałam? Tego spotkania. Justina. Jego tęczówek. Słów. Zapachu.
Odetchnęłam głęboko. Poczułam, że ktoś koło mnie siada. Otworzyłam oczy, a milimetr przede mną znajdowała się twarz szatyna. Jego wzrok spoczywał na moich ustach. Tętno przyśpieszyło.

czwartek, 25 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 17

Czy kiedykolwiek czuliście tam w brzuchu, że coś w nim żyje? Czuliście, takie dziwne wszechogarniające ciepło, widząc pewną osobę? Czy uśmiechaliście się w duchu, szeroko, widząc tą osobę?
Chodziliście głową w chmurach i chichraliście się sami do siebie?
Ja tego nigdy nie czułam. Do dzisiaj.
Rozmyślałam, idąc na kolejną lekcję jazdy na desce. Czułam się tak niesamowicie lekko.. I.. Szczęśliwie.
Pierwszy raz, tak szczerze szczęśliwie. Tak.. Radośnie. Jakbym nie mogła się doczekać. No właśnie. Czego nie mogłabym się doczekać?!
Zza drzewa wyłoniła się sylwetka Justina, a ja poczułam, że miękną mi nogi. Uśmiechnął się promiennie w moją stronę. Robi to już od jakiegoś czasu. Czyżby mnie polubił ?
Odpowiedziałam mu uśmiechem, może nie promiennym, ale takim delikatnym.
- Cześć, Księżniczko. - Zaśmiał się, a jego czoło zmarszczyło się pod tym gestem. Zagryzłam wargę i uderzyłam go z pięści w ramię.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że masz tak do mnie nie mówić ?! - Uniosłam ton, chodź uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Z czasem, przestało mi to przeszkadzać. To stało się już normą. Może czasem, jeszcze mnie drażniło.
Wyciągnął zza siebie deskę, a ja klasnęłam energicznie rękami. Nie zachowałam się, tak jak bym to jeszcze zrobiła miesiąc temu. Zapewne wtedy, wywróciłabym oczami, a mój humor by zmarkotniał.
- Dobra, Księżniczko. Wskakuj na deskę. - Podał mi dłoń, tym razem już nie z grymasem. Uśmiechał się lekko, a ja pewnie ujęłam jego rękę i stanęłam na desce.
- Pamiętasz jeszcze ustawienie nóg?
- No pewnie. Dobrze? - Pokazałam mu, a on pokiwał gwałtownie głową potwierdzająco.
- Okej, więc odpychaj się.
Kąciki moich ust, uniosły się w pewnym uśmiechu. Odepchnęłam się raz.. Drugi.. Trzeci.  Śmiałam się, widząc, jak prosto mi idzie. Usłyszałam gdzieś z tyłu chichot.
- Co jest? Justin !? - Krzyknęłam i nagle poczułam, że nikt mnie nie trzyma. Jak mogłam tego nie zauważyć ?!
Przyznaje, spanikowałam. Ba.. Zaczęłam wrzeszczeć, jak opętana. Szatyn zaczął za mną biec, wykrzykując.
- Nie panikuj, Melody. Odpychaj się, spokojnie. Utrzymaj ciało w pionie. - Uspokajał mnie, a ja słuchałam każdej jego wskazówki z uwagą. Robiłam wszystko dokładnie. W pamięci powtarzałam sobie ruchy, aby nie zapomnieć. Ale po sekundzie zauważyłam, że robię to mechanicznie. Że nie potrzeba mi już rąk Justina, ani nikogo innego. Jadę ! Jadę, sama !
Zapiszczałam radośnie, a Justin wybuchnął gromkim śmiechem.
Poczułam się taka.. Wolna.. Niezależna. Taka.. Szczęśliwa ! Wiatr rozwiał moje włosy, a ja rozłożyłam ręce, jakbym leciała. Chichotałam pod nosem.

 W końcu, gdy deska się zatrzymała, ja zeskoczyłam z niej, by podbiec do Justina. Niewiele myśląc, wskoczyłam na jego ręce.
- Justin, ja jechałam ! Słyszysz? - Krzyczałam i poczułam, że szatyn podnosi mnie w pasie, a ja oplatam jego biodra, swoimi nogami.
Między nami zastała cisza. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, zatracając się w nich. W myślach, krążyły urywki naszych rozmów, a po chwili coś sobie uświadomiłam.
To wygląda.. Jak ta scena ze snu. Dokładnie, jak ten sen..
Poczułam wszechogarniające ciepło, w żołądku i już wiedziałam, co się szykuje. Odruchowo, zarzuciłam ręce na jego szyję, a on przybliżył do mnie swoją buzię. Bacznie obserwowałam rysy jego twarzy. Jak mogłam nie zauważyć, że jest taki.. Idealny?
O czym Ty myślisz, Melody?! O czym Ty do cholery myślisz?..
- Ekchem.. - Usłyszałam chrząkniecie obok nas i od razu, ręce Justina obluzowały się. Postawił mnie delikatnie na ziemi, obracając się w stronę tego dźwięku. Byłam nieco poirytowana, że ktoś nam przerwał. Chodź.. Może to dobrze?
- Melody, chciałam pogadać. - Elen stała za Justinem i uśmiechała się szeroko. Zarumieniona taką wpadką, szybko pożegnałam się z Justinem.
- Dzięki, za dzisiaj. Do zobaczenia. - Pokiwałam głową, a on uśmiechnął się delikatnie. Oblizał usta, a mnie przeszedł dreszcz.

- O czym chciałaś pogadać? - Wybełkotałam, gdy spacerowałyśmy uliczkami miasta. Elen obczaiła mnie wzrokiem od dołu do góry i zachichotała. Wywróciłam oczami.
- Całowałaś się z nim?! - Pisnęła, a ja podrapałam się po karku, zdenerwowana.
- Nie. A zresztą, co Cię to obchodzi?! - Warknęłam, poirytowana. Jej zapał zgasł, chodź w oczach mogłam zauważyć,  jej iskierki.
- Wow. Melody się denerwuje. Jesteś zakochana.. Zakochana. - El, zaczęła nucić pod nosem, a ja walnęłam ją lekko w ramię.
- Nie zapędzaj się tak. Od razu "zakochana".. Bez przesady. - Wyminęłam ten temat, ale przyjaciółka ponownie wróciła do niego.
- To jak wytłumaczysz te słodkie patrzenie w oczka, te oplatanie nóżek wokół jego bioder, te rączki na szyi i ten słodziutki uśmieszek, którego nie widziałam od.. Właściwie, to nigdy go u Ciebie nie widziałam. - Blondynka zachichotała, a ja poczułam, jak rumieńce wkradają się na moje policzki.
- Do tego się rumienisz. A zrobił to wszystko.. Zwykły, biedny chłopak, o pięknej urodzie. No, pogratulować mu. - El klasnęła w dłonie, a ja westchnęłam.
- Elen, błagam Cię. Ty już musisz wymyślać, że on mi się podoba. Ja go chcę po prostu zdobyć. - Wypowiadałam każde słowo ostrożnie, chodź nie byłam pewna. Najbardziej tego ostatniego zdania.
Przyjaciółka westchnęła kręcąc głową na boki.
- Nie, Melody. Jestem prawie pewna, że ten chłopak namieszał Ci w głowie. I może to dziwne, ale.. Pozytywnie Ci namieszał.
Ścisnęłam ręce w pięści, denerwując się.
- Nikt mi nigdy w życiu nie namieszał i nikt nie namiesza. Czaisz? - Warknęłam, a El podniosła ręce w geście obronnym.
- A więc skoro to wszystko, to wracam do domu. - Zarzuciłam włosami, a blondynka westchnęła ciężko.
- Ja Ci to mówię, kicia. Na bank Ci się podoba.
Powstrzymałam się, by coś odpowiedzieć. Odwróciłam się tyłem do niej, idąc w swoim kierunku.
- Może podoba. - Kąciki moich ust, uniosły się w łobuzerskim uśmiechu i znów pojawiło się to dziwne uczucie, w dole, w brzuchu.

Ding. Wiadomość.
Od Jacob.

Siema, Mel :D Nie zgadniesz, co słyszałem :D Podoba Ci się Justin ?!

Echh.. Głupia Elen. Już musiała coś wypaplać.

Do Jacob. 
Nie. Elen Ci jakiś głupot nagadała i tyle.. 

Od Jacob. 
Echem.. Jasne :) Nie chcesz się przyznać, gołąbeczku :*

Do Jacob:
Przysięgam, że dostaniesz w tą swoją twarzyczkę, jutro :* . Nie podoba mi się Justin ! Ja chcę go tylko zdobyć.

Od Jacob:
A wiesz co mi się wydaje? Wydaje mi się, że.. To on, zdobył Ciebie. 

W mojej głowie zawirowało. Czy to może być prawda?
To on, zdobył mnie?..
__________
Ponad 6 tysięcy wyświetleń ! Jezusie, EWOGROGKODFGWGEBBT *______* .
Tak bardzo dziękuję.. <3 

wtorek, 23 lipca 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 16

 Młoda damo, co to za pies ?! - Usłyszałam wrzask, a po chwili szczekanie. Zbiegłam na dół i chodź wciąż miałam czerwone oczy, od płaczu, to dzielnie poszłam stawić czoła matce.
-Brawo, za spostrzegawczość. Jest tu już od kilku dni. - Prychnęłam złośliwie, przywołując do siebie szczeniaka. Matka zlustrowała labradora surowym wzrokiem.
- Jeśli ojciec to zobaczy, to nie będzie zadowolony.
- Gówno mnie to obchodzi. - Wzruszyłam ramionami.
- Jak Ty się odzywasz, gówniaro!
Potrząsnęła mną, a ja wyrwałam się. Poczułam piekące  łzy pod oczami.
- A pies ma stąd zniknąć do jutra!
- Nie zniknie! To jedyna osoba w tym domu, jaka mnie kocha! Poza Blair! - Wrzasnęłam, zapinając psa na linkę. Wybiegłam z domu, nie zważając na ludzi.

Wybuchnęłam gromkim płaczem, w środku parku. Nie potrafiłam już wytrzymać tej atmosfery. Drugi raz od trzech lat, pozwoliłam łzą wypłynąć na wierzch. Skóra piekła mnie pod powiekami, cała podrażniona. Schowałam twarz w dłonie i pozwalałam wstrząsom płaczu, wyładować się.
Każdy kolejny powodował u mnie coraz słabsze łzy. Każdy człowiek, mijając mnie, spoglądał jak na dziwaka. Ale nie było to dla mnie teraz ważne.
Eyes wyczuwając smutek, polizał moją dłoń, a ja odkryłam twarz, delikatnie go głaszcząc.
- Nie oddam Cię piesku.

Przechadzałam się z Eyesem po mieście, dobrze wiedząc, gdzie dążę. Chodź było widać, że płakałam, to na pewno wyglądałam lepiej niż wczoraj.
Ratusz. Znane mi schody. Melodia. Głos. Justin.

Już z daleka mogłam zauważyć grupkę ludzi, stojących na około szatyna. Gdy podeszłam bliżej usłyszałam jego niebiański głos i kolana mi zmiękły. Od razu pożałowałam, że wczoraj zachowałam się tak oschle, w stosunku do niego. Zauważył mnie, bo w jego oczach przeszedł błysk i mały, łobuzerski uśmiech wtargnął na jego twarz. Eyes pociągnął mnie bliżej, gdy jego 'koncert' dobiegł końca i ludzie rozeszli się. Stanął tyłem do mnie i zaczął pakować gitarę do futerału.

- Juuustin.. - Jęknęłam w końcu, gdy poczucie sumienia przycisnęło mnie maksymalnie.Nie odezwał się, a odwrócił, klękając i zbierając pieniądze z czapki.
- Jesteś zły? - Podeszłam bliżej, a Eyes szczeknął, liżąc go po twarzy. Zaśmiał się tak szczerze, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
- To Twój pies? - W końcu zapytał, głaskając psinę. - Tak, ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Nie jestem zły. - Wzruszył ramionami, a ja odetchnęłam z ulgą, w myślach.
- Justin, przepraszam. Za moje zachowanie. Za.. Za to, że widziałeś mnie w takim stanie..- Burknęłam, z trudem wyznając te słowa. Byłam zdziwiona, nawet bardziej od niego, ale mówiłam te słowa szczerze. Przez to wszystko, totalnie nie byłam sobą. Niegrzeczną laską. To nie miało sensu, ale już od wczoraj wszystko straciło sens. Od chwili, w której się obudziłam.
- Nic się nie stało, Melody. Życie czasem daje nam kopa. A Ty przecież masz prawo płakać. - Odpowiedział. Nawet nie wiesz, jak mocnego kopa..
 - Ale nie jestem do tego przyzwyczajona i tyle. - Warknęłam, tym razem, już swoim starym, obojętnym głosem.
- Bardzo szybko, przychodzi Ci zmiana na bezuczuciową,  nie uważasz ? - Zadrwił.
- Za to Ty, bardzo szybko potrafisz mnie zdenerwować. - Syknęłam, wymijając go i ciągnąc Eyes'a.

Kroczyłam ulicą, promiennie uśmiechnięta. Czułam jeszcze przy sobie zapach jego perfum. Na sercu było mi lekko, bo wiedziałam, że nie jest zły. Przeprosiłam go i chodź trudno w to uwierzyć, to jest to prawda. Po chwili odezwał się mój telefon, a Eyes szczeknął. Pociągnęłam go w stronę najbliższej ławki i usiadłam.
- Halo?
- Melody? Chcesz się spotkać? - Usłyszałam głos mojej przyjaciółki i oparłam się o ławkę.
- Jasne. Co powiesz na centrum handlowe, za godzinę?
- Okej. To spotkajmy się przy fontannie, w centrum.
- Ok. Pa.


- Ty płakałaś? - Elen zdziwiona, przejechała palcem pod moim oczami. Cholera. Dalej to było tak widać?
- Y. Nie. A co? - Udałam zaskoczenie i spojrzałam w lusterko.
- No zobacz, masz podrażnione, jak od łez.
- Znasz mnie przecież, nie płakałam. - Uśmiechnęłam się delikatnie, starając się, aby nie wyczuła kłamstwa.
Nie chciałam, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Że coś się ze mną dzieje. Że coś się we  mnie zmienia.
Fakt, Justin już mnie zobaczył. Ale to jedyna i ostatnia osoba. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Niestety, pękłam. Ale odnawiam obietnicę. Żadnych łez. Żadnego bólu.
Muszę wrócić do starej Melody. Muszę. Do tej obojętnej dziewczyny.
- Chodźmy lepiej na zakupy. Słyszałam, że gdzieś tu otworzyli nowy sklep z biżuterią. - Zagryzłam wargę i pociągnęłam ją.

- Wszystko z Tobą w porządku ? Jesteś dzisiaj jakaś.. Inna. - Elen oparła się na siedzeniu, zajadając się lodami. Wzruszyłam ramionami, udając, że nie wiem o co jej chodzi.
- Taka milsza.. Radosna. Zadowolona. Taka.. Jak kiedyś. - Elen poruszyła brwiami. - Nawet dałaś napiwek pani w sklepie z ciuchami.
- Czasem trzeba być dobrym. - Westchnęłam.
- SERIO ?! I mówi to M E L O D Y   N I G H T ? - Elen zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam, chodź wiedziałam, że ma rację. Działo się coś ze mną i nie do końca wiedziałam, co.
Wolałam nie ciągnąć tego tematu, bo czułam się nieswojo.
- A gdzie jest Jacob?
- A wiesz, zdaje egzamin na prawko. Wreszcie, ktoś będzie mógł nas wozić. - Zaśmiałyśmy się ponownie.

Tryin' hard to fight these tears. I'm crazy worried.
Messin' with my head, this fear. I'm so sorry.
You know you gotta get it out. I can't take it.
That's what being friends about.

I, I wanna cry. I can't deny, tonight I wanna up and hide.
And get inside. It isn't right.
I gotta live in my life.

Tłumacz:Ciężko jest walczyć z tymi łzami
Jestem szalenie zmartwiona
Strach miesza mi w głowie
Bardzo mi przykro
Wiesz, że muszę się stąd wydostać
Ale nie mogę się niczego chwycić
Ale od czego są przyjaciele

Ja, ja chcę płakać
Nie mogę zaprzeczyć
Wieczorem zastanawiam się jak wysoko mogłam się dziś znaleść
I dostać się do środka
To nie jest dobry znak
Muszę zmierzyć się ze swoim życiem.


Uśmiechałam się sama do siebie, bo stworzyłam pierwszą zwrotkę nowej piosenki.
- Ach.. Tak dawno nie pisałam piosenek. - Westchnęłam, przejeżdżając palcem po strunie i słysząc jej delikatny dźwięk. Po chwili, drzwi się uchyliły, a w progu stanęła Blair. Kąciki moich ust uniosły się jeszcze wyżej, bo wiedziałam, że podsłuchiwała. Nie miałam jej tego za złe. Ostatnio bardzo się o mnie martwiła.
- Piękna piosenka.. - Szepnęła, wchodząc pewniej do mojego pokoju. Pokiwałam głową i wskazałam, żeby usiadła. Błysk w jej oczach wydał, że tylko na to czekała. Rozsiadła się wygodnie obok mnie, na łóżku.
- Raczej piękna pierwsza zwrotka. - Zaśmiałam się, a jej źrenice poszerzyły się.
- Będziesz pisać dalszą część? Moja Melody wraca. - Klasnęła w dłonie, szeroko się uśmiechając.
Westchnęłam ciężko, biorąc jej dłoń i obejmując ją.
- Blair.. Posłuchaj mnie. Dorosłam. Mam siedemnaście lat. Nie będę już nigdy tą małą słodką dziewczynką, jaka była siedem lat temu. Nie będę super grzeczna. Ale również nie jestem teraz najgorsza, prawda? Przecież znasz mnie, Blair. Wiesz, że możesz mi zaufać, a boisz się. Boisz się, że coś narobię. Boisz się mojej przemiany, ale to jest normalne. - Wyszeptałam ostrożnie każde z tych słów, tak, aby zrozumiała. Pokiwała wolno głową.
- Chyba nie potrafię zrozumieć, że dorastasz, skarbie..-  Odpowiedziała, odgarniając kosmyk swoich blond włosów, za ucho.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
- Ale i tak jest coś na rzeczy, kochanie. Wcześniej nie chodziłaś taka promiennie uśmiechnięta. Od jakiegoś czasu, coraz mniej widzę Cię z papierosami, prawie w ogóle z alkoholem. Nie imprezujesz. Więc co robisz? Co się stało, że nagle przestałaś? Kto to zrobił? Kto Cię odmienił? - Zadała podejrzliwie tysiąc pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Powoli, rozmyślałam nad każdym zdaniem. Miała rację. Coraz mniej odczuwałam głód nikotynowy, nie miałam ochoty na alkohol i imprezy. A przecież jeszcze niedawno, nie potrafiłam wytrzymać bez pięciu papierosów dziennie.
Nie odpowiadałam.  Nie potrafiłam odpowiedzieć.
- Jakiś chłopak? - Kąciki ust Blair uniosły się w łobuzerskim uśmiechu i szturchnęła mnie ramieniem.
Totalnie spochmurniałam.
- Możesz wyjść? - Powiedziałam łagodnie, ledwo przełykając ślinę.
- Jasne. Ale pamiętaj. Każdego kiedyś dopada ta strzała amora. Ciebie dopadła w najmniej oczekiwanym momencie.- Opiekunka puściła mi oko, a ja podkuliłam nogi.