środa, 14 sierpnia 2013

`The Darkness Of Her Soul` rozdział. 27

Justin.
Kocham ją. Cholernie kocham. Kurwa, jak ja ją kocham..
Miałem mętlik w głowie. Stanąłem przed drzwiami Melody. Tak strasznie się stresowałem.. Nie potrafiłem znaleść odpowiedzi na pytanie.. "dlaczego on mnie tak nie lubi?" Co zrobiłem? Nie wiem. Kurwa, nie wiem. Ona jest.. Moim tlenem. Nie mogę jej stracić. Bo jeśli zniknie mój tlen, wtedy zniknę ja. To śmieszne, ale dziewczyna, której kiedyś nie lubiłem, jest teraz moim narkotykiem. Musi być przy mnie, wtedy nic złego się nie dzieje. A gdy widzę ją płacząca.. Mam ochotę ją przytulić, pocałować i już nigdy nie zostawiać.
Uniosłem pięść, trzy razy pukając. Co jeśli on otworzy? Jeśli mnie wyrzuci? Podrapałem się lekko po karku. Nie ma odwrotu. Będę walczył. Walczył o nią.
Drzwi lekko zaskrzypiały, gdy ktoś pociągnął z wewnątrz za klamkę. W progu stanął dość wysoki mężczyzna o kilku siwych włosach. Niemal odrazu spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.
- Czego tutaj chcesz, chłopcze? - zapytał niskim głosem, a ja westchnąłem ciężko.
- Przyszedłem po pańską córkę. Czy panu się podoba, czy nie, ja ją kocham. - odpowiedziałem zdecydownie pewny siebie. Facet prychnął pogardliwie, ale nie zdążył nic powiedzieć, gdyż zaraz za nim stanęła znana mi sylwetka. Wychyliła głowę zza ramienia mężczyzny. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Czekaj, już idę. - w pośpiechu ubrała buty na lekkim obcasie.
- A Ty gdzie się wybierasz? - zapytał ją, jej ojciec. Zagryzła wargę.
- Na spacer. A co, nie mogę? - odpowiedziała, lekko zdenerwowana. Muszę przyznać, w kłamaniu jest niepokonana. Tata Melody skarcił mnie spojrzeniem.
- Mówiłem Ci, że nie masz się spotykać z tym.. Biedakiem. - warknął lekko z niesmakiem. Poczułem, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Więc o to chodziło? O to, że jestem biedny? Zrobiło mi się strasznie ciepło.  Może ma rację? Może Melody zasługuje na kogoś lepszego?
- Nie obchodzi mnie Twoje zdanie w tej kwestii. - moja dziewczyna odpowiedziała krótko, wymijając swojego tatę. Zatrzasnęła drzwi.
- Jestem gotowa, chodźmy. - stanęła przede mną i oznajmiła. Wyglądała pięknie. Blond włosy, spadały kaskadami na jej ramiona. Na sobie miała zwiewną, białą sukienkę.  Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, gdy przez dłuższy czas nie odzywałem się i wpatrywałem w jej ciało.
Zdecydowanie, wyglądała jak anioł. Jak mój anioł.
- Justin?..
- Wyglądasz pięknie. Chodźmy. - wysunąłem dłoń w jej stronę, a ona złapała ją, splatając nasze palce.
- Dziękuję. Trochę się denerwuję. Wiesz, poznanie Twojej rodziny, to wcale nie pikuś. - zaśmiała się nerwowo, a ja przyciągnąłem ją do siebie i musnąłem jej wargę.
- Bądź sobą. A pokochają Cię. - mruknąłem do jej ucha, a ona odgarnęła kosmyk swoich włosów, za ucho.
***
Przepuściłem moją dziewczynę w progu. Dobrze wiedziałem, jak się denerwuje, dlatego położyłem dłoń na jej plecach. Ściągnąłem torebkę z jej ramienia i odwiesiłem.
- Nie denerwuj się. Spokojnie. - zakreśliłem uspokajająco jakieś wzory na jej plecach. Odetchnęła lekko ze spokojem. Do przedpokoju wpadła Jazmyn.
- Justin! - przytuliła się mocno do mnie, a ja zaśmiałem się i podniosłem ją wysoko. Melody obdarowała ją szerokim uśmiechem.
- Pamiętasz Melody? - zapytałem ją, z cwanym uśmieszkiem.
- Twoja dziewczyna, tak? - zachichotała. Zatrzymałem wzrok na blondynce i spojrzałem w jej oczy.  Teraz zdecydowanie mogłem to powiedzieć.
- Tak, Jazz. Moja dziewczyna.
Melody zarumieniła się lekko i właśnie wtedy weszła Pattie.
- Co jest dzieciaki, czemu jeszcze nie jesteście w salonie? Kolacja stygnie. - mama klasnęła w dłonie i niepewnie uśmiechnęła się do Melody.
Opuściłem siostrę na ziemię, pozwalając jej już iść zajadać. Stanąłem obok nich.
- Mamo, to jest Melody. Melody, to jest moja mama. - zapoznałem ich ze sobą, a blondynka wysunęła dłoń w stronę kobiety.
- Miło mi panią poznać.
- Och, przestań. Mów mi Pattie. - kobieta zaśmiała się, chwytając dłoń dziewczyny, ale zamiast ją ścisnąć, przyciągnęła Melody bliżej siebie i przytuliła. Wybuchnąłem śmiechem, na widok zadziwionej blondynki.
- Tak..Więc już znasz moją mamę. Chodźmy do stołu. - chwyciłem dłoń swojej dziewczyny i zaprowadziłem ją do salonu. Oglądała się wszędzie i z zaciekawieniem przyglądała się zdjęcią.
Gdy już każdy zaczął jeść,  Pattie odezwała się.
- Więc Melody.. Czym się interesujesz? - zapytała, a ja wywróciłem oczami.
- Maaaaaaamo..- przeciągnąłem "a"
- Hmm.. Więc.. Chodzę na lekcję gry na gitarze. Od dziecka śpiewam. Rodzice chcą, abym została lekarzem, ale.. Jakoś mnie nie ciągnie. - Melody zmieszała się lekko.
Melody.
Już w pierwszym momencie, gdy zauważyłam mamę Justina wiedziałam, że to przemiła kobieta.  Przyjęła mnie do domu, jak własną córkę. Siedzieliśmy w pokoju Justina, a ja oglądałam wszystkie zdjęcia. Szczególnie jedno mnie zaintrygowało. Chwyciłam je w dłoń i podeszłam do leżącego Justina. Dzisiejszego wieczoru nie zjawił się jego tata. Byłam prawie pewna, że na tym zdjęciu, był to on. Szatyn szybko podniósł się do pozycji siedzącej.
- Justin, to Twój tata? - zapytałam, ale widząc jego twarz, od razu pożałowałam tego pytanie. Co jeśli trafiłam w jakiś słaby punkt? W ciszy, dotknął obramowania fotografii i westchnął. Usiadłam koło niego, na łóżku.
- Tak. Mój tata.. Na tym zdjęciu miał tyle lat, co ja.. - wychrypiał, a ja przyjrzałam się fotografii. Tak, rysy twarzy ma po nim. Ale na tym podobieństwa się kończą. Wiedziałam, że coś się musiało tutaj dziać. Nie mówiłby z takimi uczuciami o fotografii.
- Justin, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać o tym.. - zaczęłam szybko nawijać, ale przerwał mi.
- Zostawił moją matkę, gdy ona mnie urodziła. Obiecał jej, że zdobędzie pieniądze dla naszej rodziny.. Za granicą.Wyjechał do Niemiec.A potem wrócił.. Tylko, że na parę miesięcy. Gdy dowiedział się, że Jazmyn przyjdzie na świat.. Wystraszył się. Zostawił mamę samą z nami. Ponoć mieszka teraz w Niemczech z jakąś kobietą. - przełknął głośno ślinę. Widziałam, że próbuje powstrzymywać łzy. Sama nie potrafiłam w to uwierzyć. Jak ktoś może być tak podły? Zastała chwilowa cisza. Myślałam o tym, jak Justin wychowywał się bez ojca. Jak mógł się czuć, gdy inne dzieciaki miały pełną rodzinę. Jak dawał sobie radę?
- Przepraszam..
- Nie masz za co, kochanie. Nie wiedziałaś. - Szatyn spojrzał na mnie i odłożył zdjęcie na półkę.Byłam zaskoczona, jak szybko potrafi opanować smętny humor i uśmiechnąć się.Położył dłoń na mojej talii i przybliżył do siebie, nie zostawiając między nami ani jednej szczeliny. Z nieśmiałością, lekko się podniosłam i usiadłam na jego kolanach okrakiem. Spojrzał w moje oczy, a ja wplotłam palce w jego włosy.
- Tak strasznie Cię kocham.. - mruknęłam w jego usta, łącząc je pocałunkiem. Pozwoliłam jego językowi, dostać się do środka. Dotknął ręką mojego podbródka i przycisnął nasze twarze jeszcze bliżej siebie. Walczyliśmy zaciekle o dominację. Opadł na łóżko, a ja wraz z nim, odgarniając włosy z jego twarzy. To nie był zwyczajny pocałunek. Był.. Za porywczy. Wiedziałam, że jeśli teraz nie przerwę, to może dojść do czegoś innego. Odsunęłam się lekko od jego ust, pozwalając złapać nam oddech. Nabierałam łapczywie powietrza i zeszłam z Justina.
- Powinniśmy zobaczyć, co u Jazmyn. Coś tam tak cicho. - zachichotałam, by jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Szatyn nie za chętnie się podniósł, przystając na tę propozycję.
- Rany, dlaczego musisz przerywać w najlepszych momentach? – zaśmiał się bez humoru,przyciągając mnie do siebie i całując w szyję.
- Nie marudź. – puściłam do niego oko i pociągnęłam w stronę pokoju Jazmyn.
***
- Nigdy więcej nie wyjdziesz z tym chłopakiem. Mówiłem Ci, że masz zakaz spotykania się z tym.. Biedakiem. – oto pierwsze słowa jakie usłyszałam, gdy wróciłam do domu. Wściekle odłożyłam torebkę na stół i pewnym krokiem weszłam do kuchni, skąd dobiegał głos.
- O co Ci chodzi, co?! Nigdy nie interesowałeś się moim życiem. Zresztą tak samo, jak Isabela. Więc teraz się wtrącaj. – stanęłam twarzą w twarz z ojcem. Jego buzia poczerwieniała ze złości i zgiął ręcę w pięści.
- Taki biedak nic dobrego nie sprowadzi na nasze życie. – warknął.
- Kocham go takiego, a Ciebie to gówno powinno obchodzić. Co?! Chodzi tylko o to, że jest biedny? Jesteś głupi. – wychrypiałam, wymijając ojca i waląc go ‘niechcąco’ w ramię. W połowie drogi do mojego pokoju, zatrzymała mnie Blair.
- Musisz go zrozumieć.. Jeszcze niedawno byłaś małą dziewczynką, a teraz jesteś prawie kobietą i masz chłopaka. To dla niego również szok. – chwyciła moją dłoń i lekko ją ścisnęła. Spojrzałam na nią ze złością.
- To nie znaczy, że będzie mi zakazywał spotykania się z własnym chłopakiem!
Wyrwałam się, biegnąc po schodach na górę.
Wiedziałam, że nie chodzi tylko o to. Mój ojciec był za wściekły. Musi chodzić o coś więcej.
___________________
No i mamy kolejny rozdział. J Jak Wam się podoba?
Co o nim myślicie? Musicie mi wybaczyć, bo nie sprawdzałam błędów tym razem. : <
Muszę już Wam oznajmić, że zbliżamy się do końca tego opowiadania. Dziękuję za każdy komentarz!
Wywołuje uśmiech na mojej twarzy. : ) Kocham Was <3 

6 komentarzy:

  1. Jak zwykle świetny. ;3
    ~Pro Elo Mama.

    OdpowiedzUsuń
  2. O co chodzi z tym jej ojcem? Co on ma do Jussa? Extra rozdział! Czekam na nexta :D <3 ;* ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jak to już końcówka ?!!?Nie zgadzam się na tak szybki koniec , a poza tym rozdział świetny ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowny rozdział <3 jak to końcówka :?:c

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba wiesz jak bardzo kocham to opowiadanie ?? :3
    Ten rozdział jest cudowny :D
    A teraz... Że słucham ?! Zbliżamy się do końca ?! A jeśli nawet masz skończyć to opowiadanie to zaczniesz pisać nowe ? Ploosieee ....
    Czekam z niecierpliwością na nowość ; )
    Pozdrawiam ; **
    ~Chilli76

    OdpowiedzUsuń
  6. oo w końcu poznała Jego rozdzine ;)
    ciekawe o co jemu chodzi ?;o
    czekam ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń